ROZDZIAŁ 24

4.6K 451 73
                                    

- Dlaczego konkretnie pojawiłeś się po mnie? - zapytała celnie już po pierwszym wypitym kieliszku wódki.
- Nie chciałem... Nie umiałem jednak stracić cię z horyzontu po naszym ostatnim spotkaniu. Wysłałem ogon...
- Twoi ludzie jeżdżą metrem?
- Rowerem, na wrotkach, łyżwach... Bez znaczenia. Chciałem mieć pewność, że jesteś bezpieczna. Nawet jeśli mieliśmy stracić połączenie, to nie chciałem być odpowiedzialny za twoją destrukcję, ani klęskę.
- Proszę cię Sergiej... Kogo chcesz przekonać? Próbujesz być w swoich oczach szlachetniejszy, niż pozwalają na to fakty. Wyobrażasz sobie, że ratujesz świat, a w rzeczywistości rozgrywasz tylko mecz dla swojego kraju. Szczerze, potrafisz? Spróbuj rozmawiać ze mną tak, jak z nikim do tej pory, i jakby to miała być ostatnia nasza noc.
- Ostatnia? - spojrzałem pełen wiedzy co stanie się za kilka godzin.
- Taka, po której świat przestaje istnieć. Wystarczająco poetycko? - Uśmiechnęła się zbyt doskonale, abym mógł nie ulec.
- Wybitnie jak na wielbicielkę Króla Leara.
- Zatem?
- Od czego zacząć... - Szukałem przez moment wygodnych słów, za którymi mógł bym się komfortowo schronić i nie wypaść zbyt rzewnie. Patrząc w szklany bar przed sobą, liczyłem na natchnienie, którego nie było niestety pomiędzy kolorowymi butelkami alkoholu. Allyiah czekała i też nie chciała podsunąć dobrej kwestii. - Tamtego dnia w salonie... Gdy siedziałem na ławce, a ty wyłoniłaś się z zaplecza, bardzo chciałem, żeby ta scena była przygotowana właśnie dla mnie. Czekałem na twój głos, pierwsze nuty zapachu, gest poświęcony tylko mi. Chciałem mieć pewność, że obraz idealnie współgra z resztą. Wolno zmysłami łapałem bezpieczne dawki ciebie i tylko spojrzenie, na które bałem się wystawić, żeby nie wypaliło bolesnej tęsknoty, ostatecznie przypieczętowało początek naszej historii. Nie miałem wątpliwości, że to nie przypadek i...
- I... - Liczyła na więcej. Doskonale rozbroiłem jej fasadę niewzruszenia na myśli innych o niej.
- Nie umiem nazwać tej emocji, bo nie mam porównania, ale od tej krótkiej chwili, twój obraz zbyt często wyrywał mnie z rzeczywistości. Zaraz po wyjściu oprócz sprawdzania w sieci tego, kim dokładnie jesteś, konstruowałem jakiś kolejny zgrabny przypadek. Musiałem...
- Sergiej... - z lekką nostalgią wypowiedziała moje imię. Koncentrując się na pustym kieliszku między długimi palcami, pewnie szykowała się do równie głębokiego wyznania. Mógłbym nawet przyznać, że było to najbardziej erotyczne słowo w jej ustach, jakiekolwiek przy mnie wypowiedziała i po nim mogła nastąpić wyłącznie schlebiająca kontynuacja.
- Tak?
- Nie słyszałam w życiu większej lawiny bzdur. Sprzedajesz mi ten gówniany sonet, licząc, że stanę się uległa sarenką z tęsknym wzrokiem? Po co? - Pudło! Nie kupiła tego... Choć... Tamta sytuacja miała w sobie sporo elektryzującej energii, jednak dopiero gdy usłyszałem rosyjski język. Kurwa! Przecież nie jestem jak pies obsikujący każde drzewo i nie reaguję jak małolat na każdy większy dekolt. Miałem po prostu po Zoji przesyt wszystkiego, co wyposażone jest w waginę i nie reagowałem testosteronowym radarem na ładne buzie. Człowiek nie ma na twarzy wytatuowanej etykiety o swojej wyjątkowości, a takich dziewczyn w Nowym Jorku są masy. To mnie usprawiedliwia? Sprawia, że jestem w porządku? Niemniej... O tym szczególe ode mnie się nie dowie.
