47

885 96 9
                                    


Spojrzałem na Chana, który opierał się o ścianę niedaleko mnie i kiwnąłem głową. Stwierdziliśmy, że najlepiej będzie go wyjaśnić po lekcjach w piątek, więc jedynie czekaliśmy przed budynkiem szkoły z naszymi pupilami, by ten szczur wyszedł na zewnątrz.

Na szczęście nie minęło długo, a ja dostrzegłem zielonowłosego w oddali, więc dałem znak przyjacielowi. Inu i Behemot przybrali swoje normalne formy, gdzie byli wielkości człowieka, by być gotowi na nasze polecenia. Ostatecznie bez nich ani rusz w takich sprawach.

- Cześć, San - uśmiechnąłem się jadowicie do chłopaka, który nieco zdziwiony spojrzał na nas.

- Co chcecie? Spieszę się - mruknął arogancko, jednak jego źrenice rozszerzyły się, gdy zza budynku wyłonił się ogromny kot i wilk, których oczy wręcz płonęły.

- Chcemy porozmawiać - wzruszył ramionami Chan.

- Nie mamy o czym - wymamrotał.

- A ja myślę, że mamy, Choi - parsknąłem - Jakim prawem się do niego zbliżyłeś i śmiałeś go tknąć? - syknąłem, powstrzymując się przed rzuceniem się na niego.

- A jednak miałem rację, tak? Bronisz aniołka, musi być ważny dla ciebie - uśmiechnął się zwycięsko.

- Behemot - rzuciłem krótko, a sporych rozmiarów kot powalił chłopaka na ziemię, dociskając go do niej łapami.

- Ej, spokojnie - prychnął San, który próbował ukryć przerażenie.

- Nie. Gdybyś czepiał się jedynie mnie, nie byłoby problemu, ale śmiałeś zbliżyć się do Seungmina - szepnąłem pusto, kiwając głową do kota, by wbił mu lekko pazury w ciało, na co ten jęknął.

-To jest chore! Jesteś do kurwy nędzy diabłem, a on aniołem! - warknął głośno, a po chwili do tej dwójki podszedł warczący Inu.

- Chore jest to, że wpierdalasz się nie swoje sprawy, Choi - prychnął Chan - Czego powinniśmy cię pozbawić, hm? Ręki? Nogi? Języka? A może głowy? - uśmiechnął się wesoło.

- Tak, San. Jestem diabłem, dlatego mam w dupie te zasady - kucnąłem przy chłopaku, który krzywił się przez pazury Behemota. Widocznie wbijał je mocniej niż kazałem, ale to nic - To jak? Odpierdolisz się grzecznie czy dać im cię zjeść, skurwielu? - przechyliłem głowę w bok.

- Jesteś popierdolony - szepnął przerażony, na co wzruszyłem ramionami.

- Rzuciłeś się na jego przyjaciela. Dziwisz się, że chce cię zajebać? - parsknął Bang z tyłu, jednak zaraz podszedł, by kopnąć go w szczękę.

- Odpierdolisz się czy nie? - syknąłem już zirytowany.

- Dobra, ale puśćcie mnie do cholery - zawołał, a ja skinąłem głową, by mój pupil z niego zszedł.

- No, a teraz spierdalaj i nie waż się nikomu powiedzieć, bo skończysz w żołądkach naszych zwierzaczków - spojrzałem na mojego przyjaciela, uśmiechając się w duszy.

- Dziękuję, Channie - szepnąłem, gdy zostaliśmy sami, bo tamten tchórz zwyczajnie uciekł.

- Nie masz za co, stary - klepnął mnie w ramię, a nasze zwierzęta znów przybrały normalne rozmiary.

- To co? Idziemy do maka i dzwonimy po aniołki? - rzuciłem w przestrzeń.

- Ty dzwonisz - zaznaczył, a ja ze śmiechem wyjąłem telefon.

- Tak jest - kiwnąłem głową, wybierając numer do Seungmina.

- Halo? - uśmiechnąłem się pod nosem, gdy usłyszałem głos Mina.

- Chodźcie do maka, hm? - wymruczałem łagodnie.

- Którego? Kiedy? - wyczułem podekscytowanie w jego głosie.

- Tego w nowej galerii, idziemy tam właśnie, więc musicie nas dogonić - zaśmiałem się cicho.

- Jasne, już idziemy! - zawołał radośnie.

- To czekamy - westchnąłem z uśmiechem, by rozłączyć się.

- Zachowujesz się, jak zakochany - prychnął Chan i właściwie nie mylił się.

- Przymknij się, kangurze cholerny - parsknąłem, mimo wszystko, bo jedyną osobą, która mogła wiedzieć o tym był Jeongin.

- Odezwała się, pieprzona lama - wymamrotał pod nosem oburzony, a po chwili obaj wybuchnęliśmy cichym śmiechem.

Dobrze było mieć bliskie osoby.

My little angel | SeungjinWhere stories live. Discover now