36. Pierwsza randka

104 22 7
                                    

Hongjoong wparowując do pokoju, nie miał nawet czasu myśleć o tym, jak niesamowicie urządzony był, jak miękki był materac łóżka o królewskim rozmiarze, jak wspaniała toaleta, wyłożona marmurowymi płytkami. Jedyne na czym się skupiał, to na niemym krzyczeniu z podekscytowania oraz jednoczesnym wystukiwaniu na klawiaturze wiadomości do Wooyounga, w której Caps Lockiem zakomunikował, że Hwa zabiera go na kolację. Omal się nie zapowietrzył doskakując walizki, by wyjąć z niej coś bardziej gustownego niż swój dres. Jedną ręką sięgał do kosmetyczki, dogrzebując się brązowej kredki do oczu, a drugą nasuwał nogawkę spodni. Przy okazji odsłuchiwał głosówki Junga, który wydzierał się wspólnie z nim, tylko że na głos, przez co ktoś mógłby pomyśleć, że na drugim piętrze dochodzi do morderstwa. 

Kim nie żałował, że połowę swojej pensji wydał na nową garderobę, dzięki czemu miał teraz w czym wybierać, lecz i tak stresował się, nie będąc pewnym, czy nie dopowiada sobie do propozycji wyjścia dodatkowych historii. Może nie chodziło o coś zobowiązującego, a Hwa był po prostu głodny, więc zamierzał pójść razem ze swoim asystentem. Może nie szli do jakiegoś eleganckiego miejsca, a on stroi się jakby mieli wylądować trzygwiazdkowej restauracji, jeśli takie się w ogóle w tym mieście znajdowały. Stojąc przed lustrem, starał się powstrzymać drżące dłonie, jednocześnie opowiadając Jungowi, jak minęła mu podróż, jak oślinił poduszkę, jak potknął się o dziecko w samolocie, jak Seonghwa na niego patrzył, kiedy wybudzał się z drzemki, jak piękny jest hotel, w którym się zatrzymywali i ile silnych emocji kłębi się w nim, przez co absolutnie nie wie, co ze sobą począć. Zrobił mu dziesięć zdjęć swojej stylizacji, która składała się zasadniczo z czarnych, rozszerzanych w nogawkach spodni z wysokim stanem oraz prostej białej koszulki, do której dorzucił tonę biżuterii, by wyglądało, jakby mu zależało, ale też nie za bardzo, więc nasunął na stopy swoje adidasy. Był zmieszany, a zegar tykał, podczas gdy oblewał się perfumami od góry do dołu, bo nie miał czasu wziąć prysznicu.  

"Wziąłby cię z bluzce polo oraz porwanych skarpetkach. Uspokój się, bo jutro macie ważne wyjścia, a ty skończysz z zawałem na ostrym dyżurze."

Hong zerknął na swoją skarpetkę załataną na palcu, którą bardzo lubił, gdyż miała dinozaura na kostce. Wrzucił do ust dwie gumy i w skowronkach pomknął na korytarz, nie zapominając o karcie oraz innych duperelach, które pochował po kieszeniach. Park już czekał na niego przy windzie, uśmiechnięty i wyglądając tak, jakby wcale dopiero co nie przeżył wielogodzinnego lotu, który rozłożyłby na łopatki większość ludzi. Zresztą Kim nigdy nie widział, aby ten wyglądał źle. Zawsze musiał mieć idealnie wyprasowane ubrania, pachnieć drogą wodą kolońską, musiał być perfekcyjnie ogolony, wymuskany i przy tym prezentować się tak, jakby udawał się na jedno z poważniejszych biznesowych spotkań. Nawet w zwyczajnym, domowym stroju, wyglądał na kogoś, kto w swoim życiu głównie zajmuje się zdobywaniem pieniędzy. Czasem po człowieku w zwykłym T-shircie i przestarzałych czarnych spodniach widać było, że jest zamożny i już to skąd pozyskiwał kapitał okazywało się mniej ważne. Aczkolwiek Park nie robił nic niemoralnego, niemniej ta elegancja dodawała mu punktów w skali, czego Hong nie mógł nie odnotować. Dziś nawet odszedł od przylegających rurek i wybrał luźno puszczone, grafitowe nogawki. Joong dałby mu jakiś komplement, gdyż wypadało się odwdzięczyć za wszystkie, które tamten mu mówił, lecz język ugrzązł mu gdzieś w gardle i potrafił się jedynie wesoło szczerzyć od ucha do ucha.

- Zapraszam.- przepuścił go w drzwiach do windy.- Nie jesteś zbyt zmęczony?

- Zdecydowanie nie.- rzucił, ale zaraz zamilkł, twierdząc że powiedział to zbyt energicznie i tamten może to jakoś dziwnie odebrać.- A gdzie idziemy?

- Pojedziemy do jednej z restauracji, którą polecała mi moja mama. Na pewno będzie tam dobre jedzenie. Później, jeśli będziesz miał ochotę, możemy chwilę się przejść. Nie będę cię bardzo męczył, bo w końcu jesteśmy po nieprzespanej dobie.- przyznał, ale Joong nie miał nic przeciwko temu, żeby spędzić ze starszym nawet całą noc. Mógłby wypić jeszcze ze trzy obrzydliwe kawy, czy napoje energetyczne, byle tylko mieć na to siły. Czuł się rozemocjonowany wszystkim, co się działo, bo takie życie było dla niego nowe. Nowym też była dla niego świadomość, że istnieje ktoś, kto się o niego stara, kto daje mu od siebie naprawdę wiele i robi wszystko, żeby jak najlepiej się przed nim pokazać. Hongjoong szczerze nie czuł, ze na to zasługuje i w pewnych momentach miał ochotę powiedzieć Hwie, by nie robił tyle dla niego, bo nie jest tego warty, ale potem Woo by go zbeształ, za pieprzenie głupot. Kim wiedział, że musi zrozumieć, że nie trzeba reprezentować konkretnych cech, czy osiągnięć by zasługiwać na czyjąś uwagę, albo sympatię, lecz  nie potrafił uwierzyć w czyjeś czyste intencje i w to, że mógłby się komuś spodobać. To było dla niego nierealne. Być tu, znajdować się w tak pięknej scenerii, z człowiekiem, który obecnie dawał mu każdy jeden powód do bycia szczęśliwym i móc się tym napawać, bez strachu, iż to pryśnie. A może właśnie miał w sobie tę obawę, że jego nieodpowiednie słowo lub najmniejszy błąd, mogą przekreślić to, co teraz było dla niego spełnieniem marzeń. Nie mógł zdawać sobie sprawy z tego, że Park sam jest kłębkiem nerwów, bo pragnie mu zaimponować i pragnie na niego zasłużyć, choć tak naprawdę nie musiałby robić kompletnie nic. 

White Dandelion| SeongjoongWhere stories live. Discover now