22.

15.3K 443 101
                                    

LUNA POV.

Resztę dnia, czyli z reszta prawie cały dzień spędziłam w tym zamkniętym pomieszczeniu. Z czasem powoli zaczęło robić się ciemno, zbliżał się wieczór, co świadczyło o tym, że niedługo przyjedzie ich szef. Bałam się. Strasznie się bałam... Jednak nie mogłam nic zrobić. Z czasem w pomieszczeniu zaczęło robić się jeszcze zimniej. Od dwóch dni nic nie jadłam, nie spałam, w dodatku strasznie zmarzłam, a na moim ciele pojawiało się coraz więcej ran, oszpecających moje ciało... Z każdą godzina spędzoną w zamkniętym pomieszczeniu czułam się coraz gorzej. Siedziałam skulona w kącie... I siedziałam... I siedziałam... Ta cisza była jednak dla mnie za głośna... W niczym nie pomagała... Zostało mi tylko czekanie na najgorsze...

W końcu usłyszałam hałas. Nie wiedziałam czego mam się spodziewać, nie wiedziałam czy wrócił ich szef czy jest to jakieś inne źródło hałasu. Mimo wszystko... Nie dam się... Muszę się bronić...

Powoli postawiłam swoje nogi na ziemi... Powoli wstałam. Nie miałam siły, czułam się jak wrak człowieka... jednak nie poddam się. Rozejrzałam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu czegoś do obrony. W końcu znalazłam jakiś kawałek deski. Chwyciłam go. Wzięłam metalowe krzesło i ustawiam je za drzwiami. Kiedy usłyszałam hałas na korytarzu, zdenerwowałam się i od razu serce zaczęło szybciej bić. Ostrożnie weszłam na krzesło i chwyciłam kawałek deski. Czekałam, aż ktoś otworzy drzwi.

W końcu tak jak przypuszczałam, po chwili drzwi się otworzyły, a do pomieszczenia wszedł ich szef. Od razu zamachnęłam się deską, próbując uderzyć czarnowłosego. Ten jednak okazał się być szybszy bo od razu mnie zauważył. Złapał moją rękę, wyrwał deskę z moich rąk, a następnie rzecił gdzieś w kat. Po chwili chwycił moja bluzkę i za nią szarpnął.

Sz: Teraz to suko przegięłaś. - warknął w moją twarz, po czym popchnął mnie tak, że spadam z krzesła prosto na betonową podłogę. Poczułam tylko ból prawej ręki.

Ja: Zostaw mnie. - wudusiłam z siebie, próbując wstać. Wiedziałam, że to już koniec.

Sz: Zamknij te morde! - warknął, po czym kopnął mnie prosto w brzuch. Nie ukrywałam bólu który wtedy przeszedł całe moje ciało. Od razu dopadł mnie ogromny kaszel, zaczęłam się dusić, nie mogłam wziąć oddechu...

Sz: Teraz już nawet bóg ci nie pomoże. - powiedział, po czym podszedł do mnie szarpnął mnie za rękę abym wstała. Rzucił mnie na łóżko, a sam znalazł się nade mną. Zaczął się do mnie dobierać. Próbowałam go zepchnąć z siebie, jednak był większy i silniejszy. Łzy poleciały z oczu. Przegrałam.

Po chwili nieoczekiwanie do pomieszczenia wbiegł jeden chłopak. Okazał się nim być Lee. No kurwa serio?
Chłopak był jednak bardzo zmęczony, jakby przebiegł maraton.

Sz: Kurwa czego?! - zszedł ze mnie ich szef

L: Szefie! Ktoś się wkradł na nasz teren! -  wytłumaczył zdenerwowany, wymachując rękoma - Są uzbrojeni!

Sz: Co?! - krzyknął zdezorientowany. - Kurwa! Dobra zabierz stąd dziewczynę! Ja lecę zebrać chłopaków. - krzyknął, a zaraz potem wybiegł z pomieszczenia.

Brunet od razu do mnie podszedł, szybko chwycił moje ręce, po czym związał je sznurkami w miarę ciasno. Od razu potem chwycił mnie i zaczął ciągnąć w stronę wyjścia. Kiedy znaleźliśmy się na środki korutarza, zaczął biec w nieznanym mi kierunku ciągnąć mnie za sobą, z ledwością zadążałam. Wyrywanie się nawet nie wchodziło w grę.

Biegliśmy przez korytarz, aż dotarliśmy do schodów, zaczęliśmy zbiegać z nich, mijając resztę uzbrojonych ludzi. W głębi duszy miałam na dzieje, że to chłopcy przyjechali mnie stąd zabrać... Tylko tego chciałam.

W końcu usłyszałam hałas. Słyszałam krzyki. Padły pierwsze strzały... Serce waliło mi jakby chciało mi wypaść z piersi. Myślałam coś zrobić.

Ja: Yoongi! - krzyknęłam na tyle ile miałam siły.

L: Zamknij się kurwa! - warknął, ciągnąć mnie dalej.

Ktoś zaczął za nami biec. W końcu zajęliśmy się na samym dole, ruszył w kierunku drzwi awaryjnych. Otworzył je po czym, wyszliśmy na dwór, na którym już robiło się ciemno. Dookoła nie znajdowało się nic oprócz wysokiej trawy, krzaków i drzew... Odwróciłam się... Z daleka zobaczyłam niedaleko stojący jakiś samochód... Poznałam go. Rozejrzałam się. W końcu dostrzegam ich. Zauważyłam go... Stał tam. Od razu zaczęłam krzyczeć.

Ja: TAEHYUNG! - krzyknęłam ile miałam sił. Chłopak rozejrzał się zdezorientowany, w końcu mnie zauważył. Od razu zaczął biec w naszą stronę - Taehyung!

L: Kurwa miałaś być cicho! - zaczął ciągnąć mnie przez krzaki za opuszczony budynek do stojących samochodów. Byliśmy już na prostej drodze, kiedy nagle z za rogu wyskoczyła nam jedna uzbrojona osoba. Zatrzymaliśmy się. Spójrzałam na nią. Okazał się nią...

Ja: Jungkook. - odezwałam się cicho. Mężczyzna obok mnie od razu przyciagnął mnie do siebie, po czym wyciągnął nóż który następnie przyłożył do mojej szyji.

Jungkook stał naprzeciwko nas trzymając broń która była w nas wycelowana.

JK: Zostaw dziewczynę!!! - krzyknął

Nim oprawca zdążył coś odpowiedzieć z drugiej strony przybiegł Taehyung który zdążył nas dogonić. Od razu wyciągnął broń.

L: Podejdzie chociaż trochę, a dziewczyna zginie... - powiedział groźnie.

V: A ino spróbuj jej coś zrobić. - warknął - I tak już was pokonaliśmy, nie macie szans. Lepiej dla ciebie, żebyś się poddał. - odparł pewny.

L: Prędzej ją zabije! - krzyknął, mocniej mnie chwytając.

V: Niech jej chociaż włos z głowy spadnie, to obiecuję ci, że już nawet operacja plastyczna ci nie pomoże! - warknął, wkurwiony brunet.

L: Bo? Mam lepszy pomysł... Zabije ją na waszych oczach. Będą świetne widoki... Co wy na to? - zaśmiał się, spoglądając to na jednego to na drugiego

JK: Jak ją zabijesz, to my zabijemy ciebie! Nic na tym nie skorzystasz. - odezwał się młodszy.

L: A właśnie, że skorzystam. - docisnął ostrze do mojej szyji. Z nerwów zamknęłam oczy - A teraz się pożegnajcie ładnie.... - opraca już miał przyjechać ostrzem, kiedy nagle...

Usłyszałam strzał. Nie miałam nawet siły otworzyć oczu. Jednak ja nadal stałam, chyba nadal żyłam... Poczułam jak uścisk się poluźnia. Oprawca pada na ziemię... nie żył... Otworzyłam oczy, jednak nie na długo bo po chwili straciłam przytomność z wycięczenia... Moje ciało odpadło bezwładnie na ziemię. Jeszcze przez chwilę zdawało mi się, że słyszałam jakieś wołanie, jednak po chwili nie było już nic... Ciemność... Czy ja umarłam?

★♡★

Siemaneczko. Wpadam aby rozweselić wam poniedziałek. Wracam do was z kolejnym wyczekiwanym rozdziałem. Jak zawsze mam nadzieję, że się podobał. Pamiętajcie o gwiazdkowaniu i komentowaniu (czytam każdy komentarz). To naprawdę mnie motywuje i sprawia, że jeszcze bardziej chce mi się pisać.

PORWANA / BTS 18+Where stories live. Discover now