27. Nawracający lęk

93 19 6
                                    

Był to już ostatni tydzień miesiąca i Hongjoong musiał przyznać, że zaaklimatyzował się w nowym środowisku. Zadowalało go, jak praca oraz ludzie których w niej spotkał, a zasadniczo mowa tu była o Seonghwie, wpłynęli na jego codzienność. Patrząc, ile pobocznych problemów spotkało go w ostatnim miesiącu, wliczając w to zarówno sytuację z matką, jak i Sungho, to miejsce, ten okropny, stereotypowy biurowiec, pozwolił mu na te siedem godzin dziennie odciąć się od rzeczywistości. Początkowo uważał, że po dwóch dniach będzie miał dosyć, ze nie sprosta wyzwaniom, że nie jest wystarczająco doświadczony, inteligentny, zaradny, pracowity, by wytrzymać nakładaną na niego presję. Trafił jednak na szefa, który miał specyficzne podejście do wszystkiego i wszystkich. Był pewien, że gdyby zamiast niego, jego przełożonym był stereotypowy dyrektor, czy też prezes wielkiej korporacji, to jego kariera skończyłaby się zaraz po przekroczeniu progu. Park okazał się jednak bardzo wyrozumiały i biło od niego ciepło oraz sympatia, czego nie zapowiadało ich pierwsze spotkanie. Czuł wówczas, że rzuci mu segregatorem prosto w twarz, a do kawy doleje płynu do naczyń, lecz wystarczyła dłuższa rozmowa, aby ich stosunki uległy złagodzeniu. Nadal Hwa reprezentował nawyki, które niezmiernie irytowały Joonga, lecz teraz miał już wrażenie, że brunet się z nim droczy, niż robi mu coś specjalnie na złość. Przykładowo często wysyłał go do Yeosanga, doskonale wiedząc, iż blondyn jest w stanie zabić za przeszkadzanie mu w trakcie obowiązków. Czasem wysyłał go tysiąc razy do bufetu lub automatów na parterze, tylko po to, by widzieć jak ten co chwilę zjeżdża windą, a za pięć minut wraca z coraz bardziej rozjuszoną miną. 

Ich relacja stawała się stopniowo coraz bardziej przyjacielska niż służbowa. Działali jak kompani, prawie że równi sobie. Nie dało się zapomnieć o tym, że to jednak nazwisko Parka było świadectwem tej firmy i to jemu prezesi innych przedsiębiorstw, czy właściciele nieruchomości podawali dłonie. Bywały wizyty lub zebrania zarządu, gdy każdy traktował dwudziestolatka jak powietrze, a kiedy już otrzymał gram uwagi, przepełniony był on zgorzkniałością, niesmakiem lub nawet pogardą. Oczywiście, było też sporo wyjątków od tej zasady. Głównie działała tu charyzma Joonga, który jak już doszedł do głosu, to mówił tak płynnie, a jednocześnie tak zawile, że kontrahenci patrzyli na niego jak na czarodzieja. Nie było jeszcze takiej sprawy, którą Hong by zepsuł, choć to nie powinno mydlić mu oczu. Ci najważniejsi ludzie trafiali bezpośrednio do gabinetu pani prezes i ktoś taki jak Kim nie był godny ich poznać. Seonghwie trafiały się pojedyncze istotne zadania, mające wystawić go na próbę oraz czegoś nauczyć. Natomiast wciąż matka nie darzyła go pełnią zaufania. On się tym nie przejmował, bo tak naprawdę, wcale nie miał ochoty być odpowiedzialnym za całe to bagno. Wiedział, jakim człowiekiem jest jego rodzicielka, że chodzi jakby była kłębkiem nerwów, musi brać leki nasenne ażeby zasnąć, a pracoholikiem była jeszcze większym  niż Kang. Rzadko bywała w firmie, ale to tylko dlatego, że notorycznie bywała w delegacjach, na wyjazdach, w siedzibiach innych korporacji, a innymi czasy wybierała siedzenie w domowym biurze. Chaos panujący  w tym drapaczu chmur dodatkowo ją przytłaczał, zwłaszcza, że żyła w takim świecie przez wiele, wiele lat. 

Kim wpadł do pokoju "312", rzucił torbę w kąt, po czym usiadł na biurku swojego przełożonego, zerkając tylko przelotnie na dokumenty, które przygniótł mu tyłkiem. Ciemnowłosy zmrużył powieki, jakby średnio pojmował to dziwne zjawisko, które wystąpiło w jego życiu. Zlustrował chłopaka, po czym uniósł pytająco brew, przyglądając się wesołemu asystentowi. 

- Wydrukowałem już nasze bilety. Tak na pamiątkę. W dziesięciu egzemplarzach. Pobrałem też aplikację tej linii lotniczej, jakby wszystkie miały mi się spalić. Mam też screena na telefonie, na wypadek, gdyby internet mi przestał działać.  Kupiłem dwie kosmetyczki do samolotu, bo co jeśli pierwsza się zepsuje. Miałem też wziąć dla ciebie, ale ty jesteś doświadczonym podróżnikiem, więc pewnie posiadasz takie magiczne itemy. Zastanawiam się, ile par spodni wziąć. Ma być ciepło, ale noce są chłodne. Nie pójdę w szortach, ani jeansach na bankiet, muszę wyglądać jak milion dolarów, więc muszę sobie kupić jakieś ubrania, żeby tam padli. Martwy klient, to dobry klient, zapamiętaj.- mówił tak szybko, że Seoghwa był w szoku, jak język nie zawiązał mu się w supeł. Brzmiał jak filmik na Youtubie puszczony w podwójnym przyspieszeniu. Niby pojmował każde słowo, ale wymagało to od niego niesamowitego skupienia. Ponadto, nie mógł zapomnieć o tym, że ten dzieciak właśnie siedział na blacie jego biurka, gniotąc umowę, założywszy nogę na nogę i zamiatając powietrze wachlarzem rzęs, by to wymazało jego winy. 

White Dandelion| Seongjoongजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें