42. Deklaracje

102 20 8
                                    

Hongjoong nie umiał nacieszyć cię wspaniałym zapachem czystej pościeli, miękkością poduszek oraz obecnością Seonghwy, który leżał tuż obok i obejmował go ramieniem, podczas gdy młodszy przykleił się do niego tak, że należałoby go odkrajać piłą. Zresztą ten problem wystąpił, kiedy Hwa z samego rana chciał wyjść do toalety, lecz Joong zaparł się wszystkimi kończynami, żeby go nie wypuścić.

- Joongie...-

- Nie idź.- mlasnął, wciąż trzymając głowę na jego obojczyku, a ręce mocno owijając wokół torsu, tak że gdy mężczyzna się podnosił, to pociągnął ze sobą senne ciało dwudziestolatka.

- Chciałbym skorzystać z łazienki, wiesz? Zaraz wrócę. Przecież nigdzie się nie wybieram.- westchnął, zanurzając nos we włosach niższego.- Puścisz mnie?

- Nie.- burknął, na wpół wciąż pogrążony w śnie.

- Proszę?-

- W czym ja ci przeszkadzam?- jęknął zawiedziony, na co tamten się zaśmiał i sięgnął po dłoń chłopaka, starając się ją od siebie odciągnąć.

- W niczym, prócz tego, że nie mogę się ruszyć.-

- No mówili, że miłość to ciężar, więc co się teraz dziwisz?- prychnął, lecz wreszcie odsunął się lekko od bruneta, by ten miał jak wstać, a zaraz rozłożył się na całą szerokość materaca, będąc w stanie wyobrazić sobie, że spędza tu cały dzień. Dopiero wtedy, czując na plecach chłód poranka, zorientował się, iż nie ma na sobie żadnej góry, więc w popłochu zaczął szukać czegokolwiek co mógłby na siebie zarzucić. Wcześniej było ciemno, a on był bardziej pewny siebie. Analiza tego, co wydarzyło się w ciągu ostatnich godzin kompletnie go otrzeźwiła i widząc ich ubrania na podłodze, czuł, że najchętniej zapadłby się pod ziemię. Przełknął ślinę, wspominając te wydarzenia i w pewnym sensie żałując, że nie był na tyle pijany, żeby o tym wszystkim zapomnieć. Wprawdzie, nie miało miejsca nic, na co nie wyraziłby zgody, czy by mu się nie podobało, ale jak miał teraz spojrzeć Parkowi w oczy. W ciągu doby ich relacja przeskoczyła o naprawdę mnóstwo stopni i aż dziwne, że po drodze nikt się nie wywalił na przysłowiowy "głupi ryj".

Hwa, tak jak obiecał, wrócił już po chwili, ale zdziwił się zastając drugiego w pozycji siedzącej, owiniętego szczelnie kołdrą i patrzącego się w lustro naprzeciwko z miną, jak gdyby zobaczył ducha.

- Coś się stało, Joongie?- wdrapał się na materac, klękając tuż przed Hongiem, a ten miał policzki tak czerwone, że aż sprawdził, czy ten nie ma gorączki.

- No wiesz co? Dość dużo, zważywszy na to, że ty i ja, jeden pokój, ba! Jedno łóżko i ja mam jakieś czerwone ślady na szyi, jak po pierdolonym komarze. W dodatku ja pamiętam to wszystko i dziwnie mi teraz patrzeć ci w oczy, kiedy... no ten tego. A bardziej wiemy kto kogo, więc... Czy to nie jest trochę peszące?- wyjaśnił, obserwując jak na ustach Seongwy wyrasta kąśliwy uśmiech. Tamten ujął jego żuchwę i pocałował, przez co Kim obruszył się jak spłoszony kot.

- Będę to robił, aż się nie przyzwyczaisz i nie przestaniesz się peszyć. A ten twój komar nazywa się Park Seonghwa i chyba będzie twoim zwierzątkiem domowym.- wzruszył ramionami, po czym roztrzepał włosy Hongjoonga, niezwykle przy tym rozbawiony. Jeśli mieli zdążyć na śniadanie, to musieli już zacząć się zbierać, więc dwudziestosześciolatek niechętnie wstał i zajrzał do swojej walizki, by wyjąć jakieś świeże ubrania.

- Daj mi jakieś gacie, bym mógł się przejść do mojego pokoju i się przebrać.-

- Weź moje dresy.- rzucił w niego parą spodni, a Hong wywrócił oczami, po tym jak uderzyły go w twarz.

White Dandelion| SeongjoongWhere stories live. Discover now