Rozdział 6

9.6K 496 49
                                    

Państwo Malfoy wraz z synem pojawili się nagle w zaułku na nieciekawej ulicy, w centrum Londynu. W pobliżu było tylko kilka niskich biurowców, jeden pub i przepełniony kontener na śmieci. Małżeństwo wraz z synem ruszyli w kierunku starej, czerwonej budki telefonicznej, do której weszli. Mężczyzna chwycił słuchawkę, która wyglądała jakby ktoś chciał ją kiedyś wyrwać, po czym wybrał na tarczy telefonu liczby 62442. Nagle dało się usłyszeć chłodny, damski głos.
- Witamy w Ministerstwie Magii. Proszę wypowiedzieć swoje imię, nazwisko i sprawę.
-Lucjusz i Narcyza Malfoy wraz z synem Harry'm Malfoy'em. Wizyta w Departamencie Rodziny.
- Dziękuję - odpowiedział chłodny żeński głos. - Proszę wziąć plakietkę i przyczepić ją na przodzie swoich szat.
Rozległo się kliknięcie i turkot po czym coś wysunęło się z metalowego zsypu, gdzie zwykle pojawiają się zwrotne monety. Była to kwadratowa srebrna plakietka z napisem "Wizyta w Departamencie Rodziny " , a dalej było imię i nazwisko osoby, dla której została ona przeznaczona. Przypieli je do swoich szat, przy czym Narcyza zrobiła to za chłopca.
-Ministerstwo Magii życzy miłego dnia i przypomina o konieczności poddania się kontroli osobistej i okazania różdżki do rejestracji w biurze ochrony, znajdującego się na końcu atrium.
Podłoga budki zatrzęsła się. Wolno zanurzali się pod ziemię. Chodnik zdawał się wznosić w górę za szklanymi oknami budki, aż ciemność zamknęła się ponad ich głowami. Później słychać było jedynie głuchy, zgrzytający dźwięk, kiedy budka sunęła w dół przez ziemię. Po około minucie, u ich stóp rozbłysła wąska szczelina złotego światła, która rozszerzała się, wspinała aż dotarła do twarzy, tak że musieli mrugać oczami, by powstrzymać łzawienie.
Drzwi budki otworzyły się sprężyście i rodzina wyszła na zewnątrz.

