🌼81🌼

1.6K 99 56
                                    

Nie zabijcie mnie za to

MAX

Biegłem ile sił w nogach, kiedy zszedłem w dół skarpy. Czuję go. Mojego małego wilczka. Jaki ja jestem idiotą, boże! Dobiegłem do domku i otworzyłem z hukiem drzwi. Moje serce bijące jak do tąd szybko, chcąc wyskoczyć, zatrzymało się w jednej sekundzie, która trwała chyba wieczność. Moje ciało sparaliżowało się. Siedział pod ścianą w kącie, a wokół niego było pełno krwi, z jego ran na rękach.

-Scott!- krzyknąłem przerażony i szybko podszedłem do alfy ignorując szkło na ziemi.-Kochanie...- mój głos zadrżał, tak jak ręce. Szybko przyłożyłem ucho do jego ust, czując delikatny, ale słaby oddech,  a nawet z moim wyostrzonym słuchem, ledwo co słyszałem bicie jego serca. Wyjąłem odłamek z jego rany i zdjąłem koszulkę, rozrywając ją na kawałki, mocno zabandażowałem jego ręce . Z oczy płynęły mi łzy, które zamazywały obraz. Kiedy jakoś udało mi się je zawiązać, lekko potrząsnąłem jego ramionami.- Scotty... błagam cię, nie możesz mnie zostawić. Kochanie...

Co ja narobiłem. 

Otworzył delikatnie powieki i spojrzał na mnie. Widziałem tylko pustkę, jak by go tam nie było. 

-Przepraszam....- wyszeptał cichutko, a ja się już podłamałem do końca.

-Nie kochanie to ja przepraszam...- dotknąłem delikatnie jego lodowatego policzka.- Patrz na mnie, tak? Nie możesz mnie zostawić, nie możesz słyszysz! - zapłakałem, kiedy podniósł rękę, tak powoli i lekko dotknął mojego policzka.

-Nienawidzisz mnie.- przymknął powieki, a ja szybko pokiwałem głową przecząc.

-Kocha cię. Mocno. Z całego serca. Jesteś dal mnie wszystkim. Jesteście dla mnie najważniejsi...- powiedziałem załamany.- Ty i nasza dzidzia Scotty...

-Tego już nie ma..- wycharczał cicho.- Ja nie chcę tego....

-Nie mów tak kochanie. Już cię biorę do domu, tak?- powiedziałem spokojnie i podniosłem go przytulając do siebie, chcąc ogrzać.- Kochanie zregeneruj się proszę.- wychlipałem i ruszyłem do wyjącia. 

-Nie mogę...- wyszeptał, a moje serce ścisnęło się boleśnie.-Zostaw mnie... Nie chcesz mnie...

-Nie mów głupot skarbie.- wyszedłem z domku szybko ruszając do domu. Adrenalina buzowała we mnie jak nigdy wcześniej.- Słyszysz? Nie mogę cię stracić. Wybacz mi. Przepraszam cię kochanie.- zapłakałem cicho i wspiąłem się na skarpie, kilkoma susami. -Nie możesz mnie zostawić. Mów do mnie, tak? Obrażaj i przeklinaj, ale mów do mnie Scotty!

Pobiegłem do domu, o mało co się nie wywracając o własne nogi. Ciągle przytulałem go do siebie mocno. Mój wilk wył głośno i warczał na mnie i mu się nie dziwie. 

-Scotty?- zatrzymałem się gwałtownie, czując jak jego ręka opada bezwładnie na dół, z dala od mojej klatki piersiowej.- Kochanie!?-przyłożyłem ucho do jego piersi, nie słysząc nic. 

Położyłem go na ziemi i zacząłem robić mu usta usta i masarz serca. Łzy leciały mi strumieniem po policzkach. Nie maiłem siły krzyczeć. Nie mogę go stracić. Nie wiem ile to robiłem. Nie wiem ile czasu minęło, która jest godzina, nie interesuje mnie to. Mój świat właśnie mi umiera i to zmojej pierdolonej winy. Zawyłem głośno tak, że zapewne słyszeli mnie kilkanaście kilometrów stąd. Nie przestałem, nie przestanę. Nie mogę przestać tego robić. 

-Kochanie błagam..- szepnąłem cicho na przemian z płaczem.- Błagam nie zostawiaj mnie....

LYDIA

-Zabije go!- warknełam zaczynając kolejną rundkę po salonie, którą robie już chyba setną, od godziny- Co on sobie w ogóle wyobraża, co?! Tego to jeszcze chyba nie grali!

-Grali...- zaczął Jackson, ale spojrzałam na niego z pod byka i natychmiast zrezygnował.

-Spokojnie. Znajdzie go pogadają i będzie dobrze.- Jordan zatrzymał mnie i do siebie przytulił.

-Jak go znajdzie.- Alex mruknęła, siadając na kolanach Connora bokiem.

-Alex!- krzyknęli wszyscy, a ona podniosła ręce w górę, broniąc się.

-Dobra, stop.- Thomas podniósł palec w górę.- Podsumowując Scott jest w ciąży i o to pokłócił się z Maxem, który był idiotą i powiedział, ze go nie chcę. Scott zniknął, a Max go poszedł szukać, bo uświadomił sobie że chcę to dziecko?

-Dokładnie tak.- Dylan objął go w pasie, na co on się zaczerwienił mocno i wtulił w niego.

Liam nagle się spiął i spojrzał podejrzliwie na Bretta, który zagwizdał i odwrócił wzrok, na co się zdziwiłam. Niebieskooki zmarszczył brwi i wyglądał na zamyślonego. 

-Ty chyba nie...- urwał, bo usłyszeliśmy wycie.- Max?

-Idziemy.- Theo powiedział natychmiast, a Brett, Jordan, Jay, Derek i Dylan ruszyli do wyjścia, a jak oni wyszli, ja ruszyła za nimi razem z resztą.

-O nie wy zostajecie.- spojrzałam na dwie omegi. Thomas nadął policzki, a Liam oburzył się.

-Kpisz sobie?- huknął blondyn.

-Nie.- zamknęłąm mu drzwi przed nosem i spojrzałam na Alex.-Pilnuj ich, bo znając życie spróbują zwiać.- dziewczyna skinęła głową i oparła się o framugę drzwi. 

-Słyszałem!- Thomas odkrzyknął zza drzwi, a ja wywróciłam oczami i pobiegałam za resztą 

🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼🌼

Huh.... No ten.... Koronoferie zaczynamy?

MY PACK a/b/oWhere stories live. Discover now