Rozdział 56

1.2K 79 11
                                    

       George, Luna i Hermiona czekali na sygnał od Harry'ego, ukryci na tyłach rodowej rezydencji Lestrange. Kolejne dwie grupy ustawione zostały po bokach budynku, a młody Malfoy w towarzystwie Blacka oraz Freda , ukryci w swoich animagicznych postaciach mieli wkraść się do środka i odwrócić uwagę wroga od reszty grupy ratunkowej, która miała za zadanie wyprowadzić Notta.

          Pół godziny po rozpoczęciu całej misji, prawie wszystko szło dobrze. Ludzie w maskach skupili się na czarnowłosym i jego dwóch kompanach, niestety sztuczka z iluzją szybko została rozpracowana.  Obecnie związany  Theodor znajdował się na tyle pomieszczenia, nie pilnowany przez nikogo. To był idealny moment na odpalenie specjalnych fajerwerków, które oprócz dezorientacji przeciwnika, miały również być sygnałem do wkroczenia trzech grup posiłków.  Fred został już trafiony zaklęciem tnącym, które pozbyło się kawałka jego ucha, a Syriusz oberwał Cruciatusem. Cała trójka była już trochę wyczerpana obroną , unikami i rzucaniem zaklęciami w dziesiątkę osób z wewnętrznego kręgu Voldemorta. Czarny Pan obserwował całą walkę ze swojego obrazu, który wisiał obok ich więźnia. Harry miał ochotę spalić jego portret, po krótkiej pogawędce z mężczyzną na początku spotkania , pomiędzy szalonym monologiem jego dalekiej ciotki o tym jakim chłopiec jest plugastwem. 

    W końcu drzwi po trzech stronach sali balowej otworzyły się z głośnym trzaskiem i do pomieszczenia wpadli pozostali członkowie grupy, od razu rzucając w ubranych w czarne szaty czarodziejów bańki z eliksirem, zmieniającym ludzi w zwierzęta. Specyfik działał przez pół godziny i był autorstwa Draco oraz George'a. Niektórzy zdążyli postawić bariery ochronne, ale większość biegała właśnie i latała po pomieszczeniu zdezorientowana.  Harry rzucił się do pomocy Hermionie, która walczyła z Rookwoodem i zaczynała mieć kłopoty. Voldemort łajał swoje sługi i głośno wyrażał swoje niezadowolenie z ich marnej walki. Gdy teren był oczyszczony ,  zielonooki podszedł do obrazu, by miał nadzieję,ostatni raz spojrzeć na zabójcę swojej matki.

-Wielki Lord Voldemort kończy dziś swoje rządy ostatecznie. Zczeźnij w piekle morderco niewinnych. Incendio!- zawołał, podpalając malowidło.

      Przeraźliwy wrzask było słychać przez kilka minut, po czym nastała cisza, przerywana tylko odgłosami zwierząt i ciężkimi oddechami ekipy ratunkowej.  Po wszystkim nastolatek podszedł do ukochanego, uwolnił go z więzów i przytulił mocno.

-Tak bardzo się o ciebie bałem. Przepraszam, że nie powiedziałem ci o mojej prawdziwej tożsamości. Jeśli mi pozwolisz, spróbujemy od nowa, bez żadnych tajemnic i tego wszystkiego.

-Musisz dać mi czas do poukładania sobie tego wszystkiego. Nic nie mogę ci teraz obiecać.- powiedział beznamiętnie Theodor, wkładając ręce w kieszenie swojej szaty.

        Młody Malfoy skinął ze smutnym uśmiechem głową, po czym odwrócił się do reszty swoich przyjaciół.  Draco zauważył w dłoni Notta błyszczący przedmiot i już otwierał usta, by krzyknąć ostrzeżenie, ale ostrze zdążyło dosięgnąć celu.

-To za moją rodzinę i Czarnego Pana . Słaby był z ciebie kochanek kwiatuszku.- zdążył wyszeptać Theo, zanim został obezwładniony przez  Lupina.

          W tym czasie Łapa wyrywał się, by pokiereszować zdrajcę i był trzymany przez trzech chłopaków. Hermiona podbiegła do rannego, który miał sztylet wbity w plecy po stronie serca. Młodzieniec był nieprzytomny, ale dziewczyna wyczuła jego delikatny puls. Klatka piersiowa unosiła się z trudem, a cała szata z tyłu była umoczona krwią.

-Musimy go zabrać do Świętego Munga.

      Całą grupą aportowali się do magicznego szpitala, a Fred udał się by powiadomić o wszystkim Aurorów i państwo Malfoy.

---------------------
Witajcie. Trochę mnie tu nie było, ale ciężko pisało mi się ten rozdział. Niedługo koniec tej historii i mam nadzieję, że będziecie ją miło wspominać. 🤧😭Do napisania i pozdrawiam was wszystkich serdecznie. 😉

Nie ma to jak być Malfoy'em.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz