🌼74🌼

1.9K 122 47
                                    

THOMAS

Zabijcie mnie i zakopcię w ogródku. Błagam to będzie najlepsze rozwiązanie w tym momencie. Ciocia zapaliła każde światło w domu na dole i obserwowała mnie uważnie. Czułem narastające napięcie między napięcie w pokoju.

Kobieta patrzyła na mnie uważnie, a potem na każdego z nas po kolei. Pierw była zdezorientowana, a potem wściekła. Podeszła do mnie szybko, a ja odruchowo schowałem się za Dylanem,  łapiąc go za ramiona.

- Wyłaź za tego chłopaka Thomasie.- powiedziała surowo, a ja przekonałem głośno ślinę i wychyliłem głowę. Spojrzałem na innych szukając pomocy, a oni po prostu odwrócili wzrok i jak by mówili " radź sobie sam"

Westchnąłem cicho i wykonałem pierwszy krok do przodu zza alfy. Czułem ciekawskie spojrzenie przyjaciół i morderczy wzrok ciotki. To ten moment kiedy umieram, bez przeżycia swojego pierwszego razu?!

- Jak możesz tak po prostu znikać?!- krzyknęła na mnie kobieta i uderzyła po głowie kilka razy, a ja się skuliłem, chcąc uniknąć ciosów, ale później zrobiła coś czego się po niej nie spodziewałem, przytuliła mnie do siebie.- Tak się o ciebie z twoją mamą bałyśmy, ale gdzie jest Liam?- zapytała miękko.

Zaskoczony wtuliłem się w nią mocno. Czując łzy w oczach. One się o nas martwiły? Czuję się z tym źle, ale gdybym tego nie zrobił to teraz nie miał bym wspaniałego nowego stada i chłopaka.

- O-on jest w domu.- mruknąłem cicho, kładąc głowę na jej ramieniu.

- Nie ma go tutaj.- powiedziała zmartwiona i jeszcze dla pewności jak sądzę się rozejrzała, co poczułem.

- Nie tutaj ciociu. W naszym nowym domu.- odpowiedziałem i odsunąłem się od niej.- Musisz nam pomóc.

- W czym mam wam pomóc?- zdziwiła się i lekko zasmuciła.

- W...- urwałem i spojrzałem na Scotta, który był blady i widziałem jego kropelki potu na czole i ból w oczach. Trzymał się za brzuch, a Lydia stała obok niego i lekko przestraszona, asekurował go.

- Niedobrze mi.- wykrztusił w końcu z siebie alfa, a ciocia zareagowała szybciej niż któreś z nas.

Złapała go za ramiona i pociągnęła go góry. Szybko zabrała go do łazienki, gdzie po chwili usłyszeliśmy charakterystyczny dźwięk zwracania całego posiłku.

Skrzywiliśmy się na to. Jay jak gdyby nigdy nic położył się na kanapie i wygodnie ułożył, na co prychnąłem, a on posłał mi zadziorny uśmiech. Lydia poszła tam do nich zmartwiona, a ja spojrzałem na Dylana. Stanął centralnie przedemną i złapał w tali. Spojrzałem w jego oczy i zadowolony westchnąłem, bo zawsze się dzięki temu uspokajam.

- Widzisz? Nie było tak źle co?- powiedział i pogładził mnie po biodrze.

- Będę miał siniaki na głowie.- powiedziałem niezadowolony, a on pocałował mnie w głowę kilka razy.

Uśmiechnąłem się na to rozczulony. I przytuliłem go niego, jednak to w tej chwili mi nie wystarczało. Odsunąłem się trochę i złączyłem nasze usta w lekkim pocałunku, a on zamruczał zadowolony.

- Fuj homoseksualiści.- Jay powiedział cicho.

Nawet na niego nie patrząc, wyciągnąłem jedną rękę w jego stronę i pokazałem środkowy palec mężczyźnie. Usłyszałem jego cicho śmiech, ale teraz ważne są usta Dylana. Stanąłem na palcach i bardziej na niego napierając. Czuję jak całe emocje ulatują. Złapałem go za ramiona zadowolony. Nic teraz nie będzie źle...

- Thomas?- usłyszałem i całe szczęście poszły w diabli.

Moje modlitwy nie zostały wysłuchane. Dzięki Boże! Fajnie że mnie wspierasz!

Powoli odsunąłem się od alfy i spojrzałem w przejście gdzie stała kobieta. Przerażony odsunąłem się od Dylana i gdyby mnie nie trzymał zapewne bym zaliczył solidną glebę.

Tylko nie to. To jest złudzenie. Moje chore myśli.

Oddech ugrzązł mi w gardle i wiedziałem, że  to źle się skończy. Zabije mnie ona i moje ciało da na pożarcie psom! Tak mi mój los!

- Moje dziecko.- powiedziała, a w jej oczach pojawiły się łzy.

SCOTT

Nie wiem, co się aktualnie dzieję. Wiem, że klęczę nad ubikacją i zwracam wcześniejszy  posiłek. Boli mnie już gardło, oczy szczypią, bo mimowolnie pojawiły się w nich łzy. Brzuch mnie boli, całe podbrzusze mnie pali jak by ktoś mi w nim grzebał. Zaraz padnę. 

Dlaczego mnie to spotyka? Co ja takiego zrobiłem, że los się tak na mnie mści? Jak chcę mnie zabić to to rób, a nie mnie torturuje teraz!

Kiedy już się uspokoiło ja odetchnąłem z ulgą i spuściłem wodę. Osunąłem się na ziemię i spojrzałem w górę, patrząc na Lydie i mamę Liama.

- Spokojnie kochany.- powiedziała i uśmiechnęła się miło.- To tobie mam pomóc?-Skinąłem głową, kiedy pomogła mi wstać i podała szklankę wody. Wypłukałem usta, zadowolony, bo chociaż częściowo pozbędę się tych ohydnych mdłości.- Chodź do mnie do pokoju, muszę cię zbadać, bo twój stan mnie nie pokoi, a koleżanka tu zostanie.- spojrzała na dziewczynę, a ona przytaknęła.

Wyszedłem z nią z łazienki. Zaprowadziła mnie do pokoju, w którym stał duży regał z książkami i różnymi gazetami. W rogu stały dwa fotele, a pomiędzy nimi stolik. A obok nich lekarstkie łóżko.  Wyglądało to profesjonalnie.

- Usiądź, tutaj. Masz szczęście że zrobiłem wcześniej herbaty.- powiedziała zadowolona i szybko wyszła i wróciła ze szklanką parującego napoju. Niepewnie wziąłem go od niej i usiadłem na jednym z foteli.- Teraz kochanie opowiedz mi co się dzieje.

I zacząłem mówić. Od początku. Moje dolegliwości to że mam alfę imbecyla i że mnie oznaczył, że mój wilk zachowuję się dziwniej. Ona słuchała mnie uważnie i robiła jakieś notatki.

- Połóż się chcę coś sprawdzić.- powiedziała z miłym uśmiechem.

Powoli wykonałem jej polecenia, kładąc się płasko na plecach. Wziąłem kilka wdechów, kiedy ona stanęła obok z tym czymś co mają lekarze. Te dziwne słuchawki.

- Teraz muszę się upewnić, czy moje myśli się potwierdzają.- powiedziała lekko niepewnie.

Mam źle przeczucia.

🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼

MY PACK a/b/oNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