- Dlaczego twierdzisz, że nie mogę mieć takich doznań? Tylko ja mogę poświadczyć słuszność własnych emocji i jeśli ci z tym lepiej, to lekceważ moje wyznanie. - Butelka Bielugi w dwóch trzecich trzymała nas z dala od jej dna, a Ali tego wieczoru miała spowolniony zapał do picia.
- Ty naprawdę masz mnie za głupią? - z niezrozumiałym wyrzutem spojrzała. - Ty nienawidzisz kobiet. Masz dosyć nas i problemów, które ze sobą niesiemy. Nie ulegasz fascynacjom Aristow, a tym bardziej kimś, za kim nie obróciłbyś się na ulicy.
- Lekka przesada... - W tej kwestii mocno się nie doceniała. Podobała się facetom. Nawet tu w barze działała na towarzystwo.
- Powiem ci jak było... Wkurzyłeś się na mnie za opryskliwość, ale nie zamierzałeś reagować, bo wchodząc do salonu, miałeś ustalone, że to jednorazowa wizyta. I choć nie miałeś ochoty nawet na mnie spoglądać, nie interesowało ci moje zdanie, to brak akcentu w tych kilku wypowiedzianych przeze mnie słowach, poruszył twoją tęsknotę za krajem. Jedyne uczciwe uczucia w tobie to te wobec ojczyzny i syna. Bo nawet jak uprawiasz ze mną seks, to w rzeczywistości prowadzisz walkę i nie silisz się na bycie ludzkim. Chcesz ze mną rywalizować, chcesz mnie pokonywać i zapędzać w róg pola bitwy. Pragniesz poniżenia, klęski... Lubisz być też dla mnie podły, bo w gruncie rzeczy w wyobraźni nadal jest to wymierzanie kary żonie. Notorycznie potwierdzasz w ten sposób swoje chore prawo do nienawidzenia kobiet za to, co ona ci zrobiła. Co do nas... Cenisz bardzo komfort wynikający z tego kim jestem i jaka jestem. Tylko z tego powodu właściwie pozwoliłeś sobie na fizyczną bliskość, bo nie poniesiesz najmniejszych kosztów. Jednak kobietą jestem dla ciebie taką jak każdą. Poza jednym szczegółem... Nie możesz tym się znudzić tak szybko jak być może byś sobie życzył. Jestem zbyt podobna do ciebie Aristow.
- Sporo zarzutów... Nie we wszystkim się z tobą jednak zgodzę. Wcale na twoją korzyść nie przemawia fakt, że jesteś agentem. Gdybym o tym wiedział, nie uległbym w żaden sposób, nie zaprosił do domu, w którym jest mój syn, ani nie udzielił tylu osobistych informacji. Seks to nie jest światło w tunelu, za którym podążam jak uciśniony ciemnością. Przyznam, że kupiłaś mnie znajomością języka, ale później było tego o wiele więcej. I nie zaprzeczaj... Z pełną świadomością puszczałaś wabiki, żeby wślizgnąć się jeszcze bliżej mnie. Kupowałaś moje zaufanie, ale jednocześnie nieskrywaną obojętnością obudziłaś podejrzliwość. To prawda... Kobiety mnie... Irytują.
- Irytują... A nie jest to coś bardziej głębokiego niż zwykła awersja?
- Jakaś diagnoza? - rzuciłem przemęczony każdorazowym jej zaprzeczaniem na moje wyznanie.
