46. Bukiet szczęścia

124 21 8
                                    

Kolejny tydzień był absolutnie najdziwniejszym w życiu Hongjoonga. Wszystko, co się działo, zdawało się zupełnie nierealne, surrealistyczne i nie był w stanie traktować tego jako swojej rzeczywistości. Miał wrażenie, że gra w jakimś filmie, którego gatunku nie jest w stanie określić. Zdawało mu się, iż to nie on przeżywa poszczególne emocje, że to nie on stoi na cmentarzu obserwując całą ceremonię, że to nie on wraca do mieszkania po kolejne rzeczy, by przewieźć je do apartamentu Seonghwy. Na samym pogrzebie nie wylał ani jednej łzy, bo czuł się zbyt przytłoczony ostatnimi zdarzeniami. Miał gonitwę myśli w głowie, a przez ich natłok niczego nie odczuwał we właściwy sposób. Jego organizm sam zadecydował, że najlepszą formą obrony przed niechcianą, silną frustracją, będzie całkowite odizolowanie umysłu od tego, co się dzieje. Normalnie chodził do pracy, lecz rozmawiał tylko z Hwą. Obowiązki wykonywał jeszcze lepiej niż zazwyczaj, bo to jako jedyne dawało mu poczucie, że może skoncentrować się na czymś niezwiązanym ze sferą prywatną.

Nie był nawet w stanie wyrazić tego, jak wdzięczny był za wszystko, co robił dla niego Park. Większość formalności załatwił sam lub zlecił zaufanym ludziom, dzięki czemu chłopak nie musiał ciągać się po notariuszach, umawiać na wizyty, prowadzić sprzeczek z matką, czy być na bieżąco ze swoją sprawą w sądzie. To wszystko kontrolował brunet, choć rodzicielka Kima dzwoniła do niego przynajmniej trzy razy dziennie. Początkowo spodziewał się, iż tej głównie będzie chodzić o spadek, bowiem wuj pozostawił mu mieszkanie oraz niewielkie pieniądze na koncie oszczędnościowym, a ta wynajmowała niewielką kawalerkę. Pomylił się, bo gdy wreszcie od niej odebrał, ta po raz pierwszy w ciągu jego prawie że dwudziestoletniego życia, na samym początku, spytała o to, jak się czuje i czy niczego nie potrzebuje. Musiało się stać coś tak poważnego, by ta poczuła się do roli matki. Nie zaczynała tematu majątku, choć Hong zdecydował, że pozwoli jej tam pomieszkiwać, jeśli będzie pewny jej abstynencji. Na razie nie zamierzał tam wracać i nie był pewny, czy kiedykolwiek jeszcze tam zamieszka. Przyjął spadek, a kobieta, ani żaden dalszy krewny, nie składali żadnych dodatkowych roszczeń, co było dla niego olbrzymią ulgą, ponieważ ostatnim czego pragnął, to kolejne wizyty w sądzie.

Tym, czego obawiał się na samym starcie mieszkania z Hwą, to faktu, że ich uczucie jest jeszcze bardzo świeże. Zanim jeszcze poznali się na wylot, zanim nacieszyli się powolnym docieraniem, to już znaleźli się pod jednym dachem. Kim nie chciał być dla nikogo ciężarem, nie chciał czuć się jeszcze bardziej wyobcowany i nie chciał by tak pochopne decyzje, coś zmieniły między ich dwójką. Niemniej już w pierwszych dobach przekonał się, że jeszcze nigdzie nie był tak mile widziany jak w tych czterech ścianach. Park potrafił uśmiechać się wpatrując w niego przy śniadaniu, mówił mu tysiąc komplementów dziennie, ale zarazem milczał, gdy wiedział, że chłopak potrzebuje ciszy na poukładanie sobie pewnych spraw w głowie, co nie było wcale proste. Dwudziestolatek mimo wszystko, czuł dyskomfort, będąc na czyjejś łasce. Robił zakupy do mieszkania, starał się utrzymywać porządek, zadeklarował się, że chce dopłacać do czynszu, do benzyny i wszystkich innych kosztów. Seonghwa uważał, że takimi rozterkami nie powinien się teraz zajmować, lecz obsesyjna potrzeba stabilności Hongjoonga nakazywała mu robić wszystko, by życie mu się jeszcze bardziej nie wysypało. Nie potrafił uwierzyć w to, iż za miesiąc nadal będzie w tym miejscu i dalej będzie miał do kogo wyciągnąć dłoń. Nawet jeśli znajdował się znów na właściwych torach, miał gdzie mieszkać, miał całkiem dobre stanowisko oraz życzliwe osoby dookoła, on panicznie bał się wylądowania na bruku, pozostania z niczym, znienawidzenia przez wszystkich.

Piątkowego wieczoru, Joong, który przez cały dzień ukrywał swój zły humor, by nie zarażać innych negatywną energią, jaką kumulował w sobie, skupił się na gruntownym sprzątaniu kuchni. Zamówił też ulubione, tajskie jedzenie Hwy, żeby sprawić mu przyjemność. Brunet zadeklarował się, że wyniesie śmieci, ale po około kwadransie, Kim zaczął się denerwować, bo mężczyzny wciąż nie było, a kontenery stały nieopodal bloku. Zdenerwowany odłożył naczynia do odpowiedniej szafki, po czym podbiegł do telefonu, drżącymi palcami wybierając numer Parka. Wyjrzał przez okno, by odszukać go wzrokiem, ale mężczyzny nie było nigdzie w polu jego widzenia. Kto normalny przez piętnaście minut wynosił śmieci?

White Dandelion| SeongjoongWhere stories live. Discover now