ROZDZIAŁ 9

5.1K 416 46
                                    

- Cokolwiek o mnie wiesz, protestuję i zaprzeczam.
- Obserwuję cię i raczej wiele mi się zgadza, ale nie wykluczam, że może mnie coś zaskoczyć. Może zacznijmy od odpowiedzi na moje pytanie... Możesz jasno określić swój stan, a ja nie będę kreować teorii.
- Nie chcę gadać o moim bracie.
- Ze mną, czy w ogóle? - Spojrzał na mnie z miną przyłapanego na tym, że dostrzegam jego sporą ostrożność w rozmowach ze mną. Nie chciał się obnażac, szczególnie, że z takim rozmachem postanowił obdarować żonę brata, który go zdradził.
- To skomplikowane...
- Tak brzmi moje drugie imię... - zaśmialismy się jednocześnie.
- Gdy ci to powiem, będę musiał cię zabić, albo się z tobą przespać. - Zabawnie odwlekał czas wyznania.
- Ty wybierzesz... - mrugnęłam, łapiąc porozumiewawczo dowcip.
- Ta opowieść jest dłuższa niż kilka kolejek wódki.
- Poza kotem, którym teraz zajmuje sie Oleg nikt i nic na mnie nie czeka. Mów śmiało...
- Mój biologiczny ojciec nie był bohaterem mojego dzieciństwa. Dziś potrafię dosadnie określić, że był skurwielem, którego najchętniej teraz umieścilbym w ponurym więzieniu bez okien. Doskonałość mojej matki i niezwykła więź braterska równoważyły okrucieństwa ojca wojskowego. Tym bardziej, że całą jego sadystyczną pasję przejął na siebie Igor. Już za pierwszym razem stanął w mojej obronie i od tamtej pory był na przedzie lini ognia. Ojcu nie trzeba bylo wiele. Wystarczyła rozlana zupa, plama na ubraniu, czy rozwiązane sznurowadło... To wspólny  wróg zacieśnił nasz front. Od najmłodszych lat miałem tę pewność... - zawahał się na chwilę, przechylając odważnie wysoki kieliszek chłodnego alkoholu, uderzając z akcentem na koniec o mahoniowy blat. - Żyłem w przekonaniu, że nie ma niczego silniejszego na tym świecie niż ta więź. Nawet kiedy wyjechałem na studia do Stanów...
- Studiowałeś tu? - Wiedziałam o tym, ale warto było udać przez moment zaskoczoną.
- Zakończyłem cię - roześmiał się - a ty sądziłaś, że nie znam tego miasta.
- Podpuszczam cię... Skończyłeś prawo na Harvardzie i byłeś trzeci na roku. Miałeś stypendium dla najzdolniejszych studentów. I chociaż twoją matkę było stać na opłacenie nauki i nie musiałeś mieć obaw o utrzymanie się na uczelni, chętnie przyjąłeś  profity. Potem przez rok po dyplomie mieszkałeś  na Manhattanie i pracowałeś w jednej z najlepszych kancelarii, dopóki jakimś niewyjaśnionym zrządzeniem losu nie powróciłeś do Moskwy.
- Igor przedstawił mi Zoje...
- Chwila... A nie było tak, że poznałeś ją, jak już pracowałeś na Kremlu?
- Nie... Poznałem ją wcześniej. Zanim zjechałem do kraju, musiał nastąpić czas poznawania się, korespondencji...
- Rozumiem, że uwiodła cię, a ty ulegając, wysłałeś cv do Wladimira.
- W dużym skrócie... Mówiłem jednak o czymś innym.
- Tak, o Igorze...
- Przez ten okres gdy przebywałem za oceanem, każdą decyzję omawiałem z bratem. Był dla mnie ojcem, matką i tarczą ochronną przed porażkami. Kilka miesięcy temu dowiedziałem się jednak, o czym chyba wiedzą nawet dzieci, że nie ma na świecie nikogo tak doskonałego, aby mu bezwzględnie zaufać. Boli mnie ta zdrada i to, czego teraz pragnę...
- Pragniesz zemsty. To oczywiste... - Opróżniłam swój kieliszek i spojrzałam na mężczyznę, z którego ku jemu zdziwieniu potrafiłam zgrabnie czytać.
- To złe, ale chcę żeby zrozumiał moje cierpienie.
- Chcesz jego krzywdy, krzywdy jego bliskich, a jednocześnie kurczowo się ich trzymasz, bo nie masz innej alternatywny. Straciłeś żonę, syna, w pewnym sensie brata... Ciężko udźwignąć to nawet największym rozsądkiem.
- Ciebie ktoś kiedyś zdradził? - Jego oczy szukały współ doswiadczenia, ale nie zamierzałam pocieszać go kłamstwem.
- Nie. Może to dlatego, że ja nikomu nie ufam. Nie mam problemu z rozstaniami, nie przywiązuje się do ludzi.
- Nawet do rodziny?
- Nawet...
- Jak to? - Ewidentnie nie rozumiał.
- Powiedzmy, że to skomplikowane...
- Chcesz wiedzieć, co będę czuł w następną  sobotę?
- Powiedz.
- Wściekłość... Kosztem mojego spokoju, Igor osiągnął własny. Ja bym mu tego nigdy nie zrobił...
- A jednak zamówiłeś bransoletkę.
- Julia będzie matką dla Jurija. Swoją postawą po wydarzeniach w Panamie udowodniła, że ma charakter, jest uczciwa, a takich ludzi cenię i uważam za godnych nazwiska Aristow.
- Nie kojarzy ci się ono źle?
- Kiedyś myślałem o zmianie na panieńskie matki, które w Rosji znaczy sporo więcej niż ojca, ale oba przysłużyły się ojczyźnie. Nie zmienię swojego pochodzenia...
- Pomówmy o przyszłości w takim razie.
- Dobry pomysł. Będę w sobotę po ciebie o 02:00. Adres znam. Bądź po prostu gotowa.
- Jesteśmy umówieni?
- Tak. Aukcja kamieni szlachetnych.
- Nie pomyślałeś, że mój ojciec ma takie zaproszenie i wysyła mnie jako reprezentację?
- Napewno nie ze mną.
- Jeśli kupiłeś mi wejściówkę, to na darmo. I tak bym się tam pojawiła.
- Możemy pójść razem.
- Ty nie używasz próśb? Z przepraszam i tak miałeś spore problemy.
- Może wyszedłem z wprawy.
- Nie sądzę. Wymyśliłeś sobie na mnie jakiś klucz, ale on zawodzi. Nie wiem jeszcze w jakim celu, ale obyś za bardzo nie kombinował. - Puściłam mu oko, by ubrać te słowa w złudny płaszcz lekkiego żartu i jednocześnie nieco zbić z tropu. Wiedziałam już, że Aristow poczuł alkohol i być może szczegóły naszej roznowy na zajutrz będą mocno rozmyte. Mogłam wprowadzić więcej odwagi w dialog i pociągnąć do większej szczerości.
- Nie próbuję cię zdobyć. Nie mam klucza.
- To kłamstwo. Jestem ci do czegoś potrzebna.
- Masz na myśli łóżko? - zarzucał fałszywy  temat, by mylić tropy.
- Powinnam mieć? - Potrafię się tak bawić Sergiej. Szukasz w stanie lekkiego upicia jakiegoś cielesnego pocieszenia? Miałam o tobie lepsze zdanie jako o agencie. Tak prosto z łóżka przejść do hasła w komputerze, a ty chcesz być aż tak nieostrożony.
- Dopiero przed chwilą zastanawiałem się w myślach jak możesz smakować.
- Pewnie gorzką wódką i kwaśną cytryną.
- Skąd znasz takie miejsce? - Zmienił nagle temat, unosząc spojrzenie na szklaną ścianę butelek, ustawioną za barem przed nami.
- Przyprowadzam tu swoje ofiary.
- Liczyłem, że wybrałaś je dla mnie.
- Robisz się sentymentalny, czy to nadal niedudany flirt? - lekką kpiną zakończyłam zdanie.
- Ani jedno, ani drugie - wyprostował się nagle. - Ja utożsamiam ludzi ze wspomnieniami miejsc, w które dotarliśmy. Cała reszta to nic nieznaczace tło.
- Czyli udzieliłam złej odpowiedzi.
- Prawdziwej.
- Sergiej, to nie miało tak zabrzmieć... Lubię to miejsce po prostu. Czuję się tu swobodnie. Znam wszystkich barmanów, kojarzę część twarzy, które w dużej mierze nie kojarzą mnie. Najczęściej siadam tam... - pokazałam wskazującym palcem mglisty koniec długiego baru. - Nie rozmawiam z nikim dłużej niż dwie minuty potrzebne na spławienie. Nie daję się poderwać, nie opowiadam o sobie i wychodzę zawsze trzeźwa. Drugie miejsce to bar na przeciw waszej firmy.
- Przychodzisz tu sama?
- Tyle zapamiętałeś? - Rozczarowana wyraziłam niezadowolenie zabawnym grymasem.
- Poza tym, że wyginasz półksiężyc cytryny by wygryźć całą zawartość za twardą skórką, obracasz kieliszek do góry nogami po opróżnieniu go, bawisz się swoim wisiorkiem, gdy temat zaczyna być dla ciebie niewygodny, a twoje oczy są jak dwie krople kawy na chmurze mleka, pozostała część szczegółow nie bawi mnie bardziej.
- Sporo... - Nie wiem czy był to komplement, ale zrobiło mi się jakoś nieswojo. Może to jego spojrzenie, a może to wiedza o tym, że jego nieoficjalny zawód każe mu takim być.
- Lekko seplenisz, więc nigdy nie pozbyłaś  się wady zgryzu, choć twoj idelany uśmiech mimo tego, nadal tworzy intrygujące dołeczki w policzkach. Nie farbujesz włosów, zakładam, że nie masz tatuażu, a żaden facet, z którym poszłaś do łóżka wbrew wszelkim pozorom, liczył na więcej. Ty odstawiasz i jedyny trwały związek jaki w życiu przerabiasz, to ten z kamieniami. Powiedz mi teraz coś o sobie, czego nie wiem jeszcze, albo bez ciebie nigdy się nie dowiem.
- Nie jestem pijana Sergiej...
- Więc przynajmniej jak skłamiesz, to zabrzmi wiarygodnie.
- Nie skłamię... Nie miałam nigdy chłopaka, ale to wiesz z resarchu. Nie byłam nigdy zakochana i żaden facet nie spał w moim łóżku.  Nie mam tatuażu, uwielbiam Szekspira i nie potrafię tańczyć.
- Nie umiesz tańczyć?! - Podwyższonym tonem podzielił się moją tajemnicą z tą częścią gości, która skupiała się w najbliższych czterech metrach wokół nas.
- Uwierz, że ludzie o wielu niezwykłych umiejętnościach bywają pozbawieni tych prozaicznych.
- Dlatego nie chcesz iść ze mną na wesele? - Śmiał się, celując we mnie wskazującym palcem z miną zadowolonego odkrywcy.
- Nie umiem tańczyć, ale świetnie piję. Pamiętam, że to też wskazana umiejętność.
- Chodź! - pochłaniając ostatni z czterech niedawno ustawionych przed nami kieliszek, bez uprzedzenia pociągnął mnie na parkiet.
- Ja nie tańczę!
- Jeszcze nie tańczysz! - odpowiedział mi na ucho, zatrzymując się na moment w tłumie i szybszym krokiem wprowadził nas na zagęszczony parkiet.
- Muzykę też zaplanowałes?
- A ty wysokie obcasy? - Zgrabnie utarł mi nosa. Faktycznie obcisłe jasne jeansy i białą garniturową koszulę mogłam zestawić nawet z trampkami, ale jakoś tuż przy drzwiach, gdy schodziłam odstawić kota, botki na wysokiej szpilce przemówiły do mnie wyraźniej.
- Lubię ten film... - Tyle zdążyłam jeszcze swobodnie powiedzieć, zanim jego dłoń zgarnęła mój odcinek lędźwiowy.

DZIEWCZYNA OD ZARĘCZYNOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz