3

3.2K 235 209
                                    

Lisa spojrzała przez okno. Ucieszyła się myśląc, że Jungkook wrócił. Radosna pobiegła do drzwi, jednak kiedy je otworzyła jej uśmiech zszedł z drobnej buźki, a oczy zaszły mgłą. Mężczyźni nie musieli nic mówić. Samo pojawienie się ich mogło znaczyć tylko jedno.

- Poległ broniąc ojczyzny. Nie wrócił z misji, uratował całą jednostkę... Przykro nam.

- To niemożliwe... - Kobieta upadła na kolana, a jej ciałem wstrząsnął szloch. Nie wiedziała co teraz z nią będzie. Jak sobie bez niego poradzi?

- Każdy żołnierz spisuje przed misją testament. - Podał jej kopertę. - Jeon Jungkook. Major 1 Dywizjii Kawalerii, zginął jako bohater, broniąc ludzi i ojczyznę. - Zasalutowali jej ostatni raz i odeszli.

- Obiecałeś mi... Obiecałeś! - Krzyknęła. Nie wiedziała jak długo tak siedziała, jednak po jakimś czasie poczuła ciepły uścisk.

- Słyszałem. - Odezwał się podobny głos do tego Jungkooka. Lisa uniosła głowę do góry i zapłakała jeszcze bardziej.

- Nie ma go. - wtuliła się w brata swojego ukochanego. - Zostawił mnie... Zostawił... Zostawił... Nie ma go... - Mówiła jak w mantrze.

- Nas wszystkich zostawił. - Dawał dziewczynie moczyć swoją bluzkę, którą dostał od brata, kiedy ten wrócił z poprzedniej misji. Miała na sobie nawet logo jego jednostki, a na rękawie flagę. Dziewczyna cały dzień płakała w jego ramię, aż w końcu zasnęła ze zmęczenia, zaciskając w dłoni pluszowego misia, którego dostała od Kooka na ich pierwszej randce.

Cztery miesiące po pogrzebie, pod dom zajechał motor. Skórzany but uderzył o ziemię, a tupot kroków był nierównomierny. Szczupły palec nacisnął dzwonek, a uszy od razu usłyszały szczek psa. Drzwi poszedł otworzyć młodszy z Jeonów, gdyż Lisa spała jeszcze zmęczona wczorajszą nocą. W samych dresach przekręcił zamek i uchylił drewniane drzwi, za którymi zastał bladą i zmęczoną twarz, z której znikł uśmiech.

- Junghyung?

- Jungkook... - Chłopak odgarnął włosy i przetarł twarz, nie dowierzając. Myślał, że jeszcze śpi, że zaraz się obudzi, a chłopak wyparuje. - To naprawdę ty braciszku?

- W całej swojej okazałości. No może bez paru narządów. - Zaśmiał się lekko, chcąc zakończyć tą nienaturalną atmosferę.

- Wchodź. - Zabrał torbę brata i otworzył szerzej drzwi. - Jak to się stało? Ci wszyscy ludzie mówili, że nie żyjesz... Zrobili ci pogrzeb.

- Bo nie żyłem. Przez dokładnie dwie minuty i piętnaście sekund. - Obwieścił dumnie i przeszedł przez próg, ciągnąc za sobą trochę lewą nogę.

- Um... Lisa jeszcze śpi. - Założył szybko swoją koszulkę i zapiął pasek od spodni.

- Dziękuję, że się nią zająłeś. Pójdę do niej.

- Zaczekaj! To będzie dla niej szok. Przez dwa miesiące chodziła jak cień po domu. Ciągle płakała. Nie chciała jeść i... Straciła wasze dziecko. Przykro mi, ale twojej Lisy już nie ma. Zmieniła się... I to bardzo... - Nie wiedział jak ma wytłumaczyć bratu, że teraz to on opiekował się dziewczyną i nie miał zamiaru odpuszczać.

- Dziecko? - Zmarszczył brwi, patrząc na brata. - Jakie dziecko? O czym ty pierdolisz?

- Wasze dziecko. Chciała żebyś został, a ty wolałeś jechać, dlatego nic ci nie powiedziała. W czasie kiedy byłeś na przepustce zaszła w ciążę. - Starał się wytłumaczyć, najłagodniej jak się dało.

- Dlaczego mi o tym nie powiedziała!? Wszystko byłoby inaczej!

- Ciszej. Obudzisz ją. - Westchnął. - Ciągle jej powtarzałeś, że tam jest twoje miejsce. Co miała zrobić? Wystarczająco wiele razy błagała byś więcej nie jechał.

- Muszę z nią porozmawiać.  - Roztrzepał czarne włosy, żeby zaraz nie wybuchnąć płaczem.

- Nie wystrasz jej. 

- Dlaczego miałbym?

- Myśli, że nie żyjesz...

- Ale żyje. Ucieszy się. - Wyjął z kieszeni pudełeczko. - Spełnię jej marzenie.

- Kook... Nie możesz tak po prostu wejść i powiedzieć, że wszystko jest dobrze. Nie po tym jak każdej nocy płakała i błagała wszystkich świętych byś wrócił, nie po tym jak zapewniałem ją, że ja nigdy nie odejdę, nie po tym jak cię pochowała, do cholery!

- Że-że nie odejdziesz? J-jesteście razem? 

- Nie wiem. Po prostu się nią zajmuję, zrozum.  

- Ja chcę, żeby mi to sama powiedziała. - To był dla mężczyzny szok. Nagle nikt na niego nie czeka, nikt nie wybiega rzucić mu się na szyję, nikt nie całuje go na powitanie. Nagle nikt nie może załatać dziur w jego sercu.

- Daj jej na razie spokój. - Starszy nie wiedział jak ma go przekonać. Teraz to on się nią opiekował.

- Przyjdę jutro. Powiedz jej, że... Że ją kocham. - Wyszedł najszybciej jak mógł, co było ciężkie z przebytymi obrażeniami i zaraz ruszył motorem przed siebie. Jak najdalej, chociaż jego serce pragnęło zostać w tym domu już na zawsze.

- Junghyung? - Cichy głos dobiegł ze szczytów schodów. - Ktoś tu był? Ja słyszałam... Słyszałam go. - Zagubiona dziewczyna patrzyła przed siebie tępym wzrokiem.   

- Listonosz, kochanie. - Podszedł do niej i pocałował jej drżące wargi. - Wyspałaś się? Jak główka? 

- Już nie boli ale... Nie było cię. Miałeś być jak się obudzę. - Lisa patrzyła na niego smutno, troszkę zawiedziona.

- Przepraszam, zszedłem dosłownie na chwilę.

- Zrobię ci śniadanie, dobrze? - Czekała aż zacznie na nią krzyczeć lub ją uderzy, jednak nic takiego nie nastąpiło. To nie był Jungkook... Byli podobni ale to nie był on. 

- Ja zrobię, ty odpocznij. - Objął ją czule w talii. Kochał ją. Tak bardzo ją kochał i chciał być dla niej lepszym Jeonem niż był jego brat. 

°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°°

Mój miś Ninja_Kai dotrzymała obietnicy, więc wstawiam rozdział ♡♡♡

I'll teach you love / JikookWhere stories live. Discover now