- Och Sergiej... Ty masz żal do matki, z którym nigdy sobie nie poradziłeś, nie wybaczyłeś, że was nie uratowała od ojca tyrana. Zawiódł cię brat, za co w gruncie rzeczy i tak winisz Zoje... Wszędzie kobiety... Wystarczy mieć cycki, żeby stać się dla ciebie niczym. Nie ufasz nam, kojarzymy ci się ze zdradą i co za tym idzie... Dajesz sobie prawo do poświęcenia jakiejkolwiek, byleby uzyskać swoje.
- Za szybko pijesz Ali... - Zakpiłem lekko z jej wywodu, ale nie ukrywałem przed sobą, że te słowa gdzieś uruchomiły w moim wnętrzu gorzki niepokój.
- Coś ci opowiem... Dostałam kiedyś zadanie... Był synem włoskiego potężnego szefa kokainowej mafii. Przystojny, mądry, z boskim ciałem. Miał wszystko o czym pewnie marzą świeżo zrobione córeczki bogatych tatuśków, ale być może był bardziej uległy niż ty, bo jego akurat udało mi się rozkochać w sobie do tego stopnia, że chciał dla mnie poświęcić dobre imię własnej rodziny. Miał narzeczoną, z którą ślub znacznie wzmocniłby potęgę jego nazwiska, a ich rodziny stałyby się właściwie niezniszczalne. Wybrał jednak Bellę... Młodą studentkę z Ameryki...
- Jest w tym jakaś puenta? - Nie miałem ochoty na pobudzanie wyobraźni dla śródziemnomorskiego tasiemca.
- Taka, że zło zawsze pozostanie złem. Bez znaczenia jak je opakujesz i jak pięknie opiszesz.
- Pewnie nawiązujesz do końca opowieści. Jak wyglądał bilans twojego romansu z Włochem? - Uśmiechnąłem się, ale nie czułem nadchodzącego zaskoczenia.
- W skrócie? Zastrzeliłam go.
- Jak??? - Jakoś ten surowy komunikat nie zgrał mi się z poprzednim wyznaniem.
- Strzeliłam mu w plecy.
- Przynajmniej nie możesz się dziwić, że mogę mieć do kobiet sporo uwag - westchnąłem.
- A co powiesz o facecie, który wraz z własną rodziną tworzy sieć domów publicznych i szprycuje w nich nieletnie dziewczyny, handluje ludźmi i porywa młode Amerykanki, a potem spotyka się z tobą i pięknym włoskim rozpływa nad twoją urodą ? Miałam jego uczucia i mogłam z nim zrobić wszystko. Zranić go tak, jak nie ranią największe tortury. Boli oszustwo i kłamstwo. Ja go bezboleśnie zastrzeliłam w momencie, jak znęcał się nad jedną z ofiar. Był to akt mojego miłosierdzia.
- Dlatego cię wynajęli? Jego rodzina kogoś porwała od was? - Poczułem szczególną ciekawość. Nie wynajmowało się agentów dla wewnętrznych zbrodni poszczególnych państw. Dlaczego Harris musiała wyjechać do Włoch?
- Ja też Sergiej nie dzielę się szczegółami. - Uderzyła we mnie moim własnymi słowami. Sprytnie... Podobało mi się to. Większość czasu była taka ludzko babska, ale kiedy zamieniała się w kuszącą mieszankę alkoholu, testosteronu i dystansu do siebie, robiła się nawet atrakcyjna.
- Zakochałaś się w nim? Miał jakieś imię?
- Lorenzo... Miał dwadzieścia osiem lat, siostrę i...
- Żałujesz, że go zbiłaś.
- Nie. Liczył się sukces zadania, które mi powierzono.
- Jakie ono było?
- Jakie jest twoje? - Rozluźniła nagle mięśnie, obróciła się w moją stronę i faktycznie czekała na szczerość.
- Sama to odkryłaś. - Przecisnąłem przez zęby zimną wódkę, licząc, że Allyiah przyzna sobie sama medal za ten sukces i odpuści.
- Polujesz na Swansona i oboje wiemy dlaczego. Jego pozycja i profesja jasno wskazuje na twoje intencje, ale podaj konkrety. Jeśli mój kraj się myli, podaj jeden argument. Jeśli chcesz mnie przekonać do swojej misji...
- Nie wiem, czy jesteś już w takim stanie, aby jutro nie móc poskładać w pamięci tego, co mogłabyś usłyszeć... - Może i miała sztukę nieupijania się nieźle w sobie rozwiniętą, ale z ketaminą, którą miałem we fiolce w wewnętrznej kieszeni, nie będzie w stanie sobie poradzić. Ta bezbarwna i bezwonna substancja, którą łatwo rozpuścić w wodzie i alkoholu, oraz która wywołuje niepamięć wsteczną, będzie łaskawym transporterem Harris do mieszkania. Póki co, ma kojarzyć miłą i szczerą rozmowę. Nie wyczuć zagrożenia i jakiejkolwiek próby zniewolenia.
- Jestem w stanie sporo przemyśleć. Być może zrozumieć. Kiedy nawet twój dotychczasowy sprzymierzeniec może nie grać wobec ciebie uczciwie, zaczynam przysłuchiwać się obu stronom. - Spojrzałem na Ali, której nieufność wobec własnej firmy mocno rosła, ale sama nie umiała, lub nie chciała wprost poruszyć przy mnie tego tematu. Nie wspomniała ani o samym pożarze, ani nie wypytała mnie o mój przyjazd do Salmy. Wiedziała więcej, niż zakładałem, albo nie była gotowa na szczegóły. Może jeszcze nie dziś. Miała w sobie słuszne rozterki, a ja nie zamierzałem jeszcze zbytnio wprost obciążać ją słusznością odejścia z Firmy.
- Na początek... Nie lubimy się z Ameryką... Tak się dzieje zawsze pomiędzy dwoma olbrzymami, którzy zawsze będą walczyć o to, kto jest silniejszy, potężniejszy i władczy. Odwieczne prawo przewodnika. Z zazdrością patrzymy na swoje sukcesy, z radością na porażki i łakniemy swoich błędów. Przypatrujemy się też grzechom, szczególnie tym, które dopiero mają nastąpić.
Jak wiesz Ameryka potrzebuje wojen. Motywacje są różne. Nigdy nie chodzi jednak o pokój. Chcecie ropy, złota, cudzego terenu na pole bitwy, na którym można wypróbować broń, ale i miejsca by przetestować nowe strategie.
- Zupełnie jak Rosjanie.
- Ale my nie stosujemy broni biologicznej. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że w Iraku użyjecie nowego wirusa, a Swanson jest odpowiedzialny za zamówienie i magazynowanie tej broni. Jestem pewien, że na jego komputerze są dowody, które muszę zdobyć. - Właściwie obnażyłem przed nią kwintesencję moich wszelkich powodów bycia w tym kraju.
- Dlaczego to dla was takie istotne? Wojna to wojna...
- Słyszysz siebie? Tam walczą moi rodacy, którzy kiedyś wrócą do domu, nie wiadomo z czym we krwi. Tam mieszkają zwykli ludzie , których resztki pokoleń znów być może zaludnią ziemię, z nieznanym obciążeniem. Nie zamykasz oczu na podłego Lorenzo, który jest tylko ładnie opakowanym złem, ale nie dostrzegasz, że Swanson to w gruncie rzeczy takie samo gówno?
- Jest żołnierzem. Nie można analizować charakteru żołnierza w kategoriach zwykłego człowieka.
- Każda wojna ma swoje prawa i zasady, a za ich łamanie ludzi też stawia się przed sądami. Zwyczajnie lepiej nie dopuścić do tej zbrodni.
- Nie wierzę ci.
- Dawałem ci szansę przekonać się. Wiem, zadanie unicestwienia mnie jest ważniejsze. Nie wydaje ci się, że jest w tym coś głębszego? - Jeszcze nie dostrzegałem powiązania w tej rozsypance elementów, ale słowo "przypadek", całkowicie było nietrafione.
- Złożenie raportu zakończy moją misję. Nie muszę cię unicestwiać.
- Jesteś tego pewna? Jesteś pewna, że nie strzelisz mi w plecy? - Chciałem poruszyć jej lęki. Chciałem jakiegoś wybuchu prawdy. Przynajmniej tej wyjawionej w świadomości.
- Jeśli na moich oczach będziesz kogoś krzywdził, bez wahania cię zastrzelę. Nawet jeśli będziesz stał na wprost.
- Uważam, że ktoś tę decyzję podjął za ciebie. Pomyśl... Ty, ja i Swanson. Jaki może być tu związek? - Nie pasowało mi tu wiele, ale czasu było zbyt mało, żeby nie zacząć korzystać z bardziej radykalnych metod.
- Pewne jest to, że długo nie mogę pojawić się we Włoszech w poczuciu pełnej swobody. Dla rodziny Lorenzo po prostu wyjechałam pogrążona w rozpaczy, ale jeśli pojawi się choćby nić podejrzenia, że potrafię używać broni, nikt już do mnie nigdy nie powie Bella. Pewne jest to, że ty byś mnie nie ostrzegł przed wystrzałem, którego byłbyś autorem. I... Nauczono mnie, że nie powinno się analizować szczegółów. Cel jest ważny, reszta jest jedynie zbytecznie rozpraszająca. Mamy problem, bo oboje jesteśmy wyszkoleni i nie podpuszczaj mnie sugestiami o zachowanie własnego rozumu. Dopóki ty nie korzystasz z własnych emocji, nie oczekuj tego ode mnie. Możesz mi tu powiedzieć wszystko i wypróbować najbardziej wymyślnej metody, ale nie mam żadnego powodu żeby ci uwierzyć Aristow. Oczywiście każde plany militarne Ameryki są cholernie cenne dla ciebie i zapewne o tym powiem Opiekunowi, ale wciskanie mi poruszających opowieści, aby natchnąć moje poczucie przyzwoitości, jest totalnie słabe. Kiedy jednego dnia wali ci się twój przyjemny porządek, masz w dupie misję ratowania świata.
- A jeśli się okaże, że to twoja firma cię pierwsza zdradzi, a nie ja okażę się oszustem?
- Wiesz... Wolę chyba ostatnio bardziej na ciebie patrzeć i się z tobą całować, niż ciebie słuchać. - Popatrzyła na mnie z miną pełną politowania, a ja nabrałem znów ochoty na... Sergiej! Ogarnij się! Nie czas i miejsce! - Masz tyle ważnych spraw w swoim pogmatwanym życiu, którymi powinieneś się szybko zająć, a ty krążysz ciągle wokół mnie. Po co? - Tym pytaniem zbliżała się w końcu do ostatnich wydarzeń. Jej głowa zwolniła pozostałości oporów i weszła w tryb osobistej ostrożności
- Chcesz to teraz zrobić? - Moja postawa na barowym krześle miała stać się przyzwoleniem. Wiem, to idiotyczne. Pomiędzy sprawami tak ważnymi, o które nasze państwa szarpią się gołymi rękoma za gardła, ja odpierdalam jakieś cielesne gry. Mogłem jednak w tym bagnie spraw bezapelacyjnie ważnych, brodzić w ciepłej wodzie ludzkich przyjemności. Zanim mnie znienawidzi i moje imię kojarzyć się jej będzie wyłącznie z odrazą, kilka melancholijnych obrazków podle zapiszę w pamięci Harris.
- Czy chcę cię pocałować...? Chcę... Uprawiać seks w fontannie "Przyjaźni Narodów" w Moskwie, wcierać piasek w plecy na plaży Maui i zapijać się Bielugą pływając naga na pokładzie jachtu po hiszpańskich Balearach. Tego można chcieć... Pocałunek z Sergiejem Aristowem zawsze niesie za sobą niepokojący ciąg dalszy. Jeszcze nic po nim nie było dobre.
- Nie chcesz ze mną rozmawiać, nie chcesz odpowiadać, wyślizgujesz się zawsze, gdy wydaje mi się, że trzymam cię tak własciwie... - Energicznie przysunąłem hoker, na którym siedziała, tak że teraz miałem ją niemal pomiędzy nogami - a ja wtedy jeszcze bardziej na złość marzę, żeby spełnić listę twoich oczekiwań. Chcę ci wtedy pokazać, że można mieć wszystko. Udowodnić ci, że niemożliwe istnieje tylko w naszym strachu. Granice to lęki, obawy i wszystko czego nie znamy.
- Teraz następuje ta banalna scena, w której mi powiesz "zaufaj mi", "nigdy cię nie oszukam"? - Zapytała prześwietlając moje spojrzenie swoimi orzechowymi oczami. Nie była spięta, nie była zawstydzona, a jej alkoholowy oddech obiecywał coraz swobodniejszy kierunek naszego obcowania.
- Nie ta... - Złapałem jej mały podbródek i przysunąłem do ust. Lekko przygryzając ciepła skórę, wprawiłem w drganie całą resztę. Czuła zawód? Poczekajmy, sprawdźmy...
- Nie flirtujesz, ale drażnisz... Po co?
- Chcę twojej inicjatywy.
- Chcesz mojej deklaracji...
- Wystarczy mi twoja dusza.
- Nie będziesz pierwszy Aristow. Choćbyś oddał mi wszystkie zera na swoich kontach... Moja głowa... Coś jest nie tak... - Harris złapała się za skroń i czuła, że Ziemia odbiera jej swoją przychylność. To był ten moment i ta scena moja droga, w której dolany specyfik w zaledwie kilka sekund zamieni cię w pijaną dziewczynę, wynoszoną przez opiekuńczego chłopaka. Nie miałem też już zbyt dużo czasu na transport. Oleg czekał gotowy, a ja dopiąłem ostatni guzik mojego planu.

Była bezwładna i bezbronna. Wsparta na moim ramieniu, mrucząc pod nosem pewnie coś zabawnego dla niej samej, wychodziła niezgrabnym krokiem z baru. Nie miałem wyrzutów i faktycznie czułem, że to całe zajście jest wyrazem jakiejś troski. Potrzebowałem więcej czasu na przemyślenie kolejnych ruchów, a niestety Ali uporczywie mi go odbierała.

- Wiesz Aristow... - w mętnym tonie z trudem złożónych słów próbowała będąc już w aucie przemówić. - Gdybyś nie był takim skurwielem, mogłabym się w tobie nawet... - ucięła. - Lorenzo był cudowny w łóżku, ale był gnojkiem. Pięknie mówił, patrzył... Lubiłam go... - i znów cięcie. Wolałbym chyba, żeby lek szybciej zadziałał i wyłączył tej kobiecie prąd. - Uwielbiam twoje dłonie. To dla nich poszłam za tobą, a potem tyle dokumentów... Kurwa... Najlepsi chłopcy, są zawsze najgorsi... - Wyznania były coraz bardziej urywane i przeplatane dłuuższą ciszą. - Gdyby Lorenzo nie wybrał wtedy córki Swansona, pewnie nadal by... żył... - zasnęła na dobre, a ja właśnie poznałem ostatnią kartę tej pieprzonej talii. Allyiah Harris chroniła go. Niech to szlag!!!

Od Autorki:

Na pytanie - "kiedy następny?", odpowiadam - JUTRO😁

DZIEWCZYNA OD ZARĘCZYNWhere stories live. Discover now