23. ,,Cryminal"

25 2 4
                                    

Robin zbierał się właśnie na małą wyprawę do swojego domu. To dziwne i nawet zabawne, że musiał się do niego włamywać mając klucze, ale był uważany za małego kryminalistę.

Dochodziła pierwsza w nocy, czyli czas, aby się włamać do własnego domu. Robin siedział na krawędzi chodnika kończąc palić swojego papierosa. Spojrzał na okna swojego domu. Światła były zgaszone od dwóch godzin, więc oznaczało to, że wszyscy poszli spać. 
Czarnowłosy szczerze nie wiedział jak jego rodzina zareagowała na jego wybryk. Nie potrafił sobie tego wyobrazić. I nie chciał. 

Zdeptał papierosa i spojrzał na Toma siedzącego obok niego. Blondyn również na niego spojrzał i czekał na to co powie - lub zrobi - Robin. 

- Boję się, Tom - odezwał się szeptem po paru sekundach głębokiego oddychania. - Boję się, że mnie zobaczą i spotka mnie los gorszy niż dwa lata w poprawczaku. - Tom się nie odzywał, a tylko słuchał przyjaciela. - W poprawczaku chociaż mogę być sobą, a w tym budynku muszę ukrywać samego siebie. Muszę co chwilę przełączać aplikacje, że niby robię pasjansa zamiast pisać swoją książkę lub przeglądam Tik Toka. Co chwilę zabierają mi telefon i nawet nie mogę słuchać muzyki. Nie mogę wielu rzeczy, wiesz o tym, Tom. - Dopił Monstera i rzucił puszkę na ogródek któregoś z sąsiadów. Zaśmiał się cicho.

- Wiem, Robin, wiem - odpowiedział, po czym spojrzał w niebo. - Powinieneś już iść. - Spojrzał na niego z powrotem i położył rękę na jego ramieniu, a po chwili przytulił. - Wierzę w ciebie, Robin. 

Niższy czuł jak w jego oczach pojawiają się łzy, a następnie chowają. No i czego beczysz?

- Dziękuję, Tom. - Odwzajemnił przytulas. 

Gdy się od siebie odczepili, wstali obydwoje z chodnika otrzepując spodnie z brudu. Robin podszedł do furtki obok, której była brama. Wyjął klucze i włożył je do zamka furtki. Spojrzał na Toma przed przekręceniem klucza. Wreszcie zrobił to jak najciszej tylko potrafił. Czuł jak serce bije jak oszalałe, jakby miało zaraz wylecieć z jego klatki piersiowej. 
Weź się, kurwa, uspokój. Przeklinał samego siebie w myślach zaciskając wszystkie mięśnie na raz. 

Podszedł jak najciszej do drzwi wejściowych. Trzymając w ręce klucze miał je zaraz włożyć do zamka. 
Nie. Zatrzymał się. Wejdę oknem. 

Zawrócił i poszedł pod okno swojego pokoju. Było uchylone. Jego rodzice zawsze w lato zostawiają kilka okien uchylonych. Na szczęście, jego pokój nie był na piętrze, a na parterze, więc sprawnie podciągnął się na parapecie. Siłując się, aby nie spaść z kamienia włożył rękę przez dziurę do wnętrza pokoju i chwycił za klamkę w środku. Przekręcił ją wolno i cofnął rękę, aby następnie otworzyć okno na oścież. Na szczęście w maju robił porządki w pokoju, więc na parapecie nie było żadnych książek, pluszaków czy innych rzeczy. Podciągnął się jeszcze bardziej czując jak jego ręce się trzęsą z wysiłku jak i strachu. Przełożył jedną nogę, a potem drugą. Zsunął się z parapetu uderzając cicho butami o podłogę. 

Jego oddech przyspieszył. Rozejrzał się po ciemnym pokoju. Nic się nie zmieniło. Prócz może bardzo dużo porozwalanych kartek na jego biurku lub podłodze. Najprawdopodobniej policja szukała jakiś wskazówek. Spojrzał na otwarte drzwi obok siebie. Cholera. Zrobił krok do przodu i dotknął chłodnej, metalicznej klamki. Zamknął je jak najciszej tylko potrafił i cofnął się do swojego biurka. Popatrzył na papiery. Było na nich coś napisane. Jego pismem. Robin chwycił natychmiast ręką jedną z nich i popatrzył. Były to listy, które kiedyś pisał do Toma. Zazwyczaj były o tym co się stało danego dnia, a czarnowłosy nie miał telefonu, aby napisać to na serwerze discord. Przymknął oczy i wypuścił nie równo powietrze z ust. Na innych kartkach były różne dialogi, rysunki czy nawet podpowiedzi do grania piosenek na instrumencie.

Dobra, zrób po co tutaj przyszedłeś. Odłożył kartkę na biurko. 

