ROZDZIAŁ 49

2.9K 307 87
                                    

- O Boże! Wystraszyłeś mnie... - Kobieta  której przyglądałem się dłuższą chwilę,  z tymi samymi emocjami, kiedy miałem okazję po raz pierwszy obserwować jej jubilerski kunszt, poruszona jakimś niezdarnym dźwiękiem obróciła się nagle w moją stronę. Ali potrafiła istnieć poza światem, chaosem i pędem. Miała swój własny tajemny sposób wyłączenia się z wszechobecnego rozproszenia i  poświęcenia uwagi dla rzeczy doskonałych. Teraz jednak oderwana od tego magicznego przepływu energii, powróciła do mojego wymiaru.
- Nie miałem takiego zamiaru. Właściwie to wyjątkowo przyjemne brać udział w twojej prywatności. Rzadka sposobność by wejść w twój umysł. - Bez okazywania swoich zamiarów, które przywiodły mnie do pracowni kobiety, podszedłem wolno do siedzącej żony na swoim szlifierskim fotelu i delikatnym uchwyceniem za jej szczupłe dłonie , zaciągnąłem do strefy swoich ramion. Wstała zmieszana, ale nie wycofała się. Nadal pomiędzy naszym wieczorem i porankiem, a tą chwilą funkcjonował jakiś rozdźwięk.
-Co tutaj robisz? - Próbowała przywołać odrobinę zwyczajności.
- Jestem ciekawy... - Bez skrępowania odgarnąłem z jej twarzy kilka niesfornych kosmyków, które wysunęły się spod artystycznego wysokiego koka i chwytając prawą dłonią jej linię żuchwy, wydarłem ciepły pocałunek.  
- Ciekawy? Znów masz ochotę nieco podszkolić się w moim fachu? Brakuje ci doznań w twoim podwójnym życiu? - Ali próbowała nadać tej rozmowie nieco zabawnego tonu, ale potrafiłem wyczuć, że coś ją wyciąga z układy "my", a jej swoboda jest nieco wyreżyserowana.
- Nie. Tym razem liczę na coś bardziej przyziemnego. Proste pytania, proste odpowiedzi.
- Wszystko co cię interesuj, jesteś w stanie za pewne sobie sprawdzić. Nie bardzo rozumiem ten tajemniczy ton.
- Już wyjaśniam co dokładnie mnie interesuje... - Rozłączyłem nasze ciała, by rozmowa przyjęła bardziej charakter partnerski niż obciążający melodramat wyrzutów dwojga kochanków. - Co takiego powiedział ci Hope w Sixty? - Do tego pytania Ali na pewno nie miała przygotowanej odpowiedzi, ale ja też nie miałem ochoty rozmieniać się na nic nie warte drobne.
- Hope...? - Ewidentnie nie był to wymarzony temat dla mojej żony. Pocierając swoje dłonie, a następnie nerwowo układając narzędzia na swoim stole, analizowała przez chwilę ile powinna dodać do tego, co już wiem i jakie posiadam wnioski.
- To była krótka konsultacja. Zasugerował uzupełnienie badań. Nic szczególnego...
- Chętnie usłyszę cytat z tej konsultacji. - Założyłem ręce i czekałem na kolejny krok Ali.
- Sergiej... Nie muszę się godzić na odarcie z tajemnicy. Są sprawy i znajomości, którymi nie muszę, i nie chcę się dzielić. To jest właśnie jedno z nich. Ta rozmowa nie wnosiła nic istotnego do twojego życia, żeby miała aż tak cię zajmować.
- Tak myślisz? - Spojrzałem z wyraźnym grymasem niezadowolenia, czując na karku nadal to nieprzyjemne uczucie, że Rahid zasłużył sobie na więcej zaufania od mojej żony niż ja w tej sprawie. To niezbicie wchodziło w zakres kwestii "istotnych" w moim życiu. - Poszłaś na późny obiad z Rahidem, z którego niemal wybiegłaś, kiedy doktorek podzielił się z tobą jakąś informacją. Co ważne, Arab zna jej treść. Liczę, że jestem wyżej w twojej hierarchii uczuciowej i jednak będziesz bardziej szczera.
- Widziałeś się z Rahidem?! - Tyle wyłapała z mojej wypowiedzi.
- Tak i uważam, że zachowałem sporo przyzwoitości, nie wdeptując go w nowojorski chodnik. Przyznał się do swoich zamiarów wobec ciebie, ale spauzował, ponieważ owe informacje od Hope rozwiązały jego plany na tyle, że nie upierał się by tu zostać. 
- Wyjechał? - Spojrzała przenikliwie.
- Jest w drodze na lotnisko. Pomogłem mu znacznie w podjęciu decyzji. Do rzeczy... Przyciągnął się tutaj za tobą kierowany zemstą za kuzyna. Jest przekonany, że brałaś udział w obnażeniu Hassana z jego psychopatycznych uciech. Nieprecyzyjnie, ale na tyle znacząco, by cię stąd wywieźć i złożyć w ofierze przed rodziną zmarłego. Kiedy jednak uzmysłowiłem mu, że mam mocniejsze argumenty i nie omieszkam ich użyć, jeśli spadnie ci z głowy choć jeden włos, wyraźnie zaznaczył, że los i tak mu wszystko wynagrodzi bez jego zabiegania o to. Nawiązał wprost, że nie musi martwić się twoim długim szczęśliwym życiem. Wyjaśnisz?
- Boże... Aristow... Czy ty musisz wszystko komplikować? - Tym razem wyraz jej twarzy miał w sobie więcej błagalnej melodii, niż złości.
- Taki zawód. Zatem?
- Hope próbował się ze mną skontaktować od dłuższego czasu. Faktycznie dzwonił kilkukrotnie, ale odrzucałam połączenia. Tamto spotkanie było przypadkowe, ale gdy mnie zobaczył, nie silił się już na długie wstępy, tylko wyznał swój niepokój.
- Co dokładnie ci powiedział?
- Dlaczego od niego nie zacząłeś? Było trzeba się z nim spotkać i wypytać.
- Straciłbym za dużo czasu, to po pierwsze; ty zdążyłabyś coś wykombinować, to po drugie; a po trzecie, w ten sposób zamierzam nauczyć cię rozmawiać ze mną o sobie. Uważam zresztą, że należy ci się też z mojej strony okazanie zaufania. Liczę, że nie będę musiał szukać prawdy po całym mieście i znajdę ją u własnej żony.
- Wielbiciel własnych żon... - Gorzki wniosek w wykonaniu Ali, nie sprawił mi przykrości, co miała na celu.
- Uczę się na błędach kochanie. Obojętność jest główną przyczyną rozstań, a ja nie zamierzam zmieniać swojego stanu cywilnego. Dbam  więc o przejrzystość naszego małżeństwa i ostatni raz proszę o objaśnienie roli lekarza w zagadce pod tytułem "Ty-Rahid-Hope".
- W tej całej historii z moim wypadkiem, badaniami... Hope chciał mi powiedzieć, że wyniki mojej krwi wskazują na poważną i niestety w sporym procencie śmiertelną chorobę. Nie ma więc co się przywiązywać do naszego i tak sfałszowanego aktu ślubu. Wczorajszy wieczór był najcudowniejszym, jaki mi się przytrafił w życiu, ale chyba nie ma sensu tracić energii na dodatkowe problemy. Dziękuję, że usunąłeś z mojej drogi Rahida, który miał jednak mało sympatyczne zamiary. Zaproponował nawet, że leczenie w jego kraju gwarantuje sukces w przypadku każdej choroby, ale faktycznie w tych okolicznościach Bliski Wschód nie bardzo byłby sprzyjający.
- Jaką kurwa chorobę?! - Uniosłem się głośno na tę niedorzeczność.
- Mam zespół mielodysplastyczny. To pewien rodzaj nowotworu... Długo by tłumaczyć. Mam już wyniki na mailu... Dokumentacja zostanie przesłana do lekarza prowadzącego, którego jeszcze nie wskazałam.
- Nie chce mi się wierzyć... To jakiś absurd! Nowotwór krwi?! - Krążyłem po pracowni, próbując wtłoczyć sobie do świadomości jakiś absurdalny fakt i jednocześnie zasypując rozsądek argumentami, że nie może być w tej informacji ani grama prawdy.
- Łatwiej by mi było uwierzyć w ciążę niż chorobę krwi, ale wyniki są jasne. Potwierdziłam je w laboratorium... Co mam ci powiedzieć? Nie chciałam tego, nie czekałam na taką komplikację. Kiedy wszystko zaczynało powoli się układać, zaczęłam odnajdywać cel i w końcu moje serce porozumiało się z rozsądkiem, dostałam bilet na drugą stronę rzeki Styks. I dlatego nie mogę cię Sergiej sobą dłużej obciążać. To pojedynek, który sama stoczę. - Smutne oblicze kobiety przebite krótkim wymuszonym uśmiechem nieudolnie mnie pocieszało.
- Powinienem cię teraz nagrać i pokazać jak wchodzisz w rolę ofiary, nie mając pewności, czy właśnie dla ciebie jest ona napisana. Powinnaś to sprawdzić w dwóch innych klinikach i zrobić kolejne badania krwi. Takie rzeczy potwierdza się wielokrotnie. Poza tym wczoraj nie zachowywałaś się jak ktoś śmiertelnie chory. Wręcz przeciwnie. Byłaś zajebiście pełna życia. I jeszcze jedno - nie będziesz mi tu wyciągać historyjek o tym, co dla mnie w takich okolicznościach będzie najwłaściwsze. Nie dałem się zbyć, kiedy mogłaś zginąć z rąk Zoji i Dimy; nie odszedłem w sytuacji, gdy istniało ryzyko, że nigdy nie wybudzisz się ze śpiączki,  nie staniesz na nogi, więc ogranicz swoje dyrygowanie światem. Mnie ono nie dotyczy! - Jasność spraw i zachowań była dla mnie teraz tak widoczna, że rozrywające mnie od wewnątrz rozgoryczenie, mogło doprowadzić tylko do jakiś fizycznych strat. 
- Dlaczego nagle miałabym nie wierzyć doktorowi, który uratował mi życie? 
- Bo wszyscy kurwa wokół nas kłamią Ali! Zbyt wielu ludziom zależy na naszej porażce! Nie pomyślałaś, że to może być częścią planu? Hope dwa tygodnie temu spotkał się z samym Rahidem w Sixty. Też przez przypadek?! Gdzie twoja czujność?!
- Nie drzyj się na mnie! - przerwała mój pasyjny słowotok kobieta.
- Najchętniej to bym ci...
- Bez obietnic Aristow! Wiele wskazuje na to, że słowa doktora mogą być prawdą. Jestem osłabiona, zmęczona... Poza tym spotkanie z Rahidem... On w Nowym Jorku zna mnóstwo osób.
- Ludzie ze świata arabskiego szejka nie łażą po barach, ani restauracjach. Przynajmniej nie pchają się w tłumy. On przygotował to spotkanie. Miałaś się dowiedzieć o chorobie właśnie w ten sposób, a on jako dzielny rycerz wywieźć cię stąd do siebie. Twoja śmierć w sytuacji choroby w dalekim kraju nikogo by nie zainteresowała na tyle, by szukać faktów. Arab zapomniał tylko bardziej wgłębić się w informacje o mnie. Ogólniki jakich mógł się doszukać uśpiły czujność.
- Sergiej...
- Jedziesz ze mną odwiedzić lekarza, czy zamierzasz jednak snuć w głowie plan ucieczki ode mnie?
- Ucieczki?
- Historia wyszukiwań w twoim komputerze... Nadal potrafię łamać twoje hasła. Kiedy ty śpisz, ja dbam o bezpieczeństwo i dowiaduję się, że Szwajcaria i lot do niej zarezerwowane masz na za trzy dni. Wybij sobie z głowy, że zostanę słomianym, samotnym, lub jakimkolwiek kurwa wdowcem!
- Aristow nie mam ochoty na wyjaśnienia przy twoim udziale. Jeśli mam się tym zająć, przestań pchać się ciągle przede mnie. Może mam teraz jakieś wątpliwości, ale nie wmawiaj mi, że jestem histeryczką, która nagle nie radzi sobie sama ze sobą. Zapewniam cię, że miałabym w sobie więcej rozwagi, gdybyś przestał tak wokół mnie krążyć. Zawsze radziłam sobie sama i jeśli nawet ładowałam się w jakieś bagno, nikt nie przybiegał z pomocą, a ja wychodziłam z nienajgorszym rezultatem. Bycie mężem, to nie bycie ojcem. Nie jesteś moim zarządcą. Oboje zresztą wiemy ile nasz akt ślubu ma wartości. Szafujesz tym faktem jak prezydenckim zaprzysiężeniem, a ja nawet nie miałam okazji zastanowić się, czy chcę być narzeczoną. Nadmuchałeś jak balon moją rolę żony i oczekujesz, że poddam się jej pokornie ze wszystkimi konsekwencjami. Ja nawet nie wiem, czy ten irracjonalny fakt, powinien mieć ciąg dalszy, czy odnajduje on potwierdzenie w naszych rzeczywistych pragnieniach.
- Planujesz wrócić do panieńskiego nazwiska?! - Ta alternatywa nie była dla mnie przyjemna.
- Nie mogę póki co decydować o wielu sprawach. Ten dokument wiele mi ułatwia, bo jeśli choroba istnieje i zamienię się w proch, mam rozwiązaną kwestię spadku. Nie życzę sobie, żeby Harrisowie odebrali cokolwiek z moich zasług. Taki pogrzebowy pragmatyzm. Jednak kiedy wypieram ją z myśli, to nie podoba mi się, że uczyniłeś mnie swoją żoną w tak beznamiętny sposób. Wszystkie etapy przed ślubem są istotne. Nadają mu powagi, znaczenia, wartości. I kiedy byłam zła na to, w jakiej ustawiłeś mnie pozycji w swoim życiu bez tej wyjątkowości, a potem jak bez zabiegania ją unieważniasz, to wiedz, że nie mam żadnej pewności, co powinno być ostatecznie zgodne z moimi pragnieniami. Nie wiem, co dla ciebie jest najlepsze. Moje uczucia są prawdziwe. Nie łatwe, ale istnieją. Natomiast ta obawa, że w najmniejszym stopniu mogę być dla ciebie kimś tylko na ten etap życia tak mocno mi doskwiera, że dystansuję się by zaczerpnąć oddechu. Ten paradoks pomiędzy potrzebą przywiązania się, a ewentualnym odrzuceniem sprawiają moje niezrozumiałe ruchy. Potrzebuję skupienia, wolności, swojej przestrzeni, a nie Aristowa, który myśli i decyduje za mnie.
- Świetnie! To jak już sobie nawkładałaś tych śmieci do głowy, to może ja ci coś wyjaśnię. Nie ma takiego rycerza, który z gównianymi doświadczeniami małżeńskimi, odpowiedzialnością za własne dziecko, pakuje się w kolejny związek, który za chwilę może być dowodem popełnienia przestępstwa federalnego, bez tej emocji, która jest w stanie wygasić rozsądek. Zrobiłem to z miłości Ali! Zostałaś moją żoną, bo cię już wtedy kochałem. Znając twój upór i komplikowanie sobie życia, ten jeden fakt chciałem mieć przerobiony. Uratowałem cię przed Ericiem akurat w ten sposób, bo wydał mi się najskuteczniejszy, ale przede wszystkim najprzyjemniejszy dla mnie. Z powodu tych samych uczuć, nie rozwiedliśmy się. Przestań więc popadać w dramaty i przyjmuj rzeczywistość. Przejście z nienawiści do miłości ma w sobie o wiele więcej gwarancji, niż ślepe zauroczenie i banalny romans. Dlatego proponuję jeszcze raz: jedziesz ze mną do doktora, albo czekasz na na mój powrót.
- W tej chwili? - Odpuściła nieco tę przepychankę na to "kto pierwszy", "kto mocniej" i "kto słuszniej". Zainteresowała się w końcu istotą pozostałych barier miedzy nami, które to ona tak gęsto stawiała ostatnimi czasy.
- Tak. Właśnie teraz, kiedy ma dyżur i nie spodziewa się nas.
- Mam trochę pracy... i... - spojrzała z jakimś dylematem na robocze blaty zastawione szkicami i materiałami szlifierskimi.
- Nie kombinuj Ali. Szwajcaria odpada. Nie musisz organizować stu lat w kilka godzin. Dokończysz później, jutro, albo i za tydzień...
- Dobrze... Może akurat w tym masz rację. Konfrontacja z lekarzem wyjaśni więcej niż zakładam.
- Obiecuję, że nie uwolnisz się ode mnie. I jakiekolwiek są fakty, zmierzymy się z nimi wspólnie. Bez histerii, gwałtownych ruchów i wątpliwości w siebie. - Ponownie podszedłem do żony i w zwyczajnie troskliwy sposób przytuliłem do siebie. Tym razem chciała tego ruchu z mojej strony. Odpowiedziała przepełniona potrzebą bliskości i nadzieją, że jednak życie ma dla niej sporo więcej, niż podejrzewa.
- Sergiej... - westchnęła jeszcze głęboko - przy nikim innym nie okazałabym nigdy tak wiele słabości. Chyba wymuszasz na mnie bycie typową kobietą.
- Oj Ali... Nie jesteś typowa, zapewniam... - Ucałowałem kobietę jeszcze w czubek głowy i zbieraliśmy się do wyjścia.

Od Autorki:

Komentarze mile widziane...

i...

Idzie NOWE!!!

Historia Ali i Sergieja dobiega końca... W mojej głowie jednak już układam przygody kolejnej pary. Paul - tego Pana nie muszę przedstawiać i Marii - tak, Maria będzie Polką (bez melodramatów jak w przypadku Meg i mam nadzieję z większą dozą humoru, i rozsądku😉). Poniżej projekty okładki i tytuł. Możecie wybierać!!! (Na pytanie: Co do cholery z romansem ma wspólnego jacht? - odpowiadam: Maria jest zawodową "yachti", czyli dziewczyną z Europy pracującą w obsłudze na najdroższych pokładach). Ps. Na pewno przed świętami opublikuję wybraną okładkę, streszczenie i co najmniej dwa rozdziały...Zabiorę Was na Lazurowe Wybrzeże z kilkoma znajomymi z NY (będzie upalne lato w zimę) 🤩🌲💚 Buziaki i śmiało piszcie o "wątpliwościach"🤔😉🤗

Zabiorę Was na Lazurowe Wybrzeże z kilkoma znajomymi z NY (będzie upalne lato w zimę) 🤩🌲💚 Buziaki i śmiało piszcie o "wątpliwościach"🤔😉🤗

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.


Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
DZIEWCZYNA OD ZARĘCZYNWhere stories live. Discover now