ROZDZIAŁ 35

3.7K 429 54
                                    

- Możesz milczeć, ale jeść coś powinnaś... - rzuciłem zwinny komentarz, stawiając przy łóżku wspólne dzieło Elviry i moje. Zdążyłem w między czasie ubrać coś bardziej przyzwoitego i nie utrudniać sobie nawzajem swobodnej rozmowy.
- Chcesz tu wystawić przyjęcie? - obróciła wolno głowę w moją stronę, komentując bogactwo śniadaniowej tacy.
- Jeszcze nie teraz Nie wiedziałem, na co będziesz miała ochotę, więc...
- Zawieź mnie do Salmy, jeśli cokolwiek znaczy dla ciebie to, na co mam ochotę.
- Nie mogę. - Odpowiedziałem, zawiedziony utratą dobrego momentu i chyba brakiem pochwały za wysiłek włożony w przygotowanie jedzenia.
- Źle się czuję w twoim towarzystwie. Źle się czuję z tobą i świadomością, że... - Dziwnie było patrzyć na nagłą bezradność Ali, podkreśloną spływającą łzą.
- Mi też nie jest łatwo. - Usiadłem na brzegu łóżka znów nieco ścięty wdrapującą się do tego pomieszczenia powagą. - Nie prosiłem nikogo o taką niebezpieczną podróż. Liczyłem na wygodne życie z synem u boku i wolność od innych ludzi. Nauczyłem się żyć z tym, że straciłem brata, żonę, przyjaciół pozostawionych w Moskwie... a potem spotkałem ciebie. To co ma tu miejsce, to nie jest mój rachunek sumienia. Ożeniłem się z tobą, żeby cię ratować przed rodziną, która bez tego aktu, miałaby prawo cię stąd wywieźć. Może to najmniej romantyczny manewr, ale wcale mi to nie ciąży. Martwiłem się o ciebie, tak po ludzku. Wszelkie trafne logarytmy w twoim przypadku nie mają zastosowania i choć mamy wobec siebie sporo nieufności, ta sytuacja jest uczciwa. W zasadzie... Dobrze, jeszcze raz. Każde z nas zna początek. W sensie ty dostałaś zlecenie na mnie, ja miałem swoje, ale na wstępie uświadomiono mi, że moje narzędzie jest szczególne. Miałem cię wykorzystać, ale jednocześnie stać się twoim stróżem. Może nie takich słów użyto, ale jasno wskazano, że masz żyć bez względu na to, jak bardzo skomplikujesz mi misję. Nie wiem, co wtedy myślałem. Być może, że komuś się spodobałaś i zechcą cię przeciągnąć na naszą stronę, albo po prostu nieco skrócić moją listę ofiar. Poza tym im mniejszy bałagan na cudzym terytorium, tym dyskretniej. Im proces bardziej postępował, a raporty były gęstsze, tym więcej osobistych uwag dostrzegłem w rozmowach z moim przełożonym.
- Co oznacza termin "osobiste uwagi"? - Ali spojrzała na mnie wreszcie w sposób, za jakim najbardziej tęskniłem. Zwyczajna odmiana naszej wspólnej rozmowy. Jak wtedy gdy potrafiliśmy zabawnie przeciągnąć linę naszego flirtu, udając, że nie ma na niego między nami miejsca.
- Komuś w mojej firmie na tobie zależało w sposób emocjonalny, a to jasno sugerowało, że ktoś ma z tobą związek osobisty.
- Żart... - zakpiła z mojego odkrycia.
- Nie Ali, absolutnie nie. Mało tego jestem pewien, że twoje przejście do nas jest tylko kwestią czasu.
- Może nie jestem aktualnie na top liście agentów amerykańskich służb, ale rosyjski wywiad? Błagam cię Aristow... Nie pogrążaj aktualnej atmosfery jeszcze bardziej.
- Cieszę się, że dano mi to zadanie... - Wstałem nagle, prostując sylwetkę do kolejnego starcia, ale wzrok zwróciłem do okna, przez które dzień już odważnie witał domowników. - Cieszę się ze wszystkiego, co wydarzyło się miedzy nami. Głównie ze względu na siebie, bo twoich jednakowych doznań raczej nie jestem w stanie potwierdzić.
- Tego bym się nie spodziewała. Cieszysz się, że mnie ratujesz, jak ty to twierdzisz, a z drugiej strony spieprzyłeś mi życie. Teraz więzisz w sposób skuteczny, a za chwilę co, sprzedasz na organy?
- Jesteś Rosjanką Ali, więc nie mógłbym zrobić ci krzywdy większej, niż te które wyrządziłem, nie mając tej wiedzy, którą staram się teraz z tobą podzielić.
- Stek bzdur Sergiej!
- Energia z jaką wykrzyczała to zdanie, dawała pozorną nadzieję, że kobieta za chwilę wybiegnie z tego domu o własnych siłach.
- Jesteś, a twój ojciec nadal żyje. Zostałaś ukryta w tym kraju w siłach wroga i jesteś efektem jego romansu. Znam nazwisko, ale muszę być na sto procent pewien, aby ci to zdradzić.
- Nie wierzę...
- Gdyby twoi ludzie o tym wiedzieli, już byś nie żyła, albo właśnie się dowiedzieli i planowali cię odstrzelić moimi rękoma. Z twojego istnienia jak i zniknięcia każda ze stron może mieć sporo problemów. Za dużo wiesz, zapewne sporo możesz mieć kwitów na kogoś...
- To urzekająca historia, ale jestem Amerykanką ze sporym pechem ostatnio. I wybacz, ale zamierzam go opuścić. Za godzinę będzie tu Salma. Byłam pewna, że się nie zgodzisz osobiście mnie do niej odstawić. Ja żyję, ty skończyłeś jak domniemam super misję dla swoich, możemy się rozejść.
- Ani rozejść, ani rozwieźć. Salma pewnie cię odwiedzi, ale nigdzie cię nie zabierze. Uznano, że mój dom spełnia najlepsze warunki dla twojego bezpieczeństwa.
- Kto uznał? Dlaczego nie mogę skorzystać z pomocy przyjaciółki? - z wyrzutem pytała.
- Aktualnie to ja jestem przełożonym Salmy, a bliskie twojemu ojcu osoby zgadzają się na moje rozstrzygnięcia.
- Pojebało was wszystkich... Tobie w głowie pomieszało się szczególnie. Próbujesz pseudorozwagą jedynie mnie pokonać. - Mimo, że bardzo chciała sprawdzić jakość powracającej witalności, ponownie kilka ruchów zakończyło się spoczęciem na poduszce.
- I sądzisz, że wszystko co zrobiłem przez ten czas, gdy tu leżałaś, było jedynie w ramach poleceń?! - Uniosłem się zbytnio, nie rozumiejąc, dlaczego Ali nie pojmuje moich tłumaczeń.
- No raczej nie z miłości! - drwiła z tą swoją kpiąca miną walecznej agentki.
- No raczej tak! - i wyszedłem wściekły nadal na Harris, nie bardzo dostrzegając w pierwszym momencie, co właśnie wyznałem. Po prostu przerwałem dobrze zapowiadający się dialog, rzucając na pożegnanie zaszytą deklaracje o... Właśnie, oby uznała to tylko za niezręczny dobór słów.

DZIEWCZYNA OD ZARĘCZYNWhere stories live. Discover now