ROZDZIAŁ 11

4.9K 410 39
                                    

- To już piętnaste okrążenie! Miało być dziesięć! - krzyczałam do uszczęśliwionego chłopca, który na wielkim jak hokejowe boisko podjeździe, męczył swój czerwony rower. Od razu po wyjściu z auta dobiegł do opartej o drzwi garażu dwukolorowej bestii i bez okazji zobaczenia wnętrza, zmuszona zostałam do omówionego z rana treningu. Z bransoletką w torbie, za wartość której można w tym mieście stracić życie, biegałam za sześciolatkiem, dla którego życie koncentrowało się wyłącznie na doznaniach "przyjemne-nieprzyjemne". Nie  było w tym nic niewłaściwego. Dzieci powinny mieć właśnie tak ograniczony zasób doznań. Nie mogą doświadczać problemów, niuansów ludzkich relacji i zmartwień, których nie zrozumieją, ani nie udźwigną. Dlatego tak mocno irytowała mnie ta cała karuzela doświadczeń, które ściągnął na Borysa Sergiej. Rozumiem, że pewnych rzeczy nie mógł uniknąć, ale o sporo mógł jednak zadbać. Dlaczego to Oleg, a teraz ja, uczymy malucha jazdy na rowerze? Dlaczego to ja bardziej widzę, jak ważny jest Jurij w życiu tego chłopca? Nie rozumiem też, przed czym upiera się prawnik. Z jednej strony tęskni za malcem jak cholera, a z drugiej duma i uraza nie pozwalają mu zabiegać o ten kontakt. Nie zastanawiałam się przynajmniej nad tym, żeby ojcu mojego podopiecznego przesłać kilkusekundowy filmik z cudownej zabawy syna. Rozczulające widoki jak chłopiec w swojej wyobraźni zamienia rower na motocykl i jak bawi się sporą dla niego prędkością, przynajmniej wywoła u Sergieja trochę radości. Może zrzuci z ramion nieco napięcia i doda ludzkiego wyrazu. I mimo że nie odpisał ani nie zadzwonił, wiedziałam, iż gdzieś gdzie teraz był, zrobiło mu się bardzo miło.
- Borys! Kończ już! Robi się chłodno. Poza tym bardzo bym chciała zobaczyć twój pokój. Obiecałeś, że pokażesz mi wszystkie swoje zabawki... - mówiłam, pomagając chłopcu już odprowadzić rower pod drzwi garażu. - Najpierw jednak może coś zjesz, napijesz się?
- Chce mi się pić! - bez dłuższych ustaleń pobiegł w stronę wejścia. Olega nie było już przy nas. Dostrzegłam bez trudu jednak, że co najmniej trzech mężczyzn pilnuje posesji, a wjazd począwszy od bramy, jest nieźle monitorowany. To, co powoduje lekki uśmiech, to fakt, że sam dom nie był przytłumiającą willą z trzydziestoma pokojami na potrzeby dwóch osób, ale wizytówką kogoś z klasy średniej. Pomyślałabym raczej o młodym małżeństwie, z pewnością bez dzieci, które tuż po ślubie rozkoszuje się swoim towarzystwem.

 Pomyślałabym raczej o młodym małżeństwie, z pewnością bez dzieci, które tuż po ślubie rozkoszuje się swoim towarzystwem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Nie był może tym z najmniejszych, ale jego klasyka nie pasowała mi zwyczajnie do Sergieja. Oczywiście był przywiązany do tradycji, rzeczy i spraw z pełnym uznania rodowodem, ale otaczał się przy tym przedmiotami drogimi, które gromadził w ilościach minimalistycznych. Nie stałam więc przed futurystycznym budynkiem, który od progu przygniatał monstrualną wielkością, tonami metalu i nieskazitelnie czystego szkła. I choć miałam świadomość, że może to być rozwiązanie na chwilę, to zakładałam większy rozmach. Jednak jeśli  miejsce to miało zapewniać bezpieczeństwo i prywatność, to właśnie swym wyglądem nie przyciągało uwagi. Mogło być w nim też coś niezwykłego, o czym dowiedzieć miałam się nieco później.

- Wiesz już, kiedy spotkamy się z Jurijem i ciocia Julią?
- Nie, ale rozmawiałam już o tym z twoim tatą i wujkiem Igorem. Myślę, że to kwestia dni - odpowiedziałam znad kubka herbaty, przyglądając się chłopcu z wypełnioną płatkami i mlekiem buzią.
- Tata z wujkiem już się chyba nie lubią.
- Bardzo możliwe. Wiesz... W świecie dorosłych jest tak, że można kogoś nie lubić i jednocześnie bardzo kochać. Sądzę, że tak jest z tatą i Igorem. Przynajmniej na razie.
- A ty masz dzieci?
- Nie mam... - z lekkim zażenowaniem i zaskoczeniem na bezpośredniość chłopca, odpowiedziałam.
- Dlaczego?
- Tak się złożyło.
- Jesteś za stara, czy nie masz męża?
- Nie jestem jeszcze aż tak stara, a męża owszem nie mam.
- W ogóle lubisz dzieci? - spojrzał, przelykając pokarm.
- Tylko te inteligentne.
- A mnie lubisz?
- Tak, bo jesteś mądry.
- Ja też cię lubię, bo mówisz po rosyjsku.
- Może chcesz czasami po angielsku? Łatwiej byłoby ci w przedszkolu.
- Nie lubię przedszkola. Nie muszę z nikim rozmawiać. - Odsunął  miseczkę i wycofał się nagle w głąb siebie.
- Każdy chłopiec w twoim wieku potrzebuje przyjaciela. Jak nie będziesz z nikim rozmawiał, to nikt też się nie dowie, jaki jesteś fajny.
- Ty masz przyjaciela?
- Nie, ale może szukam... - uśmiechnęłam się szeroko, wyprzedzając jednocześnie stwierdzenie chłopca, że jednak ludzie mogą żyć bez innych ludzi. - Posłuchaj Borys... Nasze mózgi są tak skonstruowane, że aby człowiek mógł się rozwijać, musi żyć wśród ludzi i miewać z nimi bliższe lub dalsze kontakty. Najlepiej, jeśli ci ludzie są w twoim wieku.
- Szkoda... - dziwnie smutno podsumował.
- Nie rozumiem?
- Chciałem poprosić, żebyś ty została moim.
- Hmmm... Da się to zrobić, ale... Obiecaj, że przestaniesz być odludkiem w przedszkolu. Po prostu czasami z kimś się pobawisz, pogadasz... Co?
- Dzieci się śmieją, jak zaczynam coś mówić po angielsku - spuścił głowę jeszcze smutniejszy.
- W takim razie niech spróbują powiedzieć coś po rosyjsku. Obawiam się, że mogą połamać sobie języki... - połaskotałam chłopca, doprowadzając go wreszcie do małego uśmiechu. - A teraz chyba czas na jakąś bajkę i potem do łóżka - zakończyłam, spoglądając jednocześnie, na wchodząca pomoc domową i Olega.

DZIEWCZYNA OD ZARĘCZYNOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz