33. Konwersacje przy krawężniku

106 19 6
                                    

Żadne z nich nie spodziewało się, że tak szybko złapią dobry kontakt i że nadejdzie to w tak naturalny, niewymuszony sposób. Dwa wieczory po tym, jak wrócili z parku rozrywki, Hongjoong zapytał Woo, czy nie mogliby się spotkać. Jung miał akurat wtedy dzienną zmianę, więc około osiemnastej był już wolny. Nie widział się tego dnia z Sanem, ponieważ ten siedział do późna w pracy, zresztą nie chciał się mu narzucać. Ich relacja miała status tak nieokreślony, że aż czasem ciężko było stwierdzić, w jakim kierunku brnie. Z tego też powodu Wooyoungowi zdarzało się nie wiedzieć, jakie ruchy wypada mu podjąć i czy nie przekroczy w pewnym momencie tej granicy. 

Joong był w zbliżonym do niego wieku i wydawał się równie po prostu dobrym człowiekiem. Czasem nie istniał jeden konkretny argument, który by za to odpowiadał, lecz po prostu widzi się kogoś i wie, że można jej zaufać. Nie dało się po oczach jednoznacznie określić, czy ktoś jest kryształowy, lecz niektóre sprawiały, że chciało się po prostu tym osobom powiedzieć wszystko, co leżało na sercu. Nieistotne w tym było, czy znało się dwa dni, dwa miesiące, czy dwa lata. Jung miał ochotę spędzić z Hongiem trochę czasu, nawet jeśli mieliby milczeć. Jongho i tak by nie mógł mu potowarzyszyć, ponieważ tego wieczoru był zajęty, więc jeśli szatyn nie chciał być sam na sam z własnymi myślami, to musiał przystać na tę propozycję. 

Dziwnym trafem, skończyli siedząc na chodniku, tuż przy kamperze, w którym mieszkał Wooyoung. Była to o tyle abstrakcyjna sytuacja, że Sanowi nie wyjawił nigdy wprost, iż boryka się z bezdomnością i powoli próbuje wyjść na prostą. Niby był przekonany, że ten go nie odrzuci, a wręcz zacznie oferować swoją pomoc, ale to nie przekonywało dwudziestotrzylatka. Stanowiło to wyjątkowo istotną część jego życia, natomiast nie był z niej dumny. Nie chciał w czyichś myślach, a zwłaszcza myślach Sana zostać utrwalony jako bezdomny chłopak, borykający się z masą kłopotów, będących zbyt ciężkimi jak na jego barki. Pragnął widnieć przed nim jako ktoś pewny siebie, rozgadany, wesoły, dodający chęci do życia, a nie je odbierający, jako ktoś samowystarczalny, niezależny oraz silny. Marzył by jak najszybciej znaleźć mały pokoik, aby zostawić to życie jak najszybciej za sobą. To było dla niego, jak wizja rozpoczęcia całkowicie nowego rozdziału i choć już układało się znacznie lepiej, więc mógł nazwać to nową kartą, to miał nadzieję na więcej. Miał duże ambicje i od zawsze planował stać się kimś, więc okrutnie bolała świadomość, że jest się w miejscu, w którym niewiele dzieliło go od dna. 

Hong przyszedł tam do niego, ponieważ Jung nie wiedział jaką inną lokalizację wymyśleć, a stwierdził, że tej nocy wszystko mu jedno. To były te dni, podczas których oboje mieli mnóstwo znaków zapytania w głowie i odpowiedzi, jakie starali się wymyśleć, tylko pogłębiały ocean pytań. Hongjoong nie zareagował na specyficzny styl życia brązowołosego. Przyniósł im dwa napoje energetyczne, gdyż nie byli największymi zwolennikami nałogowego picia alkoholu (choć Woo był mniej w tej kwestii radykalny). 

- Ciekawe, że poznaliśmy się przez jakichś dwóch frajerów z wielkiej korporacji.- mruknął Wooyoung, przechylając puszkę, a Joong od razu przytaknął. 

- Zawsze to jakaś korzyść. W ciągu miesiąca, moja lista znajomych powiększyła się z zera do czterech. To chyba najwięcej, ilu miałem w życiu.- zaśmiał się cicho. 

- Mhm, nie powiedziałbym, że z Seonghwą jesteście tylko znajomymi.- starszy uniósł jedną brew podejrzliwie. Sam był zakochany, więc dobrze wiedział, jak wygląda ktoś, kto przeżywa swoją pierwszą, młodzieńczą miłość. Było to trochę żałosne i z perspektywy czasu, wspominało się to z zimnym potem na karku, lecz było w tym coś niepowtarzalnego oraz po prostu uroczego, na swój sposób. Widząc, jak Kim spoglądał ukradkiem na Parka, robiło mu się ciepło na sercu. Miło było obserwować takie zjawiska. 

White Dandelion| SeongjoongWhere stories live. Discover now