10

1.2K 110 26
                                    

Przechadzałem się powoli korytarzami szkolnymi, nie mając nic do roboty. Skusiłem tego dnia parę osób, więc mogłem sobie zrobić wolne. Szybko znudziło mnie to zajęcie, bo sprowadzanie ludzi na złą drogę było zbyt łatwe.

Wystarczyło dobrze dobrać słowa i dać im dobry argument, a oni odpuszczali i grzeszyli. Żałosne. Nie rozumiałem czemu to oni byli jednym z najdoskonalszych dzieł Boga, skoro byli tak słabi, że diabły nie musiały się jakoś bardzo starać w przeciwieństwie do aniołów.

Oczywiście nie powinienem generalizować, bo zawsze znajdą się wyjątki od reguły, jednak nie było co ich wychwalać. I to nie tak, że nie lubiłem ludzi, a po prostu patrzyłem na to wszystko obiektywnie. Wiedziałem, że potrafią być dobrzy, jednak z biegiem czasu coraz mniej to okazywali z jakiegoś powodu.

Chociaż czy ja byłem od nich lepszy? Oczywiście byłem diabłem i nie robiłem raczej dobrych rzeczy, jednak to nie o to chodziło. Sama moja relacja z Seungminem sprawiała, że wcale nie byłem w lepszej sytuacji.

Byłem diabłem, a on aniołem, jednak nie potrafiliśmy się nienawidzić. Co więcej byliśmy do siebie całkiem przyjaźnie nastawieni, a w galerii zachowywaliśmy się, jak najlepsi przyjaciela. Czy to było normalne, patrząc przez pryzmat tego, kim byliśmy? Zdecydowanie nie.

Czy obchodziło mnie to? Nie. Poza tym na co dzień dobrze to ukrywaliśmy, starając się unikać siebie wzajemnie bądź nie wdając się w dyskusję ze sobą. Każdy od razu wyczułby, że nasze aury nie są przepełnione nienawiścią do siebie.

Jedynymi momentami, gdy mogliśmy się swobodnie wygłupiać ze sobą i rozmawiać było nasze odbywanie kary w bibliotece oraz potajemne spotkania na mieście. I gdyby tak pomyśleć to brzmiało to, jak fabuła jakiegoś serialu, ale to było samo życie.

Dwa różne światy, które ze sobą kolidowały. Zwaśnione strony, które miały nigdy się nie pogodzić. A w środku tej odwiecznej wojny była dwójka zagubionych nastolatków, którzy w sumie dogadywali się i nie rozumieli całego sporu.

Gdy tak stawiałem kolejne kroki, do moich uszu zaczęła dolatywać delikatna melodia. Od razu rozpoznałem charakterystyczny dźwięk, który świadczył o tym, że ktoś grał na skrzypcach i na pewno nie był to diabeł. Piosenka była zbyt delikatna i spokojna, a także wesoła. Wręcz magiczna.

- Czyżby to naprawdę działało? - westchnąłem, idąc w kierunku źródła melodii, którym była sala muzyczna.

Tak, jak spodziewałem się w pomieszczeniu znajdowała się tylko jedna osoba. Oczywiście był to mój aniołek, a nasza jakże cudowna więź sprowadziła mnie do niego, mimo że nie byłem tego świadomy. Jednak to naprawdę działało.

Postanowiłem nie przeszkadzać mu i dalej wsłuchiwałem się w przyjemną dla ucha melodię, opierając się o ścianę. Wydawało mi się, że aniołki prędzej grały na harfach, lirze bądź pianinie, ale kompletnie przez myśl nie przeszły mi skrzypce. Chociaż czy to było jakoś bardzo szokujące?

Nie wiedziałem, ile czasu upłynęło, ale nawet nie zwracałem na to uwagi. Byłem zbyt zajęty słuchaniem melodii, którą wygrywał anioł, kompletnie nieświadomy mojej obecności. Myślałem nawet, żeby go przestraszyć, jednak odpuściłem sobie, by nie zszedł mi na zawał.

- Ładnie grasz - mruknąłem, gdy wreszcie skończył.

- Osz w..ekhem - zawołał wystraszony, podskakując - Od dawna tu jesteś? - westchnął i spojrzał na mnie.

- Bo ja wiem? Ale zdążyłem sobie posłuchać - wzruszyłem ramionami, by do niego podejść.

- Nudzisz się, prawda? - uniósł brew.

- Skąd wiedziałeś? - zdziwiony popatrzyłem mu w oczy.

- Ty się cały czas nudzisz - prychnął cicho.

- Nieprawda. Nie nudzę się, gdy jestem z tobą - puściłem mu oczko, na co prawie oberwałem smyczkiem - Ej, ale nie atakuj mnie, brutalu! - zawołałem oburzony.

- Cicho bądź, gadzie - burknął.

- Aniołek nie w sosie? - oparłem dłonie na biodrach.

- Można tak powiedzieć - westchnął.

- Cóż to się stało? Mi możesz powiedzieć, mogę kląć za ciebie - położyłem mu dłoń na ramieniu z przekonywującym uśmiechem.

- Po prostu mam dość - wywrócił oczami.

- Czego? - nie zrozumiałem.

- Tego wszystkiego. Czemu musimy udawać kogoś, kim nie jesteśmy? Czemu każdy anioł ma być bez skazy? Zawsze uśmiechnięty, cierpliwy, miły, przyjazny, idealny. Czemu każdy diabeł musi być zły, niemiły, bezduszny i chamski? Przecież nie każdy taki jest - westchnął sfrustrowany.

- Skąd wiesz, że nie każdy diabeł taki jest? - skrzywiłem się sceptycznie.

- Choćby po tobie! Pomogłeś mi i potrafisz być miły. Czemu musimy się nienawidzić? - zaczął żywo gestykulować.

- Od jak dawna dusisz to w sobie? - usiadłem na ławce.

- Od zawsze. Irytują mnie te stereotypy, których musimy przestrzegać. Nie jestem idealny, nie byłem i nie będę, a udając zatracę swoje prawdziwe ja - burknął pod nosem, chowając dłonie do kieszeni.

- Wiesz, że nie mamy innego wyjścia - westchnąłem i spoglądałem na niego cały czas.

- Wiem i to jest najgorsze. Musimy brnąć w to dalej, kreując swoją postać i pokazując tylko naszą ulepszoną wersję - zrezygnowany usiadł obok i zwiesił dłonie.

- Jak cię to pocieszy to przy mnie nie musisz udawać czy coś - odezwałem się po chwili.

- Tak, ale co z tego? Jesteś diabłem, ja aniołem. Nie powinniśmy ze sobą przebywać - pokręcił głową.

- Fakt - wydąłem dolną wargę, ale po chwili lekko go szturchnąłem ramieniem - Nie łam się, Min - uniosłem lekko kącik ust, znów ukazując swoją łagodną stronę.

- Męczy mnie to - westchnął ciężko i walnął głowę na moje ramię. Pozwoliłem mu na to, bo czemu nie?

- Póki masz choć jedną osobę, przy której nie musisz udawać, jest dobrze. A ty jedną na pewno masz, więc nie ma biedy - przerwałem ciszę i dalej wpatrywałem się w sufit.

- Myślisz, że nasza relacja wygląda, jak wygląda przez tę więź? - spytał nagle.

- Nie mam zielonego pojęcia, jak mam być szczery, ale jesteś pierwszym aniołkiem, który mnie nie irytuje - wypuściłem powietrze z ust, a po chwili usłyszałem jego dość uroczy chichot.

- A ty jesteś jedynym diabełkiem, którego nie chcę oblać wodą święconą i walnąć krzyżem - zaśmiał się cicho, a ja zawtórowałem mu.

- Mam czuć się wyróżniony? - prychnąłem.

- Tak, zdecydowanie tak - pokiwał głową.

- Jesteś dziwny, Seungmin - zamknąłem oczy.

- I ty również, Hyunjin - odpowiedział po chwili.

Ciągnie swój do swego.

My little angel | SeungjinWhere stories live. Discover now