Rozdział 57

697 48 18
                                    

            Po całym domu rodzinnym Prince rozniósł się głośny płacz dziecka, zakłócając nocną ciszę, a po chwili dołączył do niego następny. Czarnowłosy mężczyzna podszedł do kołyski niemowląt i próbował je uspokoić, ale nie za bardzo mu to wyszło. Pięć minut później młoda kobieta przybyła mu z odsieczą, kolejny raz pokazując, jak zmienić pieluszkę dzieciom.

-Spokojnie Severus'ie, w końcu będziesz w tym mistrzem. -powiedziała łagodnym głosem, kołysząc w ramionach dziewczynkę.

-Powinienem mieć już wprawę. Nawet mój chrześniak potrafi się zająć dzieckiem lepiej ode mnie.- wyburczał zły, a chłopczyk, którym się zajmował, zakwilił wyczuwając emocje rodzica.

-Nie możesz być dobry we wszystkim kochanie. Ostatnim razem straciłeś szansę na naukę, nie ze swojej winy, ale czasu już nie cofniesz.

-Wiesz co najbardziej mnie trapi? To że nie miałem okazji mu tego wynagrodzić. Ten okropny czas spędzony w sierocińcu, chwile gdy potrzebował ojca, a nie było mnie przy nim. Później starałem się być dobrym wujem, ale na koniec i w tym poległem.

-Przeszłości już nic nie zmieni, musimy żyć chwilą obecną, bo nie mamy pewności, ile taki stan rzeczy się utrzyma. W tym momencie masz rodzinę, która cię kocha i jedyne co możesz zrobić to próbować być jak najlepszym ojcem. Wszystko przychodzi z czasem kochany.- powiedziała kobieta, gładząc narzeczonego po policzku.

                   *

           I w końcu nadszedł ten dzień, dla niektórych pożegnanie z Hogwartem na czas wakacji, dla innych na zawsze. Draco stał razem z przyjaciółmi już po oficjalnej części ceremonii zakończenia nauki i w tamtym momencie bardzo brakowało mu jego braciszka. Szkoła bez Harry'ego to nie było już to samo, tak uważała również reszta grupy, która od pamiętnych wydarzeń uspokoiła się i bardzo wydoroślała. Każdy miał już plany na przyszłość, Hermiona i Neville niedługo zamieżali się pobrać, bliźniacy Weasley rozkręcili swój sklep z żartami, a ich wspólnikiem został Malfoy. 

-Nareszcie nie będę musiał cię oglądać wyleniała fretko. Wielkie szczęście, że ostatni rok musiałem znosić tylko ciebie. Ale tak to jest, jak się zadaje nie z tymi co trzeba. - rozległ się szyderczy głos najmłodszego z rudej rodzinki.

-Spadaj z tąd ryży pomiocie.-powiedział  Zabini, przytrzymując przy okazji Draco, który chciał spuścić łomot chłopakowi.

-Co tu się dzieje? Nawet na koniec swojej nauki nie potraficie odłożyć dawnych sporów? Myślałam, że panowie już wydorośleli. - wtrąciła się nagle dyrektor McGonagall, stając pomiędzy byłymi uczniami wrogich domów.

- Weasley nie potrafi zostawić opinii na temat nieobecnych tu osób dla siebie. - rzuciła oburzona Granger, wpatrując się we wspomnianego  niczym człowiek w karalucha.

-Bardzo mi przykro z powodu pana brata panie Malfoy. Był jednym z najlepszych uczniów w waszym roczniku, to bardzo przykre, że nie mógł dokończyć swojej edukacji w naszej szkole. Teraz przepraszam, ale muszę zająć się swoimi obowiązkami. Odkąd Dumbledore przeszedł na przymusową  emeryturę mam straszne urwanie głowy. Szkoda, że Severus nie mógł przejąć stanowiska wicedyrektora i zrezygnował z pracy, ale rozumiem jego chęć spędzenia czasu z dziećmi. Jak się mają Leia i Garreth?

-Szybko rosną pani profesor. - odpowiada blondyn, który trochę się uspokoił.

-Przekaż proszę młodym rodzicom, że za dwa dni wpadnę z wizytą.

-Tak jest Madame, z pewnością poinformuję narzeczeństwo o spotkaniu.

-Sukcesów życzę wam wszystkim.

             Po głośnym "dziękujemy" wszyscy pożegnali się jeszcze między sobą i ruszyli do własnych domów.  Dziedzic Malfoy'ów aportował się do rezydencji w  Wiltshire, skąd kominkiem udał się do jej Francuskiego odpowiednika. 

-Wróciłem! Jesteście?!

-W salonie!

        Młodzieniec skierował się do wskazanego mu pomieszczenia, gdzie siedzieli jego rodzice. Ucałował matkę w policzek, poklepał ojca po plecach, po czym zasiadł  w wygodnym fotelu.

-Jak było na zakończeniu szkoły? Przykro mi, że nie mogliśmy z tobą być, ale sam rozumiesz, że musieliśmy pozałatwiać ważne sprawy. - przemówił Lucjusz, odkładając gazetę na mały, szklany stolik.

-Było...

-Któż to wreszcie wrócił do domu.

Nie ma to jak być Malfoy'em.Where stories live. Discover now