🌼10🌼

2.7K 195 8
                                    

LIAM

Tak jak Scott powiedział wczoraj, rano pojechaliśmy do miasta. Pan Derek jest dość specyficzny kierowcą. Jechał za szybko i gwałtownie skręcał. Jego stado się chyba do takiej jazdy przyzwyczaiło ja za to starałem się złączyć w całość z siedzeniem. Thomas natomiast bawił się doskonale. 

Jesteśmy właśnie w ogromnej galerii, pełnej różnorakich sklepów. W tym "rejonie" jak to stwierdził Theo władzę ma Connor. Czarnowłosy ciągał nas po sklepach i wybierał wiele ubrań po czym kazał iść do przebieralni. Nie wiem ile tak chodziliśmy i mierzyliśmy, ale zdecydowanie za długo. Moje nogi bolą mnie strasznie. 

-Koniec na dziś.- jęknął Thomas i oparł się o ścianę.- Mam dość. 

-To tylko połowa sklepów.- mruknął niezadowolony chłopak.

-Chciałeś powiedzieć, że aż połowa.- odpowiedział.- Jak chcesz idź sam. 

Stanąłem obok mojego przyjaciela i spojrzałem zmęczonym wzrokiem na Connora, który westchnął zrezygnowany. Później spojrzałem w drugą stronę gdzie szedł pan Derek i Theo, bo Scott stwierdził, że nie jedzie, a Jordan pojechał gdzieś z panią Lydią żeby jakieś zapasy zrobić z tego co pamiętam. 

Obaj nieśli z 10 toreb pełnych ciuchów i innych rzeczy. Ich miny były tak skupione, ny nie wywrócić się i nie rozwalić tych krzywych piramid. Wyglądało to dość śmiesznie. 

-Stoicie?- Theo mruknął zatrzymując się obok nas.- To koniec? Mam nadzieję, że tak bo mi już ramiona i nogi pękają. 

-A i portfel maleje .- poskarżył się pan Derek. 

-Dobra chodźmy.- zdecydował Thomas.- Którędy? 

-Wejście jest jedno.- mruknął niepewnie.- Musimy się wrócić. 

- Nienawidzę cię.- jęknęła cała trójka jednocześnie na co zachichotałem pod nosem. 

Theo podszedł do Connora i dał mu połowę toreb, a potem wystawił język panu Derekowi i podszedł do mnie, kiedy wznowiliśmy marsz. 

-Jest już 14, więc czas na obiad. Pewnie Scott coś tam naszykował, więc se pojemy.- powiedział uradowany, na co skinąłem głową.- A co tam kupiliście? 

-Buty, spodnie, koszulki jakieś tam płyny i bluzy.- wymieniłem i spojrzałem na niego ukradkiem. 

Uśmiechnął się do mnie i dalej szliśmy dyskutując zawzięcie. Droga powrotna minęła szybciej jak z resztą zawsze bywa, albo dlatego, że pan Derek nieźle przyśpieszał. Kiedy chłopaki wypakowali nasze rzeczy i zanieśli je do naszych pokoi, udaliśmy się wszyscy do kuchni, gdzie Scott siedział na blacie i jadł z talerza spagetti. 

-Pycha!- krzyknął Connor i rzucił się na garnki. 

Usiedliśmy do stołu, wszyscy razem jak wielka rodzina. Śmieliśmy się i rozmawialiśmy, dobra oni głównie rozmawiali, ja wolę słuchać. Dowiedziałem się dużo informacji jak na jeden dzień.  Scott planuję przyjąć nas oficjalnie do stada za dziesięć dni w czasie pełni księżyca. 

Trochę się tego boję, bo w końcu będą mi żyły podcinać, ale w końcu to ma być nasz nowy dom, nawa wataha, której pragnę dla siebie jak i dla Thoma. Po zjedzeniu i wkopaniu mojego przyjaciela w zmywanie, ruszyłem do pokoju i wziąłem swój szkicownik z plecaka. Wyszedłem na zewnątrz i zacząłem szukać jakiegoś innego miejsca. Takiego jakby prywatnego. 

