Poniedziałek nadszedł bardzo szybko i w każdym innym wypadku Hongjoong by na to narzekał, lecz teraz o niczym nie marzył bardziej, jak wyrwać się z tego domu. Wszystko go denerwowało. Każdy drobny dźwięk wyprowadzał z równowagi, każdy komentarz, pytanie, zarzut, sprawiały, że miał ochotę się spakować, wybiec i spędzić noc na ulicy, śpiąc pod gwiazdami. W pewnym momencie był nawet temu bliski, kiedy znów nie mógł zmrużyć oka, myśląc za dużo, a przede wszystkim za dużo scenariuszy dopowiadając sobie samemu w głowie. Piątkowa noc wykończyła go psychicznie, podobnie jak wiadomości, które otrzymywał nieustannie w sobotę, od człowieka, o jakim już zdążył zapomnieć, lecz ten zdawał się przypomnieć sobie o nim w najmniej odpowiednim momencie. Jakby na domiar złego, ręka bolała go tak okrutnie, że zaczynał mieć wątpliwości, czy rzeczywiście nie lepiej było udać się z tym do lekarza.
Początek nowego tygodnia i pierwszy raz włożył na siebie strój w pełni adekwatny do stoiska. Znalazł w lumpeksie jakąś dużą, białą koszulę oraz lniane spodnie. Wziął też torbę z laptopem, licząc, że doda mu to wyglądu profesjonalnego asystenta, którym nie wstyd było pochwalić się przed innymi pracownikami. W dodatku podejrzewał, że to dziś spotka matkę Seonghwy, gdyż wcześniej nie miał z nią bezpośredniej styczności, a musiał wreszcie nadejść moment ich konfrontacji. Nie chciał, by to jak wygląda, jakkolwiek zaważyło na jej ocenie.
Pojechał wcześniejszym autobusem, byle tylko wyjść z domu. W drodze, w akcie jakiegoś rzadkiego dla siebie miłosierdzia, postanowił, że poszuka w pobliżu biurowca kawiarni i w zamian za przepyszną kolację, kupi Seonghwie coś na śniadanie oraz kubek kawy. Nie miał pojęcia jaką ten człowiek pije, ponieważ jego osobowość wskazywała na Frappe z podwójnym karmelem, a stanowisko na obrzydliwe Americano bez grama cukru. Widząc menu, Joong wpatrywał się w nie skołowany, lecz ostatecznie stwierdził, że jeśli nie posmakuje mu mrożona kawa karmelowa, to nie będą mogli się przyjaźnić, więc będzie to właściwy test ich rozwijającej się znajomości. Po drożdżówkę z brzoskwiniami oraz paczkę gum zaszedł już do bufetu, a ochroniarz musiał pomóc mu otworzyć bramki, gdy tachał się z tym wszystkim.
Dumny siebie, chociaż odrobinę zażenowany własnym optymizmem, wsiadł do windy, nosem wciskając guzik dwudziestego piętra. Jechał tak z szerokim uśmiechem wymalowanym na ustach, ale im wyżej był, tym więcej wątpliwości pojawiało się w jego głowie. Kiedy już wchodził na korytarz, czuł że się błaźni, ale było już za późno. Może i wyrzuciłby wszystko do śmieci lub zaniósł do pokoju socjalnego, lecz nie zdążył, bo Hwa stał już przy swoim gabinecie, najwyraźniej na niego czekając. Kim miał wiele pytań, a głównym było to, czy ten również cierpi na bezsenność, bo kto normalny zjawia się w pracy godzinę przed czasem. Tylko sadyści zdolni byli do takich głupot i jakkolwiek Hong samego siebie by do nich zaliczył, tak Park nie wyglądał na równie pokrzywdzonego przez życie.
Mężczyzna otaksował go wzrokiem, uśmiechając się półgębkiem.
- To dla ciebie.- Hong wysunął ręce, a tacka z kawami oraz ułożoną na niej torebką z resztą zakupów, zasłaniały mu twarz, przez co widać było jedynie kawałek jego czupryny. Brunet przejął prezent, szczerze zaskoczony, ale też niezwykle ucieszony.
- Z jakiej to okazji, jeśli mogę wiedzieć?- Joong odpowiedziałby, że "dzień dobroci dla zwierząt", ale jako że miał do czynienia z własnym przełożonym, to nie chciał korzystać z tej puli żartów.
- Chciałem być miły.- bąknął, oczywiście z naburmuszoną miną, aby sytuacja ta nie była zbyt cukierkowo urocza. Ot, postanowił się odwdzięczyć, tym samym zbierając plusy, które mogły się liczyć później do premii, a kiedyś i awansu. No chyba, że wyrzucą go wraz z końcem miesiąca. Wtedy pożałuje tych wydanych bez celu pieniędzy.
YOU ARE READING
White Dandelion| Seongjoong
Fanfiction~-Czasem najtrudniejszym jest przyznanie się przed sobą, że jedyną osobą, która cię nienawidzi jesteś ty sam.~ White Dandelion Największym kłamstwem młodości jest wmawianie, że to najlepszy okres twojego życia, podczas, gdy to właśnie mając dwadzieś...