ROZDZIAŁ 48

3K 410 71
                                    

Woda niedawnego prysznica nieco zmyła ze mnie ciężar poczucia, że mimo tej doskonałej nocy z Ali, moja żonka planuje przede mną kolejny raz uciec. Wszystko z założenia było doskonałe, ale nie złożyła żadnej obietnicy, przyrzeczenia... Nawet plany na najbliższe tygodnie, które moglibyśmy ustalić w swobodnej rozmowie gdy owinięci w pachnące prześcieradło wtulaliśmy się całą noc, nie miały miejsca. Wstrzymywała oddech przy każdej próbie wyznaczenia realizacji jakiegoś pomysłu w niedalekiej przyszłości. A jednak pomimo tych znaków, które musiałem na nowo nauczyć się z niej sczytywać, potrafiła sama z siebie powiedzieć, że mnie kocha... No może nie mydlane "kocham cię", ale tak samo wyraziste  "moje serce szaleje za tobą", "Jesteś wyjątkowo niedoskonałym mężczyzną, który sprawia, że ja chcę być lepsza". I moje ulubione "nie chcę już nigdy wypełnić sobą myśli i serca innego mężczyzny". Kto by się spodziewał, że ta dziewczyna, która jeszcze niedawno nie potrafiąca uznać istnienia uczuć, emocji, będzie potrafiła tak bardzo się otworzyć, a przynajmniej aż tak skoncentrować się na drugim człowieku. Tak, jestem szczęściarzem. Przynajmniej dostrzegam szczęście tuż za rogiem, jestem od niego o krok... Wystarczy jeszcze domknąć kilka drzwi...

Czarny garnitur od Hugo Bossa, w którym wyglądałem bardziej jak seryjny morderca, niż partner w czekającej mnie  chyba najważniejszej rozmowie życia, i tak doskonale podnosił moje poczucie waleczności. Oczywiście, że czułem się lepszy, oczywiście że wygram to starcie i oczywiście, że zabije gnoja, jak będzie próbował unikać obciążających go faktów. Pomocna na pewno będzie zawartość czarnej teczki, którą Oleg zdążył mi przygotować i zostawił na łóżku w sypialni poprzedniego wieczoru, gdy ja w objęciach tuliłem Ali. Jednak nie od niej rozpocznę nasz dialog. Tymi faktami jak nożem przybiję mu łapsko do blatu stołu, z którego wcześniej będzie jadł.
Przygładziłem na koniec płynnym ruchem klapy marynarki i wyszedłem. Kierowca czekał usłużnie przed domem.

Nie lubiłem tego miejsca. Kojarzyło mi się ze słabymi zagrywkami Martina Ismacha i jego żoną, która rozgrywała mojego brata jak taniego wielbiciela. To była jednak przeszłość, a dziś istotniejsze będzie zadbanie o bezpieczne jutro.
Wszedłem odważnie do części restauracyjnej ParkLane. Nie byłem zaskoczony widokiem Araba otoczonego wianuszkiem służebnych panienek z obsługi, którym marzył się baśniowy romans, a on w swej próżności wolał wystawiać się na wielbiące spojrzenia kobiet, zamiast skorzystać z posiłku w hotelowym pokoju. Dwóch mężczyzn towarzyszących mu w trakcie posiłku, to zapewne przyjaciele, a dwóch stojących za nim, to ochrona. Musiał nawet prywatnym orszakiem wzbudzać tani respekt. A tak naprawdę najlepszej ochrony zwyczajnie nie widać. Oleg, który dotarł do mnie tuż pod hotelem,  stał się zwykłym klientem przy barze, mając w linii prostej zasięg pleców wspomnianej obstawy Rahida na jakieś pięć metrów; moich dwóch ochroniarzy spokojnie czytających prasę w lobby, którzy z tamtego miejsca mieli doskonały ogląd sytuacji i mojej pozycji, spełniali wymóg skrywania mafijnego klimatu.

- Wyproś znajomych! - Usiadłem odważnie na przeciw Araba, rzucając mu przed oczy zapewne niemiły dokument i nakazałem odsunięcie świadków od tej rozmowy.
- Kim jesteś? - Słabo, że nie skojarzył.
- Kimś, o kim nie chciałbyś śnić... - Mężczyzna ujął jednokartkowy dokument i po chwili odłożył.
- Chciałeś mi się efektownie przedstawić? - Pozował na niewzruszonego.
- Ali nie była precyzyjna. Nadal jest mężatką i faktycznie byłoby w twoim interesie zapomnieć o niej już teraz. I nie udawaj, że widzisz mnie pierwszy raz...
- Nie możesz mi niczego dyktować. Jej zresztą też. Łączy nas o wiele więcej niż ci się wydaje, a wasze relacje to raczej wyraźna przeszłość. Od dłuższego czasu prowadzi samotne życie. Poza tym sprawdziłem cię Aristow... - Wycierając usta białą serwetką, po przeżutym kęsie, przyznał się do tego, jak bardzo panuje nad tym, żeby ludzie których spotyka, nie przynosili ze sobą niemiłych niespodzianek. - Nie jesteś nikim wyjątkowym, bym myślał o oddechu konkurencji na karku.
- Wiem doskonale, na którym etapie kończą się twoje możliwości zdobywania wiedzy o mnie... - nachyliłem się nieco do przodu, by wprowadzić klimat tajemniczości dla informacji, którymi chciałem się podzielić...- Poniżej tego piętra Rahidzie jest bardzo nieprzyjemna prawda. Nie warto czuć strachu przed snem... Zostaw ją i wyjedź, albo znajdź sobie inne centrum zainteresowań. Są szczyty, na które nigdy nie wejdziesz.
- Przyszedłeś tu wydrapywać pazurami monopol na kobietę? Sądziłem, ze prawdziwi mężczyźni czynią wszystko, żeby to kobieta wybrała właśnie ich.
- Nie masz pojęcia czym zajmują się prawdziwi mężczyźni. - Wyprostowałem się i znów przyjąłem pozę lidera tego wyścigu, opierając się o  oparcie krzesła. - O takich gnidach, których płeć identyfikuje wyłącznie zawartość  rozporka i grubość portfela, a nie moralność i choćby odrobina refleksji, pisała na pewno znana ci dziennikarka. Przypomnę ci co nieco.. Jennifer Pousini, ta sama, przez którą twój kuzyn przespał kilka niewygodnych nocy w brytyjskim areszcie. - Arab na to jedno wspomnienie ściął się wyraźnie, a kontrola, którą wcześniej próbował mnie przygnieść, ulatywała z każdym jego wydechem.
- Wiesz co się robi w moim kraju z takimi arogantami? - Jego kontrola w tej chwili rozeszła się jak drobne w parkomacie.
- Nie interesują mnie wasze upodobania pozbawiania życia, dopóki nie dotyczą kogoś, kogo kocham. A twój przyjazd do Stanów jest bardzo w tym temacie... - W tej chwili podszedł Oleg i podał mi teczkę z główną atrakcją tego spotkania. Kompromitujące materiały na nieżyjącego Hassana i Rahida uchwycone na kilku zdjęciach i w notatkach dziennikarki, były zapewne kroplą tego wszystkiego, co faktycznie mieściła rzeczywistość. Rzuciłem przed mężczyznę te skrawki seksualnych niechlubnych faktów z jego życia i czekałem na reakcję. Zajrzał...
- Chcesz mnie przestraszyć? Tanie chwyty Panie Aristow... Na każdego jest jakaś teczka i na pewno na rosyjskiego byłego pracownika Kremla również. Zawsze biorę to, na co mam ochotę. Aktualnie jest to Allyiah. Musiałbyś mnie zabić, żeby coś ugrać.
- I tu dochodzimy do sensu naszego spotkania. Ty musisz zawsze mieć z tyłu głowy dobre imię swojej rodziny, jej nazwisko i zasady dyplomatyczne. Ja nie musze się zastanawiać nad niczym, pociągając za spust. To zawsze jest smaczna przewaga. Obaj dobrze wiemy, że nie chodzi ci o miłość do Ali. Nie po to ją odszukałeś. Zresztą ty kochasz tylko siebie złamasie. Dlatego dziś wpakujesz swój śniady tyłek do prywatnego samolotu i wrócisz na swoją pustynię. Natomiast jeśli mojej żonie spadnie włos z głowy, twoja ziemia przyjmie cię w stalowej trumnie. I nie, nie grozę Ci. Uprzejmie prezentuje możliwości. A tak na marginesie, piękną masz siostrę. Smutno by było, gdyby stała się szpetna przed ślubem i nawet najdroższy naszyjnik nie byłby w stanie tego przykryć.
