17. Pizza z soju

117 17 11
                                    

Hongjoong pierwszy raz od dawna miał całkowicie czystą głowę. Nie bał już się swojej pracy, która okazała się naprawdę przyjemna, w dodatku nikt do niego nie wydzwaniał, nie pisał i czuł, że ma władzę nad własnym życiem. Wiedząc, że czeka go wypłata, zaszedł do galerii, kupić trochę nowych ubrań na odstresowanie, gdyż z jakiegoś powodu zawsze przechadzanie się alejkami sklepowymi było dla niego relaksujące. Uwielbiał tak spędzać czas. Sam, ze słuchawkami na uszach, kubkiem zimnego napoju w ręku, przeglądając wieszaki, nowe wystawy, a na koniec zachodząc do sklepu spożywczego po puszkę coli oraz paczkę ulubionych chipsów. Siłą rzeczy zerkał czasem na ekran telefonu, lecz tym razem nie w obawie przed Sungho, a sprawdzając, czy Seonghwa się odzywał. Ostatni raz pisał do niego przed tym, jak San miał po niego zajechać i życzył mu udanego dnia. Wspominał też, że Pan Kot za nim tęskni, a Hong był przekonany, że jeszcze ich odwiedzi. 

Zaśmiał się sam do siebie, siedząc przed biurkiem, ponieważ zawsze zastanawiały go jego wahania nastrojów. W jednej chwili miał wrażenie, że nad niczym nie panuje, jedyne o czym marzy to ukryć się gdzieś z dala od wszystkiego oraz wszystkich, a zaraz zmieniał się w wulkan energii, czując że nie ma nic, czego nie byłby w stanie osiągnąć. W poniedziałek postrzegał siebie, jako największego nieudacznika, podczas gdy wszyscy inni spełniali swoje marzenia, stawali się "kimś", jakkolwiek definicja tego nie określała, a on zatrzymał się w miejscu. Z kolei, w piątek był już panem swojego losu, który świetnie dźwiga swoje obowiązki, działa pomimo własnych problemów, jest kimś niesamowicie silnym, o grubej skórze oraz świetlanej przeszłości. Jego codzienność to była sinusoida i niekiedy miał dość tego jak niestabilny emocjonalnie był, lecz tamtego wieczoru odczuwał jedynie czystą błogość. Biegał przed lustrem w nowo zakupionych spodniach oraz granatowej, jedwabnej koszuli (która nie była rzecz jasna z jedwabiu, lecz poliestru, który go imitował) i ciężkich butach, jakie znalazł na promocji. Kręcił się przed lustrem w rytm swojej playlisty, do posłuchania w dni, kiedy dopisywał mu dobry nastrój. 

Uśmiechnął się, słysząc nadchodzące powiadomienie, mając nadzieję, że to Park do niego pisze, wiec od razu rzucił się na materac, chwytając komórkę w dłonie. 

"Wracam już do domu. Przepraszam, że nie odpowiadałem. Jak minął ci dzień?"

Albo nie był tak pijany, jak wcześniej spodziewał się Hong, albo miał bardzo pomocną autokorektę, doszukującą się sensu wpisywanych losowo literek.

"Pamiętasz tę osobę, która nie dawała mi spokoju? Spotkałem się z nią i kazałem dać mi święty spokój. Później byłem na zakupach. Ogółem, same plusy. A jak spotkanie ze znajomymi? Dopiero dziesiąta, myślałem, że będziecie siedzieć do rana."

"Atmosfera się zepsuła. Zaczęliśmy pić około dwudziestej, ale potem jakoś gadka się nie kleiła. Już chyba nawet zdążyłem wytrzeźwieć. Byłem z Sanem na pizzy nieopodal jego mieszkania i gorszego gumowca nigdy nie jadłem."

"Nie widzieliście się z Yeosangiem?"

"Widzieliśmy, ale to chyba nie był jego dzień. Wściekł się trochę na jedną sytuację, a potem jeszcze na Sana i wyszło jak wyszło. Do poniedziałku, z pewnością, znów będą sobie nawzajem dogryzać, ale dziś omal nie skończyli bijąc się pod barem."

"Przykro mi, że ten wieczór nie przebiegł tak, jak planowaliście."

"Ja bawiłem się przednio. Połowę czasu gadałem z takim gościem za ladą, który opowiadał mi jak kantuje pijanych idiotów. Kiedyś nawet mnie okantował, skubany, ale dopiero się zorientowałem, że wtedy znikło mi z konta o jedno zero za dużo."

"A czy to nie jest karalne?"

"Kurwa, zapomniałem, że jesteś prawnikiem. Nie pozywaj Jongho, to taka cudowna mordeczka. Zmiksował mi mohito z sex on the beach oraz czystą wódką i myślałem, ze odpłynę. Nigdy mnie tak nie kopnęło."

White Dandelion| SeongjoongWhere stories live. Discover now