27. ,,TYLKO"

30 2 9
                                    

- Zabić.

Źrenice Eli się rozszerzyły. Czuła się teraz jak w jakimś filmie czy książce i była ona jednym z głównych bohaterów. Przerażała ją sama Diana. Co się stało z Dadzą, który opiekował się swoimi dziećmi na każdym kroku? Co się stało z tą Dianą, która miała tylko małe problemy w swoim życiu?
Życie ją zabiło.
,,Jeśli będzie trzeba to o mnie też zapomną". Sama to powiedziała, dosłownie kilka minut temu!

Diana odeszła. Nie było jej.
Teraz była Diana zabita przez życie, dziewczyna, która szukała zemsty na wszystkich i na wszystkim.

Z oczy Eli poleciały łzy. My jesteśmy tylko dziećmi.
Krzyki Robina odbijały się echem, słowo Diany "zabić" powtarzało jej się w myślach. To było tylko spotkanie po trzech miesięcy znajomości? Może dwóch? Kurwa, co jest?!

- Zabij albo daj się zabić - usłyszała ponownie złowieszczy głos starszej. Ręka wciąż leżała na jej ramieniu co uniemożliwiało ruszenie się blondynki.

- Zabij albo daj się zabić - powtórzyła szeptem i zmarszczyła brwi powstrzymując więcej łez.

- Dokładnie tak, Krufko. - Jej uśmiech się poszerzył. Wyprostowała się wciąż patrząc się na majaczącego Robina słowo "przepraszam". Bolało ją to, ale trzeba czasami przełamać swoje granice, aby dotrzeć do celu, prawda?

- Dadza - szepnęła Eli, a Diana spojrzała na nią - czyli każesz mi zabić?

Brunetka sapnęła.
- Tak, ale spójrz też na to z innej strony; jesteśmy zabitymi dziećmi i potrzebujemy się zemścić. Zabić, rozumiesz? - Eli kiwnęła głową z łzami spływającymi z policzków.
Diana to zauważyła i chwyciła jej twarz w dłonie i otarła słone kropelki łez kciukami. Niższej policzki poróżnowiały, starsza uśmiechnęła się na to i wróciła do patrzenia cierpiącej, czarnowłosej osoby.

Robin nie był osobą, która najpierw myśli, a potem robi, a raczej na odwrót, w tej sytuacji jednak tylko robił. Jego myśli były wyłączone, a ciało działało. Jak robot. Kukiełka, lalka, którą kiedyś był i znów jest, lecz nie zdawał sobie z tego sprawy. Nie wiedział, że to była część planu Diany. Przepraszał za wszystko co zrobił, robi i będzie robić. Wiedział, że nie wróci do domu. Nie po tym. Nie od razu. Nawet możliwe, że nigdy.
Życie go zjebało i postanowiło jeszcze bardziej dojebać.

Pomiędzy każdym, wykrzyczanym słowem "przepraszam" szeptał ciche "pomocy". Chciał się popłakać. Nikt nie mógł mu teraz pomóc. Nie, nie "nie mógł", oni nie chcieli mu pomóc. Jak zwykle.

Ja jestem tylko dzieckiem.

Nie słyszał rozmów pomiędzy jego siostrą a Dadzą. Przecież to miało być tylko spotkanie rodzinki do jakiejś restauracji, a teraz krzyczał w wodę przepraszając za całe swoje życie. Czuł potrzebę zrobienia tego od dawna, ale jednocześnie bał się tego zrobić.
Więc od czego się ma Dadzę?

Upadł na kolana ruszając nerwowo oczami szukając jakiegoś punktu, który mógłby przykuć jego uwagę. Nic nie znalazł. Jego obraz się delikatnie rozmazywał. Uspokajał swój oddech, ale przez swoje niekontrolowane krzyki było trudno. Czuł jak zrywa się jego gardło.

Poczuł po chwili jak coś lub ktoś go chwyta za ramiona. Jego głos się nie zatrzymywał i wciąż powtarzał "przepraszam", ,,pomocy" na zmianę zmieniając ton głosy. Lekko przrchylił głowę na swoje prawo i ujrzał Toma trzymającego swoje dłonie na jego ramionach.

Tom... pomocy!

Mina blondyna była poważna, a również trochę wściekła. Był zły na Robina, że dał się tak potraktować...?

We're just a kidsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz