Rozdział 19

6.8K 381 80
                                    

-No dobrze chłopcy, omówmy wszystko jeszcze raz. Pierwszy pójdzie wasz ojciec, po nim Draco, następnie Harry, a ja na końcu. Wyjdziemy z Dziurawego Kotła i ruszymy...

-Spokojnie kochanie. -przerwał żonie Lucjusz. - Nie wszystko damy radę przewidzieć, więc odłóżmy na bok plan i idźmy na żywioł, jak to mówi H. W razie czego mamy nasze miecze i sztylety pod ręką.

-Właśnie tato. Nie po to uczyliśmy się tych wszystkich sztuczek, by nie móc ich teraz użyć. - wtrącił czarnowłosy, posyłając szeroki uśmiech w stronę staruszka.

-Ja tam wolałbym żeby nic się nie działo. Moim zdaniem lepiej użyć planu awaryjnego i oddalić się pośpiesznie za pomocą świstoklika. - odezwał się blondwłosy chłopiec.

- Oh Dracusiu, przyznaj po prostu, że byś stchórzył w obliczu jakiegoś niebezpieczeństwa. -zagruchał złośliwie do brata zielonooki.

- Nie jestem tchórzem! Po prostu nie pcham się w kłopoty jak jakiś Gryfon! Jestem Ślizgonem!

- Ja tam bym cię dał do Hufflepuff'u. - drwił dalej, patrząc jak starszy staje się czerwony na twarzy i zaczyna nerwowo podrygiwać.

-Dość chłopcy. Widzimy się po drugiej stronie. - przerwał im Lucjusz, po czym wrzucił proszek Fiuu do kominka i wypowiedział wyraźnie nazwę baru.

-Zachowujcie się tam obaj porządnie albo przez resztę wakacji nie zobaczycie swoich mioteł, a przypominam, że w Hogwarcie pierwszy rok nie może ich posiadać. Teraz ty Draconie.

*

         Malfoy'owie przemierzali Ulicę Pokątną, zmierzając do sklepu Madame Malkin, gdzie zamierzali kupić szaty szkolne. Właścicielka sklepu była dobrą znajomą Narcyzy ze szkoły i dawną Ślizgonką. Kobiety nie widziały się od kilku lat, gdyż arystokratka polubiła modę mugolską i rzadko kiedy ubierała coś czarodziejskiego oraz wydawała teraz mnóstwo pieniędzy u znanych projektantów, głównie Francuzów. Od przyjęcia na cześć nowego członka rodziny, jedynymi imprezami jakie wydano w Malfoy Manour, były tylko doroczne bale bożonarodzeniowe.

         Po wejściu do sklepu, w całym pomieszczeniu słychać było radosny dźwięk dzwoneczka, zamontowanego nad drzwiami. Z drugiej części budynku, przeznaczonej do zdejmowania miar oraz przymiarek, wychyliła się nagle głowa szefowej.

-Kogóż to moje piękne oczy widzą? Ktoś wyrwał się z podstępnych macek żabojadów? - zabrzmiał wesoły, kobiecy głos.
-Ciebie też miło widzieć Katlejo.

_________________________________
W mediach moje wyobrażenie małego Harry'ego, na prośbę Wiktora444, a pod notką obrażony i fochnięty Draco.

Oups ! Cette image n'est pas conforme à nos directives de contenu. Afin de continuer la publication, veuillez la retirer ou télécharger une autre image.
Nie ma to jak być Malfoy'em.Où les histoires vivent. Découvrez maintenant