ROZDZIAŁ 5

5.6K 463 91
                                    

- Nie spieszyłaś się dzisiaj...
- Cześć Eric! - odpowiedziałam najstarszemu z braci, który jako główny menadżer naszej sieci jubilerskiej robił objazdówkę po salonach i kończył właśnie ocenę nowej witryny. Wyminęłam go elegancko i podeszłam do terminarza z zamówieniami. Miałam właściwie wszystko w głowie, ale chciałam jeszcze trochę poirytować mężczyznę swoją obecnością.
- Nie sądzisz, że punktualność cechuje naszą rodzinę?
- Nie rozmyślam nad tym. Na szczęście nie ty mnie zatrudniasz, a dziesięć minut nasz ojciec jest w stanie mi wybaczyć - mówiłam, nawet na niego nie spoglądając.
- Posłuchaj Ali... - próbował obniżyć swój złowieszczy ton, ale ja już wiedziałam, że szykuje się do jakiegoś wytrawnego ataku. - Nasza branża wymaga dyscypliny i ciągłego rozwoju. To pozwala nam być konkurencyjnymi, póki co najlepszymi. Nasz sukces to nie tylko sam wyrób, ale wszystko dookoła. Wszystkie składowe są istotne: obsługa, oprawa, indywidualne podejście do klienta... Szanuj to i zacznij grać zgodnie z całym zespołem.
- I moje dziesięć minut burzy ci to równanie? Doprawdy Eric... A ja tylko byłam u klientki odebrać w tajemnicy przed jej narzeczonym pierścionek do uzupełnienia utraconego kamienia - sprawnie wyciągnęłam z kieszeni kanarkowego płaszcza aksamitne granatowe pudełko i ostentacyjnie ułożyłam tuż obok.
- Po prostu nie podoba mi się twoja... - szukał czegoś dobitnego, by ukończyć myśl i nieco przywołać moją autorefleksję.
- Wolność Eric, to się nazywa wolność. - Zabrałam ów pierścionek i wyszłam, nie spoglądając nawet na moment na brata. On jako jedyny z pozostałej trójki miał jakiś problem ze mną. Właściwie wiedziałam jaki. Był zwyczajnie po szczeniacku zazdrosny o moje zdolności. Jemu los pożałował jubilerskiego namaszczenia i mógł co najwyżej zająć się opakowaniem sukcesów pozostałych. Oczywiście był w tym cholernie dobry, ale zbyt mało władzy i uznania ze strony klientów mu to dostarczało. Luke, który odnajdywał się w złocie i Michael rekonstruujący zabytkowe jubilerskie egzemplarze mocno wpisywali się w fach Harris'ów i bardziej stanowili zgrany team ze mną. Eric był niestety tym, który sypał zbyt urodzajnie uwagami. Właściwie do wszystkich, choć w stosunku do mnie zbyt często. Wiedziałam też, jak bardzo próbuje umniejszyć moją rolę w oczach ojca. Póki jednak jego wysiłki szły na marne, o tyle ja nie miałam ochoty reagować. Traktowałam jego zaczepki bardziej jak zabawę. Wewnętrznie radziłam mu też nie wykraczać poza taką formę naszych kontaktów.

- Ile ci jeszcze zostało?
- Z pięć - odpowiedziałam ojcu, który po kilku godzinach od mojego przybycia miał odwagę pojawić się w mojej pracowni.
- Dla kogo to?
- Sądzę, że nawet już wiesz... - Oceniłam, spoglądając na zegar nad głową, który wybijał porę lunchu.
- To zachwyt nad zegarkiem, czy coś innego?
- Co według ciebie zawiera się w definicji "coś innego"?
- Wierzę, że nie interesuje cię bogaty Rosjanin bardziej niż jego pieniądze, które wyda na kolejne zamówienie. - Spoglądał na szkic bransoletki, który odważnie wysunął spod narzędzi.
- Nie marzy ci się wielkie wesele twojej jedynej, nie najmłodszej córki? - pociągnęłam za wrażliwą strunę seniora.
- Marzy mi się twoje szczęście obok kogoś, kto nie urodził się w Rosji.
- Szybko złapałeś uprzedzenie do klienta, nie poznając jego intencji, ani moich oczekiwań. Nie martw się... Nie planuję  głupio się zakochać przez najbliższe kilka lat, o ile łaskawy los o tyle zechce wydłużyć moje życie. - Z teatralnym uśmiechem odsunęłam się od mojego roboczego blatu i wstałam, uznając, że pewnie Aristow kręci się gdzieś po salonie. Musiałam go zgarnąć, by miał okazję jeszcze zobaczyć jak wygląda proces szlifowania pozostałych rubinów.
- Nie ufam takim ludziom po prostu.
- Wiem, wiem... - poklepałam ojca po ramieniu, przechodząc przez próg. - Ja też nie ufam ludziom. - Spokojnym tonem dodałam, ale moje wyznanie było określeniem właściwie każdego. Jedynie Opiekun dawał mi gwarancje wszystkiego. Nie dlatego, że wierzyłam, iż mnie nie zawiedzie, ale po nim wiedziałam czego mogę się spodziewać. Znałam wszystkie możliwości kary za opór, w najgorszym wypadku zdradę. Za sukcesy nie chwalił, bo one były oczywiste w naszej profesji.

DZIEWCZYNA OD ZARĘCZYNWhere stories live. Discover now