Stali w jednym końcu bardzo długiego i wspaniałego hallu ze zrobioną wysokim połyskiem podłogą z ciemnego drewna. Pawioniebieski sufit inkrustowany był błyszczącymi złotymi symbolami, które nie przestawały się poruszać i zmieniać jak na jakiejś niezwykłej niebiańskiej tablicy ogłoszeń. W pokrytych lśniącym ciemnym drewnem ściany po obu stronach umieszczonych było wiele pozłacanych kominków. Co kilka sekund z kominków po lewej stronie pojawiał się z cichym szmerem jakiś czarodziej lub czarownica. Po prawej stronie krótkie kolejki ustawiały się przed każdym z kominków w oczekiwaniu na odlot.
W połowie hallu umieszczona była fontanna. Pośrodku okrągłego basenu stała grupa złotych posągów, większych niż naturalnego rozmiaru. Najwyższy z nich był szlachetnie wyglądający czarodziej z różdżką wskazującą prosto w powietrze. Wokół niego zgrupowani byli piękna czarownica, centaur, goblin i domowy skrzat. Te trzy ostatnie spoglądały z czcią na czarownicę i czarodzieja.
Błyszczące strumienie wody wylatywały z końców ich różdżek, grotu strzały centaura, wierzchołka kapelusza goblina i z każdego z uszu domowego skrzata. Brzęczący syk spadającej wody mieszał się z trzaskami i wystrzałami Aporterów i stukotem stóp, gdy setki czarownic i czarodziejów, z których większość miała na twarzach posępne, poranne miny, wystartowały w kierunku złotych bramek w odległym końcu korytarza.
Dołączyli do tłumu, kierując się między pracownikami Ministerstwa. Niektórzy z nich nieśli chwiejące się stosy pergaminów, inni zmaltretowane aktówki, jeszcze inni czytali w marszu Proroka Codziennego.
Wyszli ze strumienia pracowników Ministerstwa zmierzających do złotych bramek. Gdy się zbliżali, usadowiony za biurkiem po prawej stronie, pod tabliczką z napisem Ochrona, nieogolony czarodziej w pawioniebieskich szatach spojrzał na nich i odłożył Proroka Codziennego.
-Witamy w Ministerstwie Magii panie Malfoy, Pani Malfoy. Co państwa tutaj sprowadza?
-Jakbyś nie widział plakietki Sommers. Mamy ważną sprawę do załatwienia i nie zabawimy tu długo. A teraz bądź tak kompetentny i uwijaj się szybciej. - warknął blondyn.
-Po co te nerwy. Jak tam twoje wino Lucjuszu? Słyszałem, że ostatnia partia zrobiła furorę w mugolskim świecie.
-A no zrobiła. Nie tylko wśród mugoli , ale także u nas. We Włoszech zaopatruje kilka hoteli, wiele restauracji i otworzyłem nawet sklepik firmowy. A teraz nas w końcu przepuść , bo jesteśmy umówieni i zaraz się spóźnimy.
-Życzę państwu miłego dnia. -powiedział, oddając małżeństwu różdżki i wracając do czytania gazety.
         Malfoy'owie skierowali się do windy i w końcu wysiedli na odpowiednim piętrze. Podeszli do drzwi z napisem "Oddział do spraw rodziny " i po usłyszeniu zaproszenia, weszli do środka. Za biurkiem siedział postawny mężczyzna, rudowłosy , o nazwisku Prewett Fabian. Był on bratem Molly Weasley oraz jedynym że swojego rodu, który był w stanie przekazać nazwisko rodowe dalszym pokoleniom. Resztę ich rodziny zamordowali śmierciorzercy wraz z Voldemortem. Jako że Malfoy służył temu ostatniemu, stosunki tych dwóch rodzin były, delikatnie mówiąc, napięte.
-Witaj Malfoy. Co Cię sprowadza w moje skromne progi? Przyszedłeś dokończyć to, co spartaczyli twoi kumple?
- Nie bądź śmieszny Prewett. Nie należałem do tej sekty z własnej woli. Sam Dumbledore to potwierdził. Czyżbyś nie ufał już swojemu Panu?
-Goń się wyleniała fretko. Nie mam żadnego Pana w przeciwieństwie do Ciebie. A teraz gadaj po co przychodzisz i zmiataj stąd.
-Spokojnie Fabian. Chcielibyśmy rzucić zaklęcie adopcyjne i wpisać do rodu tego oto chłopca. -wtrąciła się Narcyza, przeklinając w duchu obu mężczyzn.
-Czyżbyś zmajstrował sobie dziecko z nieprawego łoża Lucjuszu?
- Nie mam żadnych nieślubnych dzieci! To dziecko właśnie dziś adoptowaliśmy. I jeśli jeszcze raz obrazisz mnie lub moją rodzinę, to przysięgam, że wykorzystam wszystkie koneksje, jakie mi jeszcze zostały i postaram się byś wyleciał z tej roboty!- zdenerwował się blondyn, po czym z hukiem położył papiery z sierocińca na biurku. -A teraz zajmij się tym za co ci płacą.
-Stańcie przodem do siebie, po prawej oraz lewej ręce chłopca. Wyciągnijcie różdżki i na mój znak, każde z Was po kolei wypowie te same słowa. Gotowi? Zaczynamy. Et accipe puerum, et secure eo in familiam suam vitam et bonum, baptismata.
-Qui accipit ut familiam suam, ut mihi in filium.- powiedział Lucjusz, a po nim jego żona. W chwili opuszczenia z ust kobiety ostatniego słowa, srebrno-zielona wstęga oplotła ciało dziecka oraz jego nowych opiekunów. Magia wypełniała gabinet i powoli muskając ciała Malfoy'ów, wszczepiła się w chłopca. Na oczach obecnych zielone tęczówki stały się srebrno-niebieskie, rysy twarzy nabrały arystokratycznych kształtów, a skóra malca miała mieć od teraz mleczny odcień.
     Po otrząśnięciu się z zachwytu, świeżo upieczeni rodzice podpisali kolejne tego dnia dokumenty i pożegnawszy się z urzędnikiem, opuścili jego gabinet. Ministralnym kominkiem przenieśli się do Hogwartu, by odebrać starszego syna od Severusa i zapoznać z nim nowego członka rodziny.

---------------
Zaklęcie adopcyjne- zmienia wygląd osoby przyjmowanej do danej rodziny,  jego dane oraz sprawia, że w Ministerstwie pojawia się nowa teczka obywatelska ( np. dane Harry'ego Pottera zostają zakończone dopiskiem "brak dalszych danych ", a pojawia się Harry Malfoy i jego historia  zaczyna się od tego dnia.) Osoby mające świadomość, będące świadkami i/lub po otrzymaniu przyzwolenia od głowy rodu/osoby potraktowanej tym zaklęciem, mogą zobaczyć rzeczywisty wygląd adoptowanej osoby.  Zaklęcie to ponownie rzucone, zdejmuje większość  cech osoby rzucającej je wcześniej i dalej działa jak wyżej.  Zaklęcia adopcyjnego nie można zdjąć żadnym innym zaklęciem.

Nie ma to jak być Malfoy'em.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz