ROZDZIAŁ 36

4K 372 54
                                    

- Odstawiona... - Spokojnie zakomunikował Oleg, wchodząc do mojego gabinetu. Chyba dopiero teraz odebrałem realność pewnego końca. Ali odeszła... Musiałem jej na to pozwolić. Wystarczy już robienia z siebie błazna. Oczywiście jej plan ucieczki z tego miejsca, przy wsparciu fizjoterapeuty był tak idiotyczny, że chciałem nam obojgu darować tego upokorzenia. Nie mam też zamiaru żebrać o uwagę i uznanie. Zresztą doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że zawiedliśmy się już tyle razy, że ktoś musiał zachować się godniej niż dotychczas, walcząc o te resztki lepszych skojarzeń i wspomnień. Padło na mnie, trudno...
- Gdzie chciała żeby ją zawieźć? - zapytałem, siląc się na spokój i opanowanie.
- Zaskoczę cię... Odmówiła pomocy przy wnoszeniu bagaży i zaparkowała pod As You Like It. Zatrzymałem się obok, żeby upewnić się, czy to jej jedyny pomysł na wieczór.
- I? - Faktycznie zaskoczył mnie pomysł Ali.
- Spławiła mnie. Potwierdziła, że zawartość jej bagażnika wystarczy na przetrwanie w Nowym Jorku i to dobry moment, żeby przestać korzystać z naszej pomocy.
- Samodzielna i uparta jak zwykle. Jednocześnie mało ostrożna. Nie jest jeszcze w tak doskonałej formiem, jakby sobie życzyła, a jednak jest to tylko dziewczyna w mieście pazernym na tragedię.
- Nie miałem ochoty wdawać się w dyskusję. Tym bardziej, że sam zastrzegłeś, że mam zrobić to, co zechce.
- W porządku. To nie jest małe dziecko.
- Nie martwisz się ani trochę? - Oleg czytał ze mnie o wiele więcej, niż bym sobie tego życzył.
- Martwię... Jestem zajebiście przerażony Oleg. Czas jednak odciąć się od tego wszystkiego i pójść dalej.
- Dostała w końcu to, o co się tak szarpała, a jakość niespieszno jej było dziś się stąd zbierać. Nie mogła przewidzieć, że wrócisz tak późno, więc pewnie zakładała, że walizką przejedzie ci w progu po stopach, gdybyś pojawił się w domu o zwykłej porze.
- Co insynuujesz? - Nie dostrzegałem w tym spostrzeżeniu jakiejś wyjątkowej spiskowej teorii. Bez skrępowania napełniłem grube szkło brunatnym płynem i korzystając z chwilowego rozprostowania ciała, przeszedłem się po pomieszczeniu.
- Może nie jest taka oziębła, jak próbuje ci wmówić.
- Więcej prawdopodobieństwa jest w tym, że tak długo organizowała sobie życie na nowo, niż w tym, że było jej nagle żal rozstawać się ze mną. Zresztą nie mam chyba ochoty już nad tym rozprawiać. Nie stanę się z dnia na dzień pełną tęsknoty emocjonalną meduzą, wcierającą smutki w alkohol lub nostalgiczne fortepianowe utwory. Harris zainteresowała mnie jako kobieta, a jej nie ująłem jako mężczyzna. Zatem poza niezgraniem charakterów, świat nam zwyczajnie nie sprzyja. Godzę się z tym...
- Jestem więc spokojny, że nie będziesz się mazał.
- Nie będę. - Wiedziałem, że Oleg ironizuje, ale jednocześnie bada moje ewentualne pomysły na Harris.
- Rozwód nastąpi szybciej niż noc poślubna... - Nie ustępował i rzucił mało przyjemny komentarz, nalewając sobie również odważnie pełną szklankę whisky.
- Wyślę jutro jej pozew. Albo go podpisze, albo zawalczy ze mną w sądzie, aby udowodnić moje oszustwo.
- Nie sądzę...
- Ja nie jestem niczego pewien. Na nic nie liczę.
- Kto ją przejmuje? - zaciekawił się Rosjanin, a moje groźne spojrzenie ostrzegało go przed odpowiedzią, której treść bardzo mi nie leży.
- Samuel...
- Strażak??? - Oleg tego penie też się nie spodziewał.
- Góra uznała, że nie będzie piętrzyła bohaterów w tej historii.
- Ej... A jak on... , ona...?
- Oleg, zamykam temat. Dostałem nowe zlecenie. Na szczęście bez pięknych i zdolnych kobiet.
- Dopiłem resztki alkoholu i zosatwiłem przyjaciela samego w pokoju. Dziś już tylko planowałem spokojny sen, a przynajmniej odrobinę wolności od migdałów i wanilii.

