18

456 30 2
                                    

Nasz wieczorek ciągnął się w najlepsze. Było około 4, gdy słońce zaczeło wschodzić. To był perfekcyjny czas na spacer z psem. Rano, jak to rano, było paskudnie zimno, więc wszyscy założyliśmy bluzy i wyszliśmy z domu. Jak zawsze udaliśmy się na plażę, bo to chyba takie nasze miejsce jest. Do zwyczaju przpadło nam, że rozmawialiśmy o wszystkim, co możliwe. W pewnym momencie rozmawialiśmy o zwierzętach i jakim zwierzęciem byśmy byli w następnym wcieleniu, absolutnie nie wiedziałam, kiedy weszliśmy na ten temat, ale rozmowa trwała w najlepsze. Nagle spojrzałam w stronę Zach'a który rówież się na mnie patrzył. Uśmiechnął się do mnie pięknie i nagle.... BUM! Przywalił głową w słup i usiadł z zaskoczenia. Wszyscy śmiali się w najlepsze, a Zach siedział dalej oszołomiony. Przysięgam na słoniowe nogi, że nigdy, przenigdy, nie widziałam chłopaków śmiejących się aż tak. Corbyn i Daniel podpierali się na nieszczęsnym słupie, a Jonah i Jack trzymali się nawzajem, żeby nie upaść. Zach trzymał się nieszczęśnie za prawą skroń, którą nieźle przydzwonił. Spojrzałam się na niego z bardzo dziwnym wyrazem twarzy. Oczy mówiły "ty biedaku", a usta mówiły "zaraz pęknę z rykiem syreny strażackiej". W pewnym momencie Zach sam zaczął się śmiać. 

- To nie jest śmieszne. -powiedział i starałam się zachować jak najbardziej kamienną twarz.

- Nie...nie.....wo...wogóle. -wykrztusił Corbyn i znowu parsknął śmiechem. Niestety ja też się złamałam. Zach się podniósł się i oparł się o ten niefortunny słup. 

- Już skończone? -powiedział Zach i spojrzał się na chłopaków którzy wyglądali jakby byli niezrównoważeni psychicznie.

Ruszyliśmy dalej przed siebie omijając już wszystkie słupy. Na plaży nikogo poza nami nie było. Wschód jak zawsze był przecudny. Gdy wracaliśmy do domu wszyscy (dosłownie) padaliśmy na ryje. Byliśmy w domu ok. 6, więc sen by już się przydał. Pozwoliłam Corbynowi i Jonahowi pójść spać do mojego pokoju, zaraz po tym jak przbrałam się w piżamę. Jack z Danielem poszli do sypialni mojej mamy i Adama. Zach i ja rozłożyliśmy poduszki na podłodze i przykryliśmy je kocem, żeby wyszedł coś ala materac. Usneliśmy wszyscy momentalnie. 

Dziś chyba miałam najdziwniejszą pobudkę na świecie. Nie otwierając oczu poczułam jak ktoś się do mnie przykleił. Oczywiście mogłam się spodziewać, że to Zach. Gdy otworzyłam już oczy zobaczyłam stojącego nade mną Corbyna w moim staniku (zdjęcie na górze, a przynajmniej tak to sobie wyobrażam). Pięknie się do mnie uśmiechał, jak taka starsza pani w sklepie. 

- Wstajemy kochasie. -powiedział i poklepał mnie po głowie jak małe dziecko. 

- Chwila co? Która godzina? Gdzie reszta? -zapytałam przecierając oczy. 

- No tak słodko wyglądacie, ale pora wstawać. No 14, mam pomysł jak możemy tego obudzić. Ograniają się. -powiedział i skinął głową w stronę śpiącego Zacha. - Zamienimy się miejscami.

Wstałam jak najdelikatniej mogłam, żeby nie poruszyć śpiącej księżniczki. Corbyn wsunął się na moje miejsce. Przytulił się do niego, a ja dokładnie się wszystkiemu przyglądałam. 

- Hej wstawaj. -powiedział Corbyn delikatnie jak do małego dziecka. 

Zach leniwie się uśmiechnął. Powoli otwierał oczy i nagle podskoczył tak, jakby zobaczył Corbyna nago. Blondyn jak zawsze zaczął się śmiać, a Zach usiadł i oparł głowę o rękę.

- Boże kochany stop. -odpowiedział i walnął poduszką duszącego sie ze śmiechu Corbyna. Na prawej skroni Zacha było widać mocno fioletowego guza przez wczorajsze spotkanie z słupem. 

Po około 20 minutach wszyscy byliśmy już w kuchni i oczywiście robiliśmy wspólne śniadanko. Dziś padło na gofry. Jack się tu popisał i przygotował czekoladowe gofry. Nigdy nie jadłam lepszych gofrów w jeszcze lepszym towarzystwie. Z chłopakami moja przyjaźń ciąglę się rozwijała. Daniel był najdelikatniejszy z chłopaków, Corbyn był takim kumplem po pożartowania, z Jonahem można było na luzie rozmawiać o wszystkich tematach nawet tych najbardziej poważnych, Jack był taką mieszanką z którą w jednej minucie się śmieje, a w drugiej się dojrzale rozmawia o problemach. A Zach? Kim jest dla mnie Zach? To trudniejsze niż myślałam. Może jest osobą którą powinnam kochać, a może tylko kolegą? Chłopaki zaczęli się zwijać około 16, żeby już mnie nie 'męczyć', ale jestem z nich dumna, bo posprzątali po sobie dokładnie. Jak zwykle odprowadziłam ich z Cooperem. Najdalej mieszkał Jonah, więc miałam czas z nim porozmawiać. 

- Jonah. Mam chyba problem. -powiedziałam niepewnie. 

- Dr. Marais, słucham. -powiedział i spojrzał do dołu, czyli oczywiście na mnie.

- Nie mam pojęcia, co łączy mnie z Zachiem, albo przynajmniej na czym stoimy. -powiedziałam i spojrzałam w jego oczy, z których nie umiałam odczytać żadnej barwy, coś z szarego w nich było, coś z niebieskiego. Ten spojrzał w moją stronę i westchnął. 

- Ja nie mam już pojęcia, co mu w głowie siedzi. Będę z tobą szczery, on miał wiele epizodów miłosnych, gdzie później to on łamał serca. Czasami myślę, że jeszcze nie dorósł. -powiedział i objął mnie ramieniem. 

Wow długo kazałam Ci czekać na rozdział, ale jest. Na szczęście weekend, więc myślę, że jeszcze z 2 powinny wejść. Miłego weekendu i zdrowia, bo ja juz chora jestem.

xo Karola

I miss you my princess [WDW] SKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz