4. Ulubiony kolor

137 18 21
                                    

- A mogliśmy pojechać do McDonald's.- Hongjoong westchnął cicho, widząc, że ich taksówka podjeżdża pod bar, przy którego wejściu kręciło się mnóstwo osób, podobnych do Seonghwy. W tym sensie podobnych, że każdy z nich wyglądał jakby miał własny biznes, robił coś pożytecznego z własnym życiem, zarabiał mnóstwo pieniędzy, prowadził się w dobrym towarzystwie i miał, zgodnie ze społecznym uznaniem, dobre życie. Ile było w tym prawdy i jak czuli się ci ludzie wewnątrz? Tego Hong nie wiedział, ale instynktownie rodziła się w nim zazdrość. Nie pragnął nawet ich pieniędzy, a stabilności, którą dają. Pragnął wiedzieć, co będzie jutro, z nim, z jego relacjami, z życiem, ze wszystkim. Miał wrażenie, jakby fundamenty jego rzeczywistości zostały zbudowane z kart. Nie pasował tu, ani statusem majątkowym, ani jako człowiek. O czym miałby z nimi rozmawiać? Właściwie, dopiero teraz pojął, że prawdopodobnie będą milczeć cały wieczór, a on zmarnuje Hwie czas. Mógłby wyjść ze swoimi przyjaciółmi, z którymi najpewniej łączyłoby ich coś więcej niż dwa dni znajomości oraz zero wiedzy o sobie nawzajem. 

- Zajedziemy później na drive'a, jeśli będziesz jeszcze głodny. A teraz nie marudź.- rzucił Park, a Hong miał ochotę uderzyć czołem w szybę. Dlaczego on nie mógłby zamilknąć, tylko mówić na głos wszystko, co przyjdzie mu na język?

- Przestaniesz podsłuchiwać moje myśli.- 

- Przestałbym, gdyby były trochę cichsze.- stwierdził brunet, uśmiechając się od ucha do ucha. 

Chociaż Joong zapierał się, żeby zapłacić za transport, to Seonghwa kategorycznie się nie zgodził, jedną ręką wysuwając banknoty w stronę kierowcy, a drugą odpędzając dłonie Joonga, jak uporczywą muchę. Chłopak naburmuszył się, bo nie chciał czuć się jak ktoś, kogo należy sponsorować. 

Wysiedli, a w powietrzu od razu dało się wyczuć zapach tytoniu, alkoholu i męskich perfum. Hong miał szczerą nadzieję, że nie trafił do typowej męskiej obory, gdzie przesiadują bogaci mężczyźni po pracy, przepijając czas, który mogliby spędzić nad jakąkolwiek inną pasję. Bał się też, że w pewnym momencie stanie się taki przez dorosłość, która odbierze mu jakikolwiek zapał do posiadania zainteresowań. A nie chciał, aby w życiu obchodziły go tylko pieniądze i sposoby ich nabycia. Z drugiej strony jego celem nie było też założenie rodziny, czy osiągnięcie zawodowego sukcesu. Sam nie miał pojęcia, czego pragnie od swojej przyszłości. Może po prostu tego by nie przychodziła jak najdłużej, bo niczego tak się nie bał i nic nie było tak czarne w jego wyobraźni jak obraz siebie za kilka lat. 

Lokal mieścił się na parterze innego wieżowca, położonego w ekskluzywnej części miasta, gdzie toczyło się wieczorne życie. Wprawdzie, nie było jeszcze tak późno, lecz wiele osób skończyło już swoją zmianę, więc podobnie jak oni, mieli chwilę na oddech . 

Knajpa nie przypominała ani baru, ani restauracji. Była czymś pomiędzy. Wystrój był całkiem nowoczesny, a to równało się temu, iż praktycznie wszystko zostało wykonane ze szkła. Na ścianach wisiały obrazy, które wiernie odzwierciedlały współczesność, a więc czarną dziurę na środku nawet niezagruntowanego płótna. Z sufitu zwieszały się finezyjne lampy, z których długością miałby problem ktoś wykraczający poza dwa metry wzrostu, z czym niestety Hong się nie kłopotał. Niemniej dostrzegł, jak jeden człowiek w błękitnej koszuli, niechcący, uderza w jedną z nich czołem, przez co zrobiło mu się potwornie głupio. Gdyby tylko wiedział, ile razy w ciągu tygodnia Hong wywraca się o własne nogi, w obecności przynajmniej dwudziestu świadków. Raz potknął się na uczelni i zjechał po schodach kilka stopni, tuż przed oczami profesora, z którym miał mieć zaraz egzamin ustny. Nie wspominał tego dnia aż tak źle, bowiem tamten, widząc, że chłopak odrobinę się potłukł, był dla niego bardziej łaskawy i nawet zapytał, czy potrzebuje plastra na krwawiący palec. 

White Dandelion| SeongjoongDonde viven las historias. Descúbrelo ahora