Rozdział 20

6.8K 431 26
                                    

Kilka minut później, gdy wszystkie miary z chłopców zostały zdjęte, panie wdały się w pasjonującą pogawędkę o odpowiedniej kolorystyce, a męska część rodziny Malfoy zaczynała się nudzić. Wtem dźwięk dwoneczka znów rozległ się w pomieszczeniu i przez drzwi wpadła zgraja rudzielców.
-No, no, no, kogo ja tu widzę. Nie pomyliliście przypadkiem sklepów? Outlet jest po drugiej stronie miasteczka. - zaszydził Lucjusz, pozwalając wsunąć się na twarz masce wyższości i szyderstwa.
-Tak się składa Malfoy, że znalazłem lepiej płatną robotę jakiś rok temu. Czyżbyś nie był na czasie z najnowszymi wydarzeniami? A, racja, ty od kilku lat jesteś na zesłaniu i interesuje cię tylko ogrodnictwo.-odpowiedział ironicznie Artur Weasley. -Słyszałem, że rodzina ci się powiększyła. Wyrazy współczucia dla tej biednej sierotki, którą wziąłeś pod swoje skrzydła. Jak ci idzię uczenie jej czarnej magii? Pewnie za wszystkie niepowodzenia twoje pociechy są traktowane niewybaczalnymi.
-Hej! Nie wypowiadaj się tak o naszym ojcu! - wykrzyknęli na raz Draco i Harry.
-Już spokojnie chłopcy, zamówienie złożone, więc możemy ruszać dalej. Pożegnajcie się ładnie ze wszystkimi, ty też Lucjuszu.- ucięła dalsze sprzeczki Narcyza.
Po niechętnym i dość oschłym pożegnaniu, cała czwórka udała się wprost do Olivandera, by zakupić chłopcą ich pierwsze różdżki. Po kolejnej tego dnia porcji mierzenia, mały blondynek dostał dziesięciocalową, giętką z czarnego bzu i rdzeniem z pióra pegaza. Czarnowłosy wypróbował już kilka, lecz żadna się nie nadawała.
-Cóż paniczu Malfoy, wychodzi na to, że jesteś jednym z tych niewielu szczególnych przypadków. Sądzę, że mam coś odpowiedniego na tą okazję. Proszę chwilkę poczekać, muszę udać się na zaplecze. - powiedział Olivander, odchodząc pośpiesznie.
W tym samym czasie drzwi sklepu otworzyły się, a w nich stanęła dwójka identycznych rudzielców. Podeszli do lady i dopiero wtedy Harry zauwarzył trzeciego chłopca, który był mniej więcej w jego wieku.
-Witamy znów szanownych Malfoy'ów. Jestem Fred...
-...a ja to George. -dokończył drugi ze starszych chłopców. - Ten mniej przystojny to nasz młodszy braciszek Ronald.
-Pragniemy przeprosić szczerze za zachowanie naszego ojca i w ramach zadośćuczynienia oddajemy w wasze ręce tego oto Weasley'a. Nie będziemy za nim tęsknić za bardzo. - ostatnie zdanie wypowiedział teatralnym szeptem, a starszych Malfoy'ów aż zatkało.
Po minucie ciszy Lucjusz zamierzał najwyraźniej zmieszać ich z błotem, lecz ubiegli go jego synowie.
-No nie wiem, jak myślisz Harry, powinniśmy zaakceptować tego konia trojańskiego? Może to być przecież pułapka. - zaczął blondynek, rzucając kpiące spojrzenie w stronę bliźniaków i zaplatając ręce na klatce piersiowej.
- Zgadzam się co do tej pułapki bracie. Pewnie zaraz dostaniemy jakimś psikusem ze sklepu z dowcipami, zwłaszcza, że ich dłonie są na czymś zaciśnięte. Co to, eliksir na zmianę koloru? Takie rzeczy potrafimy uwarzyć od kąd skończyliśmy siedem lat. To najstarszy kawał świata i do tego nudny jak flaki z olejem. -odpowiedział, przyglądając się swoim wymanikiurowanym paznokciom czarnowłosy, a braci Weasley dosłownie zatkało.
_____________
Witajcie! W  szkole nagle dostałam weny więc dodaje nowy rozdział.  Zawsze miałam lepszą wenę w klasie na lekcji. Mam nadzieję, że wam się podoba. W mediach na górze Harry  lat szesnaście. Do następnego! 😁

Nie ma to jak być Malfoy'em.Where stories live. Discover now