***

Nie wiem na co liczyłam wybierając to miejsce. Wyglądam jak po zderzeniu z huraganem, taranowaniu kawalkady pancernych pojazdów, w najlepszym przypadku jak po półmaratonie, do którego nigdy się nie przygotowywałam. Jednym słowem odbicie, na które spoglądam w lustrzanej ścianie baru, to zwyczajne gówno z parą rozbieganych oczu. No Ali... I co dalej wszechwiedząca damo? Salma odpada, bo jeśli faktycznie pracuje dla Aristowa, to czeka mnie zero prywatności; mieszkania własnego nie mam; Julia i Igor to zuchwałe rozwiązanie, i nadal będę zbyt blisko Sergieja, a rodzina aktualnie zajmuje niechlubne miejsce poza listą. Przesuwanie palcem po liście kontaktów w telefonie też nie dostarczało oświecenia... Chwila! Mam!
- Cześć...
- Cześć?- Nadszedł właśnie ten wieczór, w którym chcę skorzystać z twojej propozycji.
- Ale z kim rozmawiam? - Meżczyzna kompletnie nie potrafił przypasować mojego głosu do zakodowanych w pamięci twarzy. W zasadzie nie mogłam mu się szczególnie dziwić. Spotkania na strzelnicy i kilka wspólnych lunchy, na których nieumiejętnie próbował mnie poderwać, mogły stanowić zbyt kruchą walutę, by całkowicie zajmować jego myśli, ale nie miałam czasu na rozdrabnianie się w obecnej sytuacji.
- Z tą, której kiedyś złożyłeś propozycję brzmiącą: "Jeśli będziesz potrzebowała bohatera ratującego ci życie, zadzwoń do mnie".
- Allyiah Harris? - Dźwięk zachłyśnięcia się zapewne jakimś napojem, wyraźnie akcentował zaskoczenie.
- Matthew Ismach uratujesz dziś moje życie?
- Stoję w swojej kuchni mokry z ręcznikiem owiniętym wokół bioder. Pozwól, że dodam do tego zestawu tylko czerwoną pelerynę. - Czułam, że się zgodzi.
- Potrzebuję miejsca i kogoś, kto bardzo się ze mną nie kojarzy.
- Masz jakieś przestępstwo na koncie? - Wahał się chwilę.
- Nie i nie planuję. Jeśli podeślesz swój adres i wypłoszysz ewentualną dzisiejszą randkę ze swojego łóżka, chętnie zajmę ci kilka dni.
- Gdybyś była mniej oporna, mogłabyś nią być.
- Przechowasz mnie kilka dni?- Jestem już wniebowzięty, że Allyiah Harris przestąpi mój próg. Nasze rodziny powinny od razu dać na zapowiedzi. - Śmiał się odważnie do słuchawki.- Ismach pauzuj...
- A ty zacznij czytać żarty nadęta dziewczyno. Wysyłam adres i chętnie zajmę się cudzymi problemami.- Doskonale! - Rozłączyłam połączenie i udałam się w kierunku toalety. Jeśli prawdą jest, że ludzie z firmy Aristowa już teraz wysłali za mną ogon, to bardzo chętnie poznam jak opuszcza się to miejsce przez kuchnię i przejscia dla personelu.

DZIEWCZYNA OD ZARĘCZYNWhere stories live. Discover now