Prolog: gabinet nr 312

315 27 28
                                    

Przytłoczony swoim życiem, ilością codziennych obowiązków, myśli oraz spraw, często błahych i przyziemnych, masz wrażenie, że wszystko zbyt szybko przecieka ci przez palce. Chwile, których człowiek tak się boi, nagle stają się przeszłością, pewne punkty, które wyznaczają jakieś nowe rozdziały zostają w tyle i nawet nie zauważa się tych zmian, jakie miały za sobą nieść. Pewnego dnia, mając dwadzieścia-kilka lat, budzisz się i masz świadomość, że już jesteś dorosły, lecz nie masz żadnej kontroli nad swoim życiem. Robisz to, co zwykłeś robić codziennie, ale tak właściwie, to nie wiesz, co się dzieje z twoim życiem. Nagle zaczęło pędzić zbyt szybko, a nie dało się zwolnić, cofnąć o kilka lat i zacząć wszystkiego od nowa, tym razem z planem oraz gotowymi scenariuszami. Wracasz wspomnieniami do swoich wyobrażeń na temat dorosłości z dzieciństwa, po czym orientujesz się, że absolutnie nic nie jest takie, jak wyglądało w marzeniach. Nie masz stałej pracy oraz świetnych zarobków, nie znalazłeś pasji, z którą mógłbyś związać swoją karierę, bo to czym się interesujesz jest zupełnie pozbawione perspektyw i gdybyś chciał żyć z marzeń, byś w całkiem krótkim czasie umarł z głodu. Na twoim koncie widnieje kilkaset złotych, co nie jest wcale taką tragedią, ale mówisz tak tylko dlatego, że nie opłacasz jeszcze sam mieszkania, inaczej leżałbyś już pod mostem. Studiujesz, ale wychodzi na to, iż wybieranie kierunku na loterii nie było twoim najlepszym wyborem, aczkolwiek tkwisz w tym, ponieważ udaje ci się zdawać każdą sesję. Może gdybyś się przyłożył, to stać by cię było na wielkie osiągnięcia, ale to nie jest to, o czym marzysz. Chodzisz na te egzaminy, bo czujesz presję od wszechświata, nie orientując się, że jest on twoją kreacją, a więc i cały ten stres opiera się na poczuciu konieczności, które sam na siebie zrzuciłeś. Nie masz doświadczenia, bo aby je zdobyć należy mieć doświadczenie. Masz ambicje, ale przez życie w ciągłej sprzeczności z samym sobą, boisz się tylko przegrać, ale nie chcesz walczyć, bo to wydaje się takie pozbawione sensu. Gdyby tak się zastanowić, to cała twoja rzeczywistość jest go pozbawiona, ale dni mijają i okazuje się, że żeby żyć nie trzeba wcale tego życia chcieć. Co nie zmienia faktu, iż ciężko jest być w tym całym chaosie szczęśliwym.

Hongjoong najbardziej ze wszystkich czynności, uwielbiał tą polegającą na wpatrywaniu się w sufit, bezczynnie, pozwalając, żeby frustracja wsiąknęła w materac. Nie miał ochoty wychodzić, nie miał ochoty rozpoczynać tego dnia i żałował, że nie da się jakoś tego procesu zatrzymać. Widząc nową datę na ekranie swojego telefonu, robiło mu się niedobrze, a obowiązek wygrzebania się spod miłego koca przyprawiał go o dziwne iskry w kręgosłupie, zapowiadające falę stresu. Praktycznie każdy dzień był stresujący dla kogoś, kto oskarżał się o niepowodzenia, zmarnowanie życia i przeogromne pragnienie by nic w tej swojej beznadziei nie zmieniać. A gdy już podejmował spontaniczne decyzje, aby podjąć jakiekolwiek ryzyko, żałował praktycznie dzień później.

A w pierwszy lipcowy poniedziałek okoliczności w pełni uzasadniały jego zdenerwowanie. Dwa tygodnie wcześniej stwierdził, że zarówno on sam, jak i wszyscy wokół oczekiwaliby, że znajdzie gdzieś pracę. Stypendium oraz inne drobne dochody starczały mu na najpotrzebniejsze rzeczy, nie był obarczony rachunkami, więc teoretycznie posada była mu zbędna. Niemniej poczucie winy było w stanie wyżreć człowieka od środka, a świadomość powinności wżerała się w umysł, nie pozwalając cieszyć się upragnionym i wyczekanym wolnym. I chociaż podświadomie wiedział, że jest wykończony psychicznie samym sobą, więc odpoczynek mógłby przynieść mu naprawdę spore korzyści, on jeszcze przed zakończeniem sesji wysłał kilkanaście egzemplarzy CV do różnych miejsc, byle tylko czuć, że coś robi. Już kilka godzin później o tym zapomniał, więc zdziwił się, gdy osiem dni później, z samego rana został obudzony dzwonkiem przychodzącego połączenia i serdecznym zaproszeniem na rozmowę o pracę w jednej ze znanych firm deweloperskich. Było to o tyle zaskakujące, iż wcześniej nikt nie chciał go przyjąć jako ekspedienta w sklepie osiedlowym, a co dopiero do jakiejś korporacji. Joong nie pamiętał nawet, by składał dokumenty w takim miejscu, ani nie mógł sobie przypomnieć na jakie stanowisko. Tym bardziej zdziwił się idąc tam nazajutrz, że został natychmiast przyjęty, a jego przygoda jako asystent wice-prezesa, czyli "przynieś, podaj, pozamiataj", ale za to posypane brokatem i lekko wyższą stawką niż najniższa krajowa dla studenta. Rekruter był całkiem przyjazny, a nawet pochwalił jego skarpetki w kaczki, które były jedynymi czystymi, jakie Kim znalazł w szufladzie. Okazało się, że szukają kogoś młodego, gdyż człowiek, któremu będzie pomagał również dopiero stawia pierwsze kroki w swojej karierze, a tak wysoką posadę zawdzięcza matce, która jest wielką panią prezes. Nepotyzm nie był ani niczym nowym, ani niespotykanym, więc Joong wszystkie te informacje przyjął ze spokojem. Kobieta również nie chciała, żeby rolę pomocnika syna pełniła kobieta, co było absurdalne i prawdopodobnie było kolejnym złamanym przepisem prawa pracy, ale nie będzie nasyłał inspekcji na kogoś, kto oferuje mu elastyczne godziny, owocowe czwartki oraz darmowy karnet na siłownię, do której nigdy nie zajrzy. Zawsze pragnął mieć taki karnet, ale to tylko po to, żeby mówić innym jak bardzo produktywne oraz ułożone życie ma. Dla większości idealną rutyną była praca do wylania z siebie siódmych potów, jedzenie zdrowych posiłków, obfitujących w białko, przydatne do budowania mięśni o piątej rano na siłowni, gdzie śmierdziało potem, testosteronem oraz mocnymi damskimi perfumami.

White Dandelion| SeongjoongWhere stories live. Discover now