2. Gumy truskawkowe

140 19 15
                                    

Leżąc kolejnego dnia o poranku bił się z myślami, czy powinien iść tam z powrotem, czy może zostać w łóżku i płakać lub oglądać serial. Sprawdził zegarek. Było zbyt wcześnie, ponieważ według wyświetlanej godziny nie zaspał, a więc miał wystarczająco czasu, żeby zdążyć. Jeśli wydarzyłoby się coś, co pokrzyżowałoby mu plany pójścia do biurowca, to by nie narzekał, aczkolwiek wszystkie znaki z nieba i ziemi wypychały go spod pościeli. W końcu przeklął pod nosem, stanął na równe nogi, po czym powędrował do toalety. 

- Jednak idziesz?- spytał go wuj Minjae, z którym mieszkał od dzieciństwa. Był to już starszy człowiek, niemniej w dobrej kondycji jak na swoje lata. Przez pół dnia objeżdżał całe miasto, wybierając z katalogu kolejną wizytę lekarską, a drugą część ślęczał przed telewizorem. W weekendy lubił wybywać na spacer, a wówczas nie było go przez dwie godziny w domu i zwykle wracał punktualnie, co do sekundy. Wyjątkami były olbrzymie promocje w pobliskim sklepie, wtedy miał rozrywkę na dobre cztery. 

- Tak.- burknął chłopak, wtykając do ust szczoteczkę do zębów. Sam nie wiedział, po co to robi. Wyrzuty sumienia z pewnością by go wyżarły, więc modlił się o jakikolwiek powód, by nie musiał już tam nigdy iść i miał ku temu perfekcyjną argumentację. Specjalnie po prysznicu włożył na siebie byle jakie ubrania, nie martwiąc się o dress-code i powędrował na autobus, będąc na przystanku stanowczo zbyt wcześnie, więc na poprawę humoru kupił sobie energetyka oraz ulubiony baton w kiosku. Jadąc, usiłował wmówić sobie jak bardzo nienawidzi tego miejsca, ale jakimś sposobem, ciekawiło go to, co tam zastanie. 

Jeszcze zanim wszedł do budynku, ujrzał przy wejściu Seonghwę, który z papierosem przy ustach stał w towarzystwie blondyna, jakiego Kim poznał zeszłego dnia oraz innego szatyna, który z jakiegoś powodu szeroko się do niego uśmiechnął. Joong naprawdę liczył, że go nie zauważą, ale od zawsze był kiepski z matematyki i musiał to zaakceptować. Skinął lekko, mówiąc cicho "dzień dobry", a następnie przemknął do środka. Tym razem ochroniarz nie zwrócił mu uwagi, zresztą nawet by nie zdążył. Hong czym prędzej przemknął przez bramki, a potem pobiegł na schody. Uznał, że woli się przespacerować i tym samym nie spotka nikogo niepożądanego, bo wszyscy normalni pracownicy poruszają się windą. Niestety, już po trzech piętrach miał absolutnie dość, więc wcisnął ten nieszczęsny guzik. 

Najwyraźniej jego poranek miał się okazać kompletnym żartem, gdyż kiedy tylko drzwi się rozsunęły, a on zziajany ruszył do wnętrza, dostrzegł tam człowieka, którego pragnął aż do dziewiątej unikać. 

- Aż kurzyło się za tobą, a chciałem zapoznać cię z moimi znajomymi. Pracują tu, więc pewnie się na nich natkniesz, ale rozumiesz, trzeba dbać o dobrą atmosferę w firmie.- odezwał się Hwa. Ostatnim, czego Hong pragnął, to poznawanie kolegów Parka. Był tu od dwóch dni i samo zapoznanie się z ciemnowłosym było dla niego olbrzymim wysiłkiem, a co dopiero bratanie się z resztą kadry. Go tak właściwie miało tu dziś nie być. Dziś, ani nigdy więcej. 

- Uhm, ja... tak. Będzie jeszcze okazja, z pewnością.- odparł, ukrywając swoją zadyszkę, która jednak nie uciekła uwadze Parka. 

- Biegłeś po schodach?- uniósł jedną brew. 

- Nie.-

- Przecież widzę.- 

- Nie biegłem, tylko wchodziłem, powoli, mam zwyczajnie słabą kondycję.- westchnął, a Seonghwa zaśmiał się, proponując mu butelkę wody. 

- W pakiecie pracowniczym masz zniżki na siłownię, poza tym wnioskowałem, aby otworzyli taką  na ostatnim piętrze. Bym nie musiał jeździć przez pół miasta, a ty męczyć się na schodach.- zamyślił się, układając w głowie projekt, który przedstawiłby swojej matce. 

White Dandelion| SeongjoongWhere stories live. Discover now