ROZDZIAŁ 38

7.5K 483 208
                                    

- Pomyślałam, że należy ci się odrobina wdzięczności... - z wymuszonym uśmiechem jak na niedawne doświadczenia, postawiłam papierową torbę z lunchem na biurko młodego Ismacha, znad którego pogrążony pracą, jeszcze przed mometem nie unosił głowy.
- Allyiah?! - Mocno zaskoczony wymieszał swą radość z lekkim rumieńcem. Jego pewność siebie z prywatnej przestrzeni mieszkania, w miejscu pracy gdzie przewija się tyle oceniajacych par oczu, rozeszła się jak drobne w sklepie z cukierkami.
- Lubię cię dokarmiać. Chyba coś jadasz? - Usmiechnęłam się szeroko i założyłam ręcę.
- Tak, w ogóle to tak, ale za chwilę mamy ważne spotkanie w sprawie potężnej inwestycji i... - On się tłumaczył jak przed żoną, która przyłapuje go na pocałunku z inną kobietą.
- Zapewne masz same takie spotkania, więc mnie nie zbywaj takim tekstem Ismach. Przyszłam nie w porę, rozumiem. - Żartowałam siląc się na powagę, ale chyba nie chwycił tego.
- Nie, chodzi o to, że to zludźmi z którymi mamy bardzo napięte relacje i... 
- Spokojnie. Liczyłam tylko na zmianę klimatu i kilka rozmów o niczym. Nie przeszkadzam... - Ruszyłam pokornie do wyjścia.
- Poczekaj! - dobiegł sprawnie do mnie. - Odprowadzę cię... i po drodzę ocenię, jak bardzo jesteś mi wdzięczna - komentował pochwyconą w ostatniej chwili torbę z jedzeniem.
- To raczej powiew wdzięczności... - uśmiechałam się na widok Matthew, który łapczywie przegryzał włoską ciełpłą bułeczkę zapiekaną z kozim serem i pastą pomidorową, do której sos nadal spoczywał gdzieś na dnie opakowania.
- Boskie! - ocenił głośno. - Bierz! Też powinnaś spróbować. - Odważnie dzielił się po środku długiego korytarza, przystając na moment.
- Znam ten smak. Zbyteczna reklama Matt. - I tak staliśmy na przeciw siebie, jak dzieci łapczywie przegryzające najlepszy europejski kulinarny twór. Przy okazji odbierając uprzejmość Ismacha, ściekajacą tym razem z  mojej brody krwistoczerwoną plamę,  mimowolnie spojrzałam w swoją prawą stronę, gdy nagle na wprost nas zza rogu ruszyła energiczna reprezentacja ludzi "od napiętych relacji". To z pewnością nie był wymarzony zestaw oczu. To zdecydowanie była najgorsza sceneria, a człowiek, który rozpoznał moją sylwetkę  i  jego brat, który pewnie miał sporo związanych z tym pytań do młodszego, były idealnie skrojonym odcinkiem Jerrego Springera - totalny syf, za krutyną którego czeka jeszcze gorszy kanał. Perfekcyjna scena, w której strzał w głowę nie wywołałby poruszenia.

Sergiej, Igor, Martin, który jako jedyny odczytał moją obecność, niczym zwiastun krojącego się szczęścia jego młodszego brata i kilka nieznanych mi osób, przeszło spokojnie obok nas, znikając za moment za drzwiami sali konferencyjnej za naszymi plecami. Tylko nasza dwójka wiedziała, jak niewłaściwy to był widok, jak sporo w nim wymaga natychmiastowego wyjaśnienia. A z drugiej strony, czy ktokolwiek z nas ma prawo cokolwiek rościć sobie względem drugiego? Miałam dwa wyjścia: odejść stąd i udawać, że nic się nie stało, albo wyciągnąć Aristowa z tego grząskiego układu i wyjaśnić mu wątpliwości, a na końcu przyznać, że jestem kretynką, która nie tyle co ucieka przed nim, a myślą o nim. Wkręcam się w jego najgorszą wersję, utwierdzam jak bardzo niszczy mi życie, a ostatecznie wziąż wracam w jego pobliże. Czasami rządzi tym przypadek, a czasami... Tak, jestem idiotką. To aktualnie najwłaściwszy wniosek.

Nie wtargnęłam na spotkanie rodziny Aristowow z Ismachami. Darowałam sobie to przedstawienie, ale tradycja pisania do siebie wiadomości znów mogła wrócić do łask.

Matthew to dobry znajomy, z którym chodzę na strzelnicę, czyli relacja długo przed tobą. Skorzystałam z jego uprzejmości na minioną noc, jako przylądku spoza naszego świata. Bez podtekstów, flirtów i płomiennych sugestii... Tak, tłumaczę się, choć wiem, że ze mnie zrezygnowałeś. Myślę o twoich słowach każdego dnia, ale nie znam odpowiedzi. Może się jej boję, może na nią czekam... Nie wiem Sergiej. Miło jednak było cię zobaczyć. Znów w doskonałym garniturze, bez grama wątpliwości na twarzy i lekko przydługich włosach... Mam nadzieję, że te resztki dobrych myśli o mnie gdzieś jeszcze utrzymują się na powierzchni. Jestem niekonsekwentna? Tak. Ty mnie do tego zmusiłeś: miałam cię nienawidzić, a zaprzyjaźniłam się z najgorszą twoją wersją; uciekam od ciebie z całą mocą wszelkich pragnień, a potem mam pretensje, że mi się udaje; każde twoje słowa traktuję jak zgrabne kłamstwa, a na końcu są zbawienną prawdą... Za czymś tęsknię Sergiej i szukam odpowiedzi - za czym jest ta tęsknota. Tak wiele spraw do nas nie pasuje. Tak wiele rzeczy nie miało prawa się wydarzyć... Nigdy wcześniej nie zastanawiałabym się czy usunięcie obrączki jak czarodziejskiego pierścienia z mojego palca, może nagle odwrócić bieg dotychczasowych zdarzeń i zacierając ślad w mojej pamięci, znów znajdę się w swojej pracowni, a przypadek z czerwonymi rubinami njgdy nie nastąpi.
Wiem, to długa wiadomość... Może mało składana i sensowna, ale powstała z największej potrzeby...

DZIEWCZYNA OD ZARĘCZYNWhere stories live. Discover now