🌼52🌼

2.1K 130 6
                                    

BRETT

Przekręciłem się na drugi bok i syknąłem. Jestem czymś dziwnie rozdrażniony i już nie chodzi o to, że Dylan mnie chuj zostawił, bo śpi teraz z Jacksonem i Derek'iem u nich. 

-Ja pierdole.- warknąłem i otworzyłem oczy, wstając z łóżka. Podszedłem do oka i wyjrzałem za nie. 

Księżyc w pełni. 

Mój wilk zawył żałośnie, a ja  zacisnąłem powieki mocno, powstrzymując łzy smutku jakie się w nich pojawiły. Nie mogę być miękki. Muszę znaleźć Liama i powiedzieć mu, udowodnić i nawet będę zdolny go porwać tylko niech ze mną będzie i mi wierzy.

 Jest moim słońce i moim słońce i jednocześnie księżycem, który oświetla mi drogi nocą. Jego uśmiech jest jak letni powiew wiatru, a oczy tak jak niebo pięknego wiosennego poranka. Jest moim kompasem życia i to on mi je zaczął tworzyć nawet nie świadomie. Codziennie widzę w snach jego twarzy i słyszę jego słowa, kiedy mówi, że mnie nienawidzi niemal słyszałem jak moje serce pęka na milion kawałków. Nigdy nie zapomnę jego twarzy w tedy kiedy to mówił. Była taka obojetna, jednak zarazem pokazywała jak go skrzywdziłem, przez jeden głupi i szczeniacki błąd. 

Nie wiem co ja sobie myślałem. Chciałem przygotować idealną noc i randkę, żeby w romantyczny sposób wyznać mu, że jest i będzie zawsze dla mnie wszystkim. Moją jedyną miłością. 

-Kurwa.- jęknąłem i oparłem ręką o szybę, a drugą wytarłem łzy. Ponoć alfa jest silny i nigdy nie powinien pokazywać uczuć, ale ja nie potrafię ukrywać smutku, kiedy go nie ma. Rozpacz wypełnia mnie całego.- Znajdę cię Liam, przysięgam kochanie. Naprawię to co zniszczyłem. 

Nagle usłyszałem huk na dole i ze zdziwieniem poszedłem do drzwi i wychyliłem przez nie głowę. 

-Zamknij się już i do pokoju, marsz natychmiast!- usłyszałem Scotta na co zmarszczyłem brwi. 

Po chwili weszli na górę, no dobra to Max nieudolnie wlazł i zjadali sobie twarze po czym jak Dekek na nich się wydarł to zniknęli w pokoju. Pokiwałem głową na boki, niedowierzając w tych kretynów, jednak mój uśmiech zniknął natychmiast, kiedy przed oczami pojawił się zaczerwieniony Liam i to jak słodko wyglądał w tedy. 

- Ja pierdole.- syknąłem i wszedłem do kuchni nalewając se do szklanki zimnej wody, którą wypiłem na jeden raz. - Co jest? 

Ruszyłem w stronę salonu i usiadłem na krześle, podpierając głowę na dłoniach. Czuję dziwną złość, ale nie wiem na co. Staram się to tłumić, bo na co mam być zły, chyba sam na siebie. To przeze mnie Liam mnie zostawił, to przez mój idiotyczny plan zaimponowania mu straciłem mój skarb, moja gwiazdkę z nieba.

-Kurwa!- krzyknąłem i wstałem gwałtownie i zamachnąłem się poduszką, którą zdążyłem złapać jedna ręką i rzuciłem chuj wie gdzie  i nagle huk.- O ja pierdole! Rozjebałem telewizor! 

Leżał na ziemi ekranem do dołu i wyglądał jak by był cały, ale chyba nie jest skoro się dymi. Ja pierdolę, nie dość, że cały dzieć chodzę  podkurwiony  i jestem wrażliwy na wszystko to jeszcze rozpierdoliłem telewizor. 

Szybko go podniosłem i nie widać żadnego pęknięcia. Odetchnąłem z ulgą i podrapałem się po karku. 

-Chyba pora odetchnąć.- mruknąłem sam do siebie i wyszedłem na zewnątrz. 

Usiadłem na tej ławce, co pierwszy raz całowałem się z Liamem i lekko uśmiechnąłem, później walnąłem w nią z całą siłą jaką miałem i spojrzałem na niebo. Księżyc wydawał się patrzyć na mnie, jak dobroduszny ojciec i swoim łagodnym spojrzeniem i pocieszał po upadku. 

-Znajdę go.- obiecałem mu i wstałem i w tedy ktoś wjechał na nasz teren samochodem. 

Zdziwiłem się i zatrzymałem w pół kroku. Nie znam tego auta. Wygląda na drogie, czyli żadnego naszego znajomego, ani nasze. Po chwili wysiadł z niego mężczyzna. Starszy ode mnie. Wygląda na zirytowanego i lekko podkurwionego. Może się zgubił. Jednak aż cofnąłem się do tyłu, kiedy z miejsca pasażera wysiadł nie kto inny jak Theo.  tworzyłem szeroko oczy i patrzyłem się na ciemnowłosego, ale oni chyba są zbyt zajęci szarpaniem się z trzecią osobą, która wysiadła właśnie niechętnie z samochodu. 

-I po co my tutaj?- zapytała osoba, którą poznam wszędzie. Ten głos jest jak miód na moje uszy. -Nie chcę tu być! Zawieście mnie z powrotem!

-Nie ma mowy.- powiedział Theo.- Zostajemy!

-Jest zakichany środek nocy!- warknął na niego Liam.- Oni śpią, a ja nie chcę ich widzieć!

-To masz problem młody.- odezwał się mężczyzna.- Ja tu mam prawko..

-Ja też mam!- pisnął naburmuszony Theo przerywając mu.

-A ty nie. Więc zostajemy.- mruknął twardo, a Liam tupnął nogą.-Nie fochaj się.

LIAM

Co oni sobie w ogóle wyobrażają, co? Pierw coś tam wymyślają i każą mi z nimi jechać, a teraz co? Przywieźli mnie tam gdzie najbardziej nie chcę być. Jeszcze ktoś z nich się obudzi i co będzie. Pewnie będą kazali mi zostać, a ja nie potrafię nawet myśleć o ponownym spotkaniu z Brettem. Nie dam rady spojrzeć mu w oczy i na jego piękną twarz, bo się popłaczę jak jakiś mazgaj, którym nie chcę być. Muszę im pokazać, że nie jestem dzieckiem za jakie mnie mają. Mam swoją godność i wiem co dla mnie dobre. 

-Posłuchaj mnie na spokojnie.- Theo położył mi rękę na ramieniu.- Jest pełnia..

-No i co z tego?- syknąłem na niego i wyjąłem telefon.- Za pięć minut północ, a ja wstałem rano i mam dość tego dnia! Wracamy!

-Nie rozkazuj.- Jay spojrzał na mnie ostrzegawczo, a ja na niego prychnąłem niezadowolony. 

-Bo co mi zrobisz? Zabijesz mnie?- zapytałem zadziornie.

-Przestaniecie?- Theo powiedział zrezygnowany i podrapal się po karku.- Mam dość waszych kłótni, nasłuchałem się ich...ołłłłł.- nagle się zapowietrzył i wydął policzki, otwierając szeroko oczy.

Zmarszczyłem brwi i odwróciłem się. Osz kurczaki. 

-B-Brett.- zająkałem się przestraszony. 

Alfa patrzył na mnie swoimi czerwonymi oczami. Stał jakieś 5 metrów od nas. Jakim cudem go nie zobaczyłem, ani nie poczułem? Jestem aż tak bardzo beznadziejny? 

-Liam.- powiedział cicho swoim opanowanym tonem i szybko pokonał tą odległość.- Moja omega.

Warknął groźnie na co pisnąłem zaskoczony i jednocześnie przerażony, kiedy złapał mnie za biodra i przyciągnął do siebie. 

Boje się.

Boję się tego, co może mi zrobić.

🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼

MY PACK a/b/oWhere stories live. Discover now