I mi się udało. Było to samotne drzewo, otoczone krzewami po obu stronach. Naprawdę ładnie to wygląda i jeszcze ta zielona i gęsta trawa. Idealnie miejsce na randkę. Usiadłem se pod drzewem i zacząłem zastanawiać się co namaluję. Po wielkiej kłótni z moim wewnętrznym ja ustaliłem, że będzie to krajobraz z lotu ptaka na góry. Już miałem malować pierwsze kreski, kiedy usłyszałem szelest i wyczułem zapach alfy, ale nie tej z mojego nowego stada.

Zamarłem, kiedy usłyszałem szelest centralnie na przeciw mnie. Moje ciało sparaliżował strach. Po ostatnim spotkaniu, kilka miesięcy temu z obcym alfą została mi jeszcze blizna na biodrze. Nawet gorączka mi się nie zaczęła, sprostowanie, ja nawet jej jeszcze nie miałem ani razu, a tamten bydlak chciał mnie wykorzystać. Dobrze, że w pobliżu były jeszcze dwie inne alfy, ale z mózgami i to one mnie uratowały słysząc moje krzyki o pomoc. Oczywiście Thomas i nikt inny o tym nie wie.

Przede mną pojawił się chłopak. Nie wyglądał na starego, tylko lekko starszego ode mnie. Jego burzowo niebieskie oczy patrzyły na mnie z jakimś dziwnym błyskiem. Moje oczy patrzył na niego jak na kosmitę. W dodatku pół nagiego kosmitę. On nie miał na sobie koszulki! Moje policzki natychmiast zapłonęły rumieńcem, kiedy zerknąłem na jego wyrzeźbiony brzuch. 

Jego zapach nie był strasznie mocny. Czułem od niego piękny zapach cynamonu pomieszanego z aromatem jak by ciasta. Nie wie, co to było, ale charakterystyczny zapach, który miały alfy łączył to w piękną całość. Jego zapach był jak...jak nie wiem co. Po raz pierwszy czuję coś takiego. 

Zacisnąłem mocniej palce na ołówku, który trzymałem, kiedy jego oczy przez moment zabłysły czerwienią. Boże on mnie zaraz zabije. 

-Co ty tu robisz sam?- zapytał, a jago przyjemy głos zadźwięczał mi w uszach.

Bardziej wtuliłem się w drzewo i zadrżałem.  Nie znam go. Nie wiem kim jest. Może to jakaś wędrowna alfa, która zabija, a wcześniej gwałci? To by wyjaśniało brak koszulki. Scott mówił, że w stadzie obok są trzy alfy. Może to jedna z nich? Jednak Derek mówił, że żaden z nich nie wchodzi na ich teren. 

-Nie bój się jestem niegroźnym panem alfą.- rzekł spokojnie i ukucnął obok mnie, jednak zachował pewną odległość. 

Błagam, niech on sobie pójdzie stąd. Boje się go. Theo ratuj mnie! Scott pomocy!

Mimo, że ma on piękny zapach, przez który moja omega jest pobudzona jak nigdy wcześniej i chcę bliskość tej alfy, to z drugiej jest mój rozum, a on teraz chyba wygrywa z moim drugi ja, bo w życiu do niego nie podejdę sam. Ale jego zapach i ciało są takie kuszące że nie mogę odwrócić wzroku od niego nawet na sekundę. 

- Naprawdę jestem niegroźny.- mruknął do mnie i wyciągnął dłoń, ale widząc moje przerażone spojrzenie cofnął ją.- Chcę się tylko dowiedzieć co taka mała bezbronna omega jak ty robi sama na terenie watahy McCalla.

Może on jednak jest z wrogiego stada? Ale nadal nie wyjaśnia to brakuj ego  koszulki. 

Kiedy miałem się przełamać i zaczynając z nim jak by było w moim wykonaniu lichą konwersację, to nagle poczułem dosyć mocny zapach alfy mojego nowego stada oraz pana Dereka. Alfa widocznie też to wyczuł, bo  spojrzał w tamtą stronę i wstał. 

Kilka sekund później z krzaków wypadł Scott i pan Derek. Spojrzeli na mnie,a potem na tego alfę. Wiedziałem, że będzie nieciekawie, kiedy oczy bety zapaliły się na złoto i zawarczał ostrzegawczo.

🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼

MY PACK a/b/oWhere stories live. Discover now