- Dużo mówisz Sergiej... - przerwał Rahid. - Nie masz pojęcia o moich intencjach.
- Poważnie tak myślisz? Oleg potrafi w godzinę wymusić na twoim człowieku potwierdzenie dla naszych przypuszczeń. Zatem nie do widzenia... - wstałem wolno i z satysfakcją kończyłem rozmowę.
- Jesteś zuchwały Sergiej. Ta pycha sprawi, że pożegnasz się ze swoją żoną szybciej, niż ci się wydaje. Okazało się nieoczekiwanie, że nie muszę przykładać palca to tego, po co tu przyleciałem. Los bardzo mi pomógł... I oby za wystawienie mojego kuzyna przechodzenie na tamten świat bardzo ją bolało. - Arab nie upierał się już przy tkliwych motywach zdobywania dziewczyny, ale nie rozumiałem sensu ostatnich zdań. Na pewno nie był zadowolony z tej rozgrywki i scenariusz na osiągnięcie swojego celu miał zupełnie inny, ale te słowa...
- Jeszcze na moment przysiądę... Zaciekawiłeś mnie wyznaniem "za wystawienie mojego kuzyna"... Skąd takie przekonanie? Co to za pomysł? - Czyli coś na temat udziału Ali w pamiętnej akcji wiedział, choć nie posiadał  precyzji. Ona miała ustrzelić miejsce przetrzymywania Pousini, a nie sprzedać Hassana Brytyjczykom, ale mniejsza o to...
- Potrafię łączyć fakty, szczególnie jak otrzymuję w prezencie kilka szczątkowych informacji od wrogów twojej żony. Właściwie kilka enigmatycznych zdań, ale jasno wstrzeliwujących się w moje rozżalenie po śmierci Hassana, które nigdy nie straciło na mocy. Okazało się, że ten ktoś dla kogo pracowała, był pewien, że jego koniec będzie miał związek właśnie z nią. Przygotował kilka listów wyjaśniających pojawienie się kobiety w życiu konkretnych osób, w konkretnych okolicznościach i dla konkretnych celów. Na jego polecenie miały zostać wysłane po jego śmierci... Szczegóły musiałem sobie sam zorganizować, ale ten człowiek przekazał pewien klucz. Ja tylko dopasowałem go do właściwych drzwi... Chciałem mimo wszystko delikatnie obejść się z Allyiah, bo nie ukrywam, że nasz szalony romans pozostawił we mnie sporo słabości do niej... - Czyli odpowiedź na pytanie, kto przyciągnął tu Araba za dziewczyną już znałem. Opiekun zawsze uważał, ze był stwórcą Ali i zapewne w swoim chorym przekonaniu chciał ja pociągnąć na to samo dno.
- A może twój bóg chciał śmierci twojego kuzyna i może to on miesza ci teraz w głowie? - boleśnie zapukałem do jego serca. -  Jakbym bardzo chciał, to potrafiłbym zmontować do tego wszystkiego historię o tym, że to ty osobiście wpakowałeś tego chłopaka w tę nieszczęśliwą śmierć. To jednak mało mnie obchodzi. Masz zapomnieć o Ali, wynieść się stąd i modlić się, żeby dożyła pięknej starości.
- Z tym co ma we krwi? Nie wróżę... A z tobą Aristow jeszcze się spotkam... Kiedyś... - Mężczyzna wstał obrażony za moją przewagę, teatralnie rzucił białą serwetę z kolan na blat stolika i zagarnął teczkę z materiałami o sobie. 
- Ja bym się na twoim miejscu wystrzegał nieobliczalnych ludzi i nie tęsknił za naszym kolejnym spotkaniem. Jeśli chociaż usłyszę o tobie, zorganizuje w Dubaju miesiąc żałoby narodowej. - Teraz nie dodał żadnego komentarza. Spojrzał jedynie wściekły i odszedł ze swoją świtą i  zapewne z głową pełną złych myśli i rozczarowań. Nienawidził mnie ponieważ blokowałem mu psychopatyczną zabawę w zemstę na Ali. Mnie jednak w tym wszystkim jak deszcz szpilek przykuwały słowa o losie, który coś mu ułatwia. Znów pod taflą spraw rozwiązanych, ugrzęzło coś, co ściągało mnie niebezpiecznie w zimną otchłań niedopowiedzeń. Nie znosiłem półsłówek, półprawd i półdupków obnoszących się swoim bazarowym bogactwem. 

DZIEWCZYNA OD ZARĘCZYNWhere stories live. Discover now