60. Turbulencje

90 17 20
                                    

Czy istnieje wspanialsze uczucie, niż w momencie, kiedy podziwia się najcenniejszą osobę we wszechświecie, jak ta rozkwita na twoich oczach? Gdy z dnia na dzień rodzi się w jej oczach coraz więcej iskier, tworzących prawdziwe fajerwerki w twoim sercu? Kiedy nie musicie dzielić identycznych zainteresowań, lecz nagle jego pasje stają się dla ciebie ciekawsze niż twoje, bo kojarzą ci się z największą miłością twojego życia. I nawet jeśli było to chwilowe, młodzieńcze uczucie, które może zostać stłumione czasem, to niezwykłym było tak się czuć i niezwykłym było kochać tak szczerze, jakby była to twoja najnaturalniejsza reakcja na ten jeden uśmiech oraz ten jeden najbardziej melodyjny głos we wszechświecie. Nieważne było, czy słuchało się go podczas uroczystej kolacji, czy sprzątając mieszkanie w zielonych, gumowych rękawiczkach oraz wyciągniętej koszulce. Nieważne było, czy recytował ci barwne wyznania, czy ekscytował się sceną dość kiepskiego serialu. 

Seonghwa nie mógł być szczęśliwszy niż po powrocie z ich krótkiego firmowego przyjęcia urodzinowego, gdy Hong w pośpiechu sprawdzał swoje dokumenty i planował szybkie zakupy w pobliskim sklepie. Musiał również wytulić ich dziecko na zapas, by Kot nie tęsknił zbyt mocno pod ich nieobecność. W jego roztargnionym spojrzeniu znajdowało się coś niesamowicie uroczego, co starszy pragnął uwiecznić na każdej fotografii, którą zdąży wykonać aż do swojej śmierci. Zdawał sobie sprawę z tego, jak wielkim romantykiem był, wybiegając tak daleko w przyszłość, skoro znał tego chłopca ledwie kilka miesięcy. Aczkolwiek nie zamierzał siebie z tego rozliczać, bo miło było kochać tak, jakby dziś oraz jutro było ich "zawsze". 

- Bawi cię to?- bąknął Joong ze swoim plecakiem pełnym przypinek na plecach, roztrzepaną czupryną oraz batonem proteinowym w kieszeni. Byli po krótkiej sprzeczce, podczas której Park musiał przekonać niższego, iż nie zmieszczą wielkiej pluszowej żaby do luku bagażowego, a ich pupil będzie dobrze się bawił w towarzystwie Sana oraz Woo, więc nie muszą brać go ze sobą. 

- Tylko troszeczkę.- odparł mężczyzna, pakując im obojgu dopiero co przygotowane kanapki na długą podróż. 

Mimo, że było późno, oboje mieli wręcz zanadto energii. Kim nie mógł uwierzyć, że w ciągu tak krótkiego czasu odbędzie już kolejną podróż na drugi koniec świata. Najbardziej ekscytowała go sama droga. Uwielbiał nocną atmosferę, podekscytowanie przygodą, siedzenie przy oknie w samolocie i podziwianie struktury chmur, wyglądających tak, jakby dało się je zjeść. Musiał koniecznie wszystko nagrywać, a tym razem miał komu wysyłać swoje krótkie filmiki, nie pozwalając Wooyoungowi tym samym zasnąć. Ponadto potrzebował informacji o tym, czy San dotarł już do ich mieszkania i zabrał ich czworonoga, więc tak czy siak, Jung musiał przeżyć część tej nocy razem z nimi. Joong pokazał mu praktycznie każdy metr kwadratowy lotniska w Incheon. Zarekomendował mu przepyszne kanapki z kurczakiem teriyaki, nie mając pojęcia, że Hwa wydał na nie fortunę. Później zmieszał z błotem knajpę serwującą świeżo-wyciskane soczki, gdyż w swojej znalazł małą meszkę. Ocenił także toaletę we wszystkich kategoriach, począwszy od desingu, przez czystość i na miękkości papieru kończąc. Spodobały mu się specjalne taśmy, z których korzystali podróżni z ciężkim bagażem.  Przejechał taką kilka długości, aż Park nie ściągnął go stamtąd po kwadransie, domagając się drugiej wizyty w łazience, po wypiciu kawy. Joong sączył dalej swój soczek o smaku mango, choć mango nienawidził, ale się zestresował przy ladzie i wziął pierwszą propozycję z brzegu. Po dziesiątym pociągnięciu, zapomniał, że wyjął z płynu robaka i nawet zaczął mu smakować, więc zmienił ocenę z dwóch na dziesięć, na pięć na dziesięć. Męska toaleta na pierwszym piętrze śmierdziała wszystkimi ludzkimi wydzielinami, więc postanowił poczekać na Seonghwę na zewnątrz. Jakimś trafem nogi powiodły go do sklepu z pamiątkami, gdzie chciał kupić magnes z Seulu. Jakoś szczególnie nie obchodziło go, czy sam pochodzi z tego miasta, więc był już w kolejce do kasy, kiedy brunet przybiegł do niego zdyszany. Dwudziestosześciolatek krzyczał na niego przerażony i powtarzał jakieś głupoty o porwaniu, o poszukiwaniu go przez dziesięć równych minut oraz o zawale, którego mało nie dostał. Z tego wszystkiego Joong aż stracił ochotę na kupowanie czegokolwiek, więc zaciągnął starszego do właściwego gate'u. Oczywiście, musiał o tym wszystkim opowiedzieć Wooyoungowi, pełnym wyrzutów tonem, gdy jego partner wciąż próbował się uspokoić. 

White Dandelion| SeongjoongWhere stories live. Discover now