Podszedł cicho do szuflad obok jego łóżka i otworzył jedną. Popatrzył na farby i pędzle, których używał do malowania swoich obrazów. Po co miałyby mu się teraz przydać, co?
Zamknął ją i otworzył kolejną, w której znalazł jakimś cudem naładowanego całego Power Banka.

Bóg chyba naprawdę istnieje. Pomyślał z kpiną zabierając przedmiot do swojej czarnej torby.

Wziął z tej samej szufladki również więcej pieniędzy. Otworzył szafę i wyjął z niej bordową rozpinaną bluzę, długie czarne spodnie oraz jakąś białą koszulkę. Gdy pakował ubrania do torby, zatrzymał się. Ludzie go będą mogli go rozpoznać. Ale jednak nie, gdy będzie w innym stanie. Więc schował ubrania do torby, a raczej je wepchał, gdyż miejsca już trochę brakowało. Rozejrzał się po pokoju szukając jakiejś torby czy czegoś kolwiek innego. Zauważył czarny plecaczek adidasa wiszącego na ramieniu łóżka. Uniósł kącik ust i wziął go delikatnie nie robiąc hałasu.

Wziął również inne, różne, potrzebne rzeczy do tego plecaka. Wziął nawet swój notes, ołówek, temperówkę oraz trzy kredki - czerwony, żółty i niebieski, ponieważ są to kolory podstawowe, dzięki którym zrobi inne.

Poprawił włosy stojąc po środku swojego małego pokoju. Rozejrzał się dookoła upewniając się, że niczego nie zapomniał. Jego leki na ADHD były w kuchni, a nie mógł tam teraz iść, ponieważ kuchnia była połączona z salonem, w którym spali jego rodzice. Przetrwał bez nich naprawdę długo to i przetrwa jeszcze dłużej. Przecież przez czternaście lat jakoś bez nich żył.

Popatrzył ją lustro przed sobą. Widział zarys swojej postaci. Nieniski, niewysoki, idealny wzrost na jego wiek. Sylwetka też idealna, niechuda, niegruba. Jego nogi były krzywe. Nawet sam nie wiedział dlaczego, od pół roku ma wrażenie, że jego całe ciało jest krzywe, a była to prawda. Miał głowę pochyloną do przodu aż momentalnie się wyprostował, aby się nie garbić. Jego prawe ramię było trochę niżej od od lewego.
Włosy były w nieładzie. Robin takie lubił, ale w tamtej chwili naprawdę potrzebował się umyć.
Czuł się źle, a jednocześnie świetnie.

Nagle usłyszał jakiś dźwięk. Kroki.
Jego serce, oddech przyspieszyło, a nogi były jak z waty. Co teraz? Spojrzał na otwarte okno za nim i odwrócił się do nich przodem.

Kurwa.

Nie bluźnij.

Dobrze, przepraszam, mamo.

Jego schizofrenia znów dała o sobie znać. Schizofrenia? A może rozdwojenie jaźni? Sam już nie wiedział.

Założył plecak na plecy i upewnił się, że wszystko ma. Wszedł cicho na parapet trzymając okno, aby nie latało we wszystkie strony. Usiadł i przerzucił nogi na drugą stronę. Odwrócił się jeszcze, by upewnić się czy ktoś wchodzi. Kroki ucichły. Usłyszał tylko naciskanie klamki.

Ześlizgnął się z parapetu, a okno uderzyło lekko i się zamknęło. Robin stanął pod parapetem zaciskając usta, aby nie wydać żadnego dźwięku. Bluźnił w myślach i starał się odtworzyć w swojej głowie jakąś piosenkę, żeby się uspokoić.

Ojciec Robina spojrzał na przymknięte okno. Zdziwił się, a po jego plecach przeszły ciarki. Chwycił za jedno ramię i otworzył na oścież. Robin przycisnął swoje ciało mocniej do murowanej ściany domu. Mężczyzna wyjrzał przez okno i rozejrzał się na boki. Nikogo nie zobaczył. Może po prostu Victoria zapomniała zamknąć? Myślał. Spojrzał jeszcze przed siebie i westchnął. Zamknął po chwili szczelnie okno i poszedł do salonu spać dalej z swoją żoną.
Robin odetchnął z ulgą i podbiegł cicho do furtki, która zostawił przymkniętą. Otworzył ją i wybiegł na ulicę. Zaczął się rozglądać i po chwili pobiegł na początek swojej ulicy.

Ojciec tęsknił za swoim dzieckiem i modlił się o to, aby było bezpieczne. Chciał, aby było. Robin jednak nie wierzył w to, żeby jego ojciec tak myślał. To trochę głupie. Może trochę Robin sądził, że mężczyzna mógłby za nim tęsknić. Przecież to jego własne dziecko. Dziecko, które niby tak bardzo kochał, a robił mu tak przykre rzeczy.
Robin nie chciał być porównywany do jakiegokolwiek członka swojej rodziny w jakikolwiek sposób. Szczególnie do swojego ojca.

We're just a kidsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz