25. Espresso i uroczy uśmiech

106 17 4
                                    

Jak długo należało znać człowieka, by dostrzec w nim odbicie siebie? Jak długo trzeba było spoglądać w czyjeś oczy, by nauczyć się jego wzroku na pamięć? Jak wiele faktów powinno się znać z jego życia, aby móc stwierdzić, iż się go zna? Czy właściwym było przyznanie po tygodniu, że się kogoś lubi, skoro nie przeżyło się z nim ani jednego kluczowego wydarzenia? A co jeśli samo poznanie tej osoby było tym kluczowym wydarzeniem? Gdzie leżała granica między naiwnym romantyzmem, potrzebą czułości, czy ciepła od drugiej osoby, a rzeczywistym uczuciem, mającym jakieś podstawy, jakąś przyszłość?

I czy dziwnym było, że Seonghwa rozważał w głowie te tematy? Słyszał kiedyś, że wielu ludzi zawierając nowe znajomości, wędrują myślami w te strony, poddają tę osobę analizie, a czasem nawet zadawało sobie pytanie, czy mogłoby się w niej zakochać. Dla Hwy było to dotąd obce, ale nie tak dawno uderzyła w niego świadomość jak samotny był. Przez długi czas był z kimś, kimś kogo bardzo kochał i myślał wówczas, że jest to coś na zawsze, lecz to "zawsze" okazało się mieć datę ważności. Jednak już od ponad roku był sam. I to sam nie tylko w kontekście miłosnym, ale sam pod każdym innym względem. Miał przyjaciół, ale coś takiego było z czasem, że potrafił wyprać kolory nawet z relacji. Jednego dnia byliście najlepszymi przyjaciółmi, studentami, spędzającymi ze sobą co drugi wieczór, macie wrażenie, że to początek czegoś, co będzie trwało wiele lat. Drugiego dnia pracujecie ze sobą, gadacie podczas lunchu, ale już po nim nie macie tyle sił by się do siebie odezwać. Trzeciego widzicie się w barze, lecz zamiast na siebie, patrzycie tylko w szklanki, na siłę próbując znaleźć tematu nie dotyczącego gabinetu, w którym spędzacie znaczną część swojego życia. A przecież kiedyś tematy się nie kończyły, kiedyś słowa same płynęły. Niekiedy ta cisza była kojąca, bo bywały dni, w których nie spotykało się po rozmowę, a po odpoczynek od odzywania się. Niemniej czasem bardzo się chce wrócić do tego co było, coś krzyczy w twojej głowie, domagając się tego ogniska na plaży, kiedy miało się dziewiętnaście lat. Koniec końców nie masz odwagi, zapału, żeby zrobić coś więcej niż wypalenie kolejnego papierosa, zapytania jak minął dzień i powrotu wieczorem, by położyć się do łóżka z przeświadczeniem, że wszystko co najlepsze już minęło i teraz wszystko będzie takie na wpół pokolorowane. 

Może dlatego aż tak potrzebował obecności Hongjoonga obok. On był paletą barw. Kimś kto go ciekawił, kogo Seonghwa dopiero poznawał, kogo smutek go w jakiś specyficzny sposób dotykał, kimś kogo miał ochotę chronić, miał ochotę z nim rozmawiać, spędzać czas, słuchać go i robić z nim te wszystkie rzeczy, na które już od dawna nie miał ochoty. 

- Smakuje?- spytał, kiedy chłopak był już połowie pochłaniania przygotowanego dla niego śniadania. 

- Tak, dziękuję.- odparł z zapchanymi ustami, a Hwa uśmiechnął się jeszcze szerzej, popijając swoją czarną jak smoła kawę i drapiąc zwierzaka, który rozłożył mu się na udach.- Za ile wychodzimy?

- Wcale nie musimy, jeśli tak byś wolał. Daję ci płatny urlop, jednodniowy. Choć nie jestem pewien, czy spędzanie ze mną czasu to dla ciebie wolne.- 

- Nie jestem obłożnie chory, ani nie potrzebuję zwolnienia. Możemy jechać, pewnie jest dużo do zrobienia.- zaparł się Joong, odchylając na krześle.

- Czyli mam rozumieć, że nie chcesz spędzić ze mną dnia?- westchnął Park z udawanym zawodem.

- Nie! Chcę, bardzo. Po prostu wolę byś nie traktował mnie inaczej niż swoich pozostałych pracowników.- wymamrotał nieśmiało, nie kontrolując różu, który wylał mu się na policzki. 

Seonghwa nachylił się nad stołem, zatrzymując twarz kilka centymetrów od Honga.

- A co w tym złego? To moja firma. Mogę, a ty jesteś moim asystentem. Mogę podejmować takie decyzje, z jakimi mi dobrze.- wzruszył ramionami, a dwudziestolatek wbił wzrok w talerz. 

White Dandelion| SeongjoongWhere stories live. Discover now