16. Asertywność

95 19 9
                                    

Wooyoung bardzo chciał zobaczyć pojedynek Sana, lecz był przekonany, że Yeosang kręci się w pobliżu Choi'a. Naprawdę nie chciał już widzieć go tego wieczoru, więc intencjonalnie skupiał się na jednej części sali, zbierając tam zamówienia i odchodząc od baru jak najszybciej, tuż po przekazaniu listy dla Jongho. Tego wieczoru nie odzyskał dobrego humoru, czemu nie dało się dziwić. Miał już dwadzieścia-trzy lata, liceum ukończył dawno temu, przepracował pewne problemy, widział jak znajomi układają sobie własne życia, jak stawiają kroki w samodzielności, jak Yeosang rozwija się i staje się zupełnie innym człowiekiem. Był to proces, którego nie mógł, ale też nie chciał zatrzymać. Liczył jednak, że między nimi zostanie chociaż ta sympatia. Woo miał to do siebie, iż każdego, kto wniósł do jego codzienności choć jeden uśmiech, wspominał w ciepły sposób. Nie chodziło nawet o wielkie zażyłości, oczekiwania, czy roszczeniowość. Po prostu Kang był ważną częścią jego przyszłości, pierwszym i prawdopodobnie ostatnim tak bliskim przyjacielem. Ich drogi się rozeszły, ale mimo wszystko sądził, że jest to spowodowane różnymi stylami życia, nieustającą pracą, lecz dziś przekonał się, jak wyglądała prawda. Nigdy nie posądziłby Yeo o to, że będzie się go wstydził, że będzie spoglądał na niego jak na intruza, nieproszonego gościa, kogoś, kogo najchętniej wymazałby z własnej tożsamości. Jung nie pasował do jego perfekcyjnej historii, do nieskazitelnego wizerunku, nie pasował do towarzystwa bogatych, wpływowych ludzi i już od dawna nie był dla Sanga tak ważny, jak sądził. Tak jakby ten wyrwał kartkę z książki, zgniótł ją oraz wyrzucił bez dłuższego namysłu. Może ich więź od zawsze była jednostronna? Ta myśl była dla Woo niezwykle miażdżąca. Pewnie dlatego, że nie miał obecnie do kogo się zwrócić, nie było nikogo, kto wiedziałby o nim tyle, co on, nikogo, kto zrozumiałby w pełni jego położenie. Wooyoung nie chciał, aby ten udzielał mu pomocy, aby dawał cokolwiek w zamian. Ale żeby był. Po prostu był. Dawał to poczucie, że choć jest okrutnie samotny, to nie sam. 

Jeszcze zanim skończył się cały program oraz zmiana Junga, ten widząc, że obsłużył już wszystkie stoliki, postanowił wyjść na zewnątrz, by się przewietrzyć. Usiadł na dwóch schodkach, biorąc głęboki wdech. Pomimo lata, ta noc była wyjątkowo chłodna, więc owinął się własnymi ramionami. Tlił się tu zapach papierosów, w oddali słychać było głosy pijanych ludzi, wracających do domów. Co kilka minut przejeżdżało pojedyncze auto, rozświetlając wszystko reflektorami, po czym znów znikało między budynkami, gdzie w oknach paliły się światła. Woo nie pamiętał dnia, kiedy równie mocno chciał wrócić do domu. A w samym tym pojęciu nie chodziło o budynek, o betonowe cztery ściany, o mieszkanie na siódmym piętrze, o ciepłe łóżko, a o bezpieczeństwo, brak zmartwień, o ludzi, którzy nie odchodzili, o zupełnie inną wizję jutra, kładzenie się  spać z poczuciem, że ma się dla kogo otworzyć oczy i o to, żeby poczuć, jak ktoś cię przytula. Strasznie potrzebował czyichś ramion, czyjegoś ciepła, jakiejkolwiek formy domu, bo nie miał żadnej. Nie miał gdzie wracać, ani do kogo. 

Chowając głowę między kolanami, poczuł jak łzy palą go w gardle i choć nie chciał płakać, to wiedział, że póki tego z siebie nie wyrzuci, to nie będzie w stanie wziąć głębokiego oddechu. Przecierał szybko oczy rękawami, aby żaden z klientów nie był świadkiem jego rozsypki. Nie lubił pozwalać sobie na tego rodzaju załamania, bo okropnie ciężko było z nich później wyjść. Gdy tak funkcjonował, jakby tylko obserwując swoje życie zza kurtyny i dystansując się od niego, uciekał w głąb swojej wyobraźni, nie czuł, jak bardzo jest z nim źle. W pewnym momencie jednak należało się oczyścić, by nie męczyć się z samym sobą i emocjami, na które nie było już miejsca. 

W pewnej chwili ktoś usiadł obok niego, więc już chciał się poderwać, obawiając się, że to jakiś pijany gość, od którego powinien trzymać się z daleka lub co gorsza San, bowiem nie miał ochoty by teraz z nim rozmawiać. Był to jednak zupełnie ktoś inny i od razu położył rękę na jego ramieniu, żeby go uspokoić. Wooyoung odetchnął widząc znajomego barmana, wyciągającego pudełko papierosów. Nie palił. Zbierał opakowania, jakie zostawili klienci i od czasu do czasu, dla żartu, wkładał sobie papierosa między wargi, udając, że oddaje się stopniowemu wyniszczaniu organizmu. 

White Dandelion| SeongjoongWhere stories live. Discover now