Rozdział 28

5.4K 397 26
                                    

            Następnego dnia Harry po wstaniu z łóżka, wypił jedną z wielu fiolek eliksirów dostarczonego przez jego wuja. Zanim chłopcy zeszli na śniadanie, Dracon zdążył już pięć razy zapytać, czy przyjął "lekarstwo" , co czarnowłosego rozdrażniło niemiłosiernie. Po zjedzeniu posiłku, chłopcy udali się na pierwszą lekcję, czyli zielarstwo, po którym mieli dwie godziny transmutacji, obiad i na koniec OPCM z nowym profesorem. Pomiędzy lekcjami bracia opracowywali kolejny plan wraz z bliźniakami Weasley, który planowali wcielić w życie podczas kolacji. Severus kiedyś opowiadał chłopcom, jak działała grupa, do której należał ojciec dawnego Pottera i to właśnie stąd wzięła się nazwa ich grupy. Harry postanowił kontynuować, to co zaczął jego biologiczny ojciec, tyle że chłopiec miał lepsze dojście do mikstur oraz bardzo pomysłowego Mistrza Eliksirów po swojej stronie. Dochodził do tego również ślizgoński spryt i gryfońska bezkarność. Wszyscy w końcu wiedzą, że Dumbledore faworyzuje Gryffindor i dzięki temu bliźniacy już wielokrotne unikneli poważnej kary.

            Wracając jednak do tematu, chwilę przed ostatnim tego dnia posiłkiem Fred zwolnił się z lekcji profesora Flitwicka, pod pretekstem złego samopoczucia, po czym zamontował niespodziankę nad krzesłem, gdzie siedział podczas jedzenia Lupin. Po wszystkim chłopak ruszył szybkim krokiem do Skrzydła Szpitalnego i przed samym wejściem zjadł cukierka powodującego wymioty.

-Pani Pomfrey! Jest tu pani?-zawołał rudowłosy, czując jak zjedzony przez niego obiad, podchodzi mu do gardła.

           Z kantorka w tylnej części sali wyłoniła się kobieca głowa, która zapytała zirytowana.

- Co tym razem Weasley? Znów nielegalnie eksperymentowałeś z eliksirami?

            W tym momencie zawartość żołądka młodzieńca wydostała się na podłogę, a pielęgniarka szybko podbiegła do niego i podsuwając miednice pod usta, zagoniła na łóżko, po czym sprzątnęła bałagan jednym machnięciem różdżki, zabierając się za leczenie pacjenta.

                 Tymczasem pierwszoklasiści zakończyli lekcje Obrony, gdzie zapoznali się z nowym nauczycielem i zmierzali do Wielkiej Sali na posiłek. Lupin podążał za pewnymi dwoma braćmi, z których jeden prawdopodobnie był zaginionym synem jego zmarłego przyjaciela. Pytanie brzmiało, czy chłopiec- jeżeli podejrzenia Dumbledore'a są prawdą- zna swoją prawdziwą tożsamość i jeśli tak, to czemu trzyma to w tajemnicy przed wszystkimi? Czyżby Malfoy'owie byli jednak po stronie śmierciożerców i planowali przeciągnąć Wybrańca na stronę Voldemorta? Jak na razie wszystko było dla Lupina zagadką, którą zamierzał rozwiązać. Nie dawało mu również spokoju zdarzenie z poprzedniego dnia. Zastanawiał się, kto sobie z niego zażartował i czy to przypadek, że akurat teraz w szkole zaczęła działać grupa, pod tą samą nazwą jak ta, do której kiedyś należał.

           Zamyślony zasiadł na swoim miejscu przy stole personelu szkolnego, po czym nałożył sobie zupy i zaczął jeść. Jakiś czas później poczuł jak coś skapuje na jego włosy i w następnej minucie świat stał się wielki, a zamiast własnych rąk miał kocie łapki.

            Severus wiele lat czekał, by odpłacić się swoim szkolnym prześladowcom, za wszystkie krzywdy, jakie go spotkały w młodości z ich rąk. Teraz, gdy nadażyła się okazja, miał zamiar wspierać plany swojego chrześniaka i jego przybranego brata. Musiał przyznać, że połączenie ich talentów z tymi Weasley'ów, było wspaniałym pomysłem. Snape wręcz zachęcał młodych Malfoy'ów do tego połączenia sił oraz przybrania nazwy dawnych żartownisiów. Oczywiście robił to wszystko subtelnie, jak na ślizgona przystało. Teraz jego wysiłki wydały żniwo. Mężczyzna obserwował, jak jeden z jego dawnych nemezis zamienia się w burego kiciusia, a wszystkie głosy w pomieszczeniu cichną. McGonagall poderwała się ze swojego miejsca, po czym zmierzyła wzrokiem pewną osobę przy stole Gryffindoru.

-Weasley! Co to ma znaczyć?!

-Nie wiem o co pani chodzi, pani profesor. Nie mam nic wspólnego z tą sytuacją. Cały czas byłem na lekcjach. Słowo. -łgał rudowłosy.

-Gdzie twój brat Fred?

-Nie jestem Fred. Mój braciszek źle się poczuł na Zaklęciach i poszedł do Skrzydła Szpitalnego proszę pani. Z tego co widzę jeszcze tam jest.- odpowiedział z doskonale słyszalną troską w głosie.

-Faktycznie tak było Minerwo. Chłopak był blady i się pocił, więc wysłałem go do pielęgniarki. -potwierdził mały profesor.

-Możecie spodziewać się, że ta sprawa tak szybko się nie skończy, po posiłku osobiście zajdę do Skrzydła i zobaczymy. Tymczasem proszę o dokończenie posiłku i udanie sie do swoich dormitoriów.

            Takim sposobem winny się nie znalazł, a profesor OPCM przez kilka dni był nieobecny, gdyż były problemy z przywróceniem go do naturalnej postaci.

Nie ma to jak być Malfoy'em.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz