49. Kocie wymioty i impreza niezakrapiana alkoholem

113 19 20
                                    

San wyszedł nazajutrz, jeszcze przez zmrokiem, więc Seonghwa odrobinę się uspokoić, wiedząc, że z jego przyjacielem jest wszystko w porządku. Niemniej oznaczało to podwójną ilość pracy przez nadchodzący tydzień. Nakładało się to z początkiem nowego roku akademickiego Hongjoonga, przez co chłopaka również było mniej w biurze, ze względu na masę uczelnianych obowiązków. Kim starał się nadrabiać nieobecności wieczorami i niekiedy siedział do późnych godzin z laptopem, byle tylko nie obciążać dodatkowo Parka.  Był to strasznie chaotyczny okres, w którym każdy czuł się nie na swoim miejscu, spięty oraz przebodźcowany. Brunet miał mnóstwo kontraktów, jakie winien był dopiąć do końca, zaś jego młodszy chłopak, męczył się ze znienawidzonym kierunkiem, codziennie wracając ze spuszczoną na kwintę głową. Najbardziej lubili okres krótko przed snem, gdy niższy wsuwał się pod kołdrę, lądując policzkiem na ramieniu dwudziestosześciolatka i domagając się przy tym dodatkowych czułości. 

- Dokończyłem pisanie wszystkich raportów, jakie miałeś zgłosić. Uzupełniłem dokumentację i posegregowałem papiery w tych segregatorach, które przywlokłeś. Masz gotowe dwie umowy do podpisania w przyszłym tygodniu i wracając z uczelni kupiłem ci ulubioną drożdżówkę z brzoskwiniami oraz gumy... truskawkowe.- wymamrotał, powodując tym przyjemne wibracje rozchodzące się po ciele ciemnowłosego, który mocniej przyciągnął go do siebie ramieniem i wlepił wzrok w czekoladowe, przekrwione oczy. 

- Nie musisz tego wszystkiego robić. Masz wyznaczone dwa dni w tygodniu, po pięć godzin. Wtedy zrobisz tyle ile jesteś w stanie, a resztą zajmie się tych sto innych pracowników, którzy skupiają się na parzeniu kawy.- rozczesał włosy chłopaka palcami, delikatnie zmartwiony jego zachowywaniem. Wiedział, jak to wygląda w innych firmach, ale nie zamierzał wykorzystywać tego dzieciaka, aby swój wolny czas poświęcał na nie swoje zadania. 

- Boję się, że przez moją nieobecność moja posada stanie się zbędna, albo co gorsza, ktoś rozkaże ci znaleźć innego asystenta na moje miejsce.- burknął nieśmiało. Seonghwa zmarszczył brwi, łapiąc policzki drugiego w dłonie. 

- Ależ co ty za głupoty teraz wygadujesz? Właściwie to twoja posada nigdy nie była konieczna, tylko ja się po prostu opieprzałem, przez co matka się wściekała. To stanowisko powstało, w pewnym sensie, specjalnie dla ciebie i to ja decyduję o jego istnieniu. A wydaje mi się, że taki asystent będzie mi potrzebny do końca życia.- pacnął go opuszkiem środkowego palca w czoło, chcąc by ten zrozumiał, że siłą rzeczy, stał się już nieodłączną częścią jego jestestwa i póki co, nic temu nie zagraża, a tym bardziej nic nie zagraża jego pozycji w firmie. Sana trzymał już tyle lat, mimo że przez cały tydzień potrafił niekiedy zrobić mniej niż Joong w ciągu dnia, więc dlaczego miałby zwalniać swojego ulubionego pracownika. Wolał jednak, by ten pracownik nie chodził smutny oraz przemęczony, bo krajało mu się serce. 

- No chyba, że postanowi robić autonomiczną karierę. Co jeśli zostanę najbardziej znanym adwokatem w kraju?- stwierdził, na co Park szeroko się uśmiechnął. 

- Chcę cię takiego zobaczyć. Jak będziesz ubrany w drogi garnitur, siedział w swoim prywatnym gabinecie z nogami założonymi na biurko. Jak będziesz wygrywał wielkie sprawy i będą wszędzie o tobie mówić, a na koniec dnia przyjdziesz do naszego wspólnego domu. Nie wiem, czy jest możliwe byś był jeszcze bardziej atrakcyjny w moich oczach, ale świadomość, że wtedy dalej będziesz mój, piekielnie mi się podoba. Będę cholernie z ciebie dumny. Zresztą byłbym nawet, gdyby potoczyło się inaczej, więc nie czuj presji.- pogładził jego plecy już przymierzając się do pocałunku, lecz z salonu dobiegł ich znajomy dźwięk. Dźwięk kota, który właśnie wymiotował. 

- Romantyczne podsumowanie tej konwersacji.- stwierdził Hong, po czym zwlókł się z Hwy i powędrował zobaczyć, co dzieje się z ich pupilem. Na szczęście okazało się, że ten tylko zadławił się jakimś kłakiem i już po chwili biegał po mieszkaniu rozanielony, co chwilę dojadając resztki z miski oraz kopiąc łapkami swoją ukochaną gumową piłkę, która piszczała przy najdrobniejszym odbiciu.- Żyje, ale będę chował przed nim ten puchaty koc, żeby go nie jadł. 

White Dandelion| SeongjoongWhere stories live. Discover now