ROZDZIAŁ 17

4.6K 392 43
                                    

Rosjanin chciał kończyć jedynie po to, by uchwycić moją reakcję, ale gdzieś nasze usta znalazły dla siebie wspólną i słuszną orbitę. Może "to między" nami teraz było jedynym przebłyskiem szczerości i oboje liczyliśmy, że jest to jakiś klucz do jutra.
- Za co to? - zapytałam, przegryzając  piekielnie gorące wargi i wyczuwając nadciągające być może speszenie, gdy uwolnilismy się od przyciągania.
- Potrzebowałem twojej dezorientacji, upustu złych...
- Aaa... Czyli nie było to czymś w rodzaju "jestem złamasem, który nie wie jak cię przeprosić"?
- Ali... - Tracił zdobyty grunt i szukał ratunku.
- Daruj, jeśli będziesz teraz wygrzebywał się z żalu za swój ruch.
- Musisz tak komplikować?
- Ja? To nie ja zainscenizowałam ten pocałunek. Zresztą... Nie ma to większego dla ciebie znaczenia, więc nie ma czego dzielić chirurgicznym nożem. Nie zgadzam się na twoje propocyzje i proszę żebyś więcej mnie nie dotykał. W żaden sposób jaki wymyślisz.
- Pomóżmy sobie i się rozejdziemy.
- Sergiej... Stoimy na środku baru, o którego  istnieniu do niedawna nie miałeś pojęcia, zagarniasz znów moją przestrzeń do własnych celów i wygody. Wczoraj paliłeś się z satysfakcji odbijając mi twarz i sprowadzając do poziomu niewolnika...  Nie pasuje mi ta niekonsekwencja. Ty się nie interesujesz kobietami bezinteresownie, pamiętasz?
- Może interesuje się ludźmi.
- Może... Na mnie pora. - Tym razem liczyłam, że to odejście będzie skuteczne. Nie chciałam już mocniej obciążać tego dnia i zamierzałam znów oddać się w wir pracy. Jubilerskie zaplecze gwarantowało jedynie właściwy dystans do spraw.

- Ali! Ali! - dotarło gdzieś z oddali, jednak rozsądek tłumaczył, że nie mnie to dotyczy. Nadal walczyłam o żółtą taksówkę z kilkoma rozbawionymi ludźmi, którzy dopiero rozpoczynali swój wieczór i ten bar był tylko subtelną rozgrzewką. Mój może skończę co najwyżej na słodkim winie. - Poczekaj! - dopadł  jednak mnie nawołujący mężczyzna.
- Co tym razem? - z irytacją spojrzałam na Sergieja, który kolejny raz nachalnie rzucał się w moją przestrzeń.
- Przepraszam... - niemalże z bólem w głosie wyznał.
- Powtórz... - spokojniejsza przysunęłam  się do Aristowa.
- Przepraszam za moje grubiaństwo.
- Za co jeszcze? - Próbowałam wydobyć z prawnika więcej wyznań, mimo że wiedziałam jak daleko mu do desperacji.
- Powiem... Do ciebie, czy do mnie? - Jasno ustawiał dalszy ciąg naszego spotkania.
- W przeciwne strony najlepiej.
- W takim razie zapraszam do mnie. Obiecuję, że będę przyzwoity. Porozmawiamy i zakopiemy może wojenne tarcze.
- Nie czuję się dobrze w tym miejscu. Wolę własne mieszkanie, z którego mogę zawsze cię wyprosić, choć właściwie nie uważam żebyś coś osiągnąl jeszcze dziś.
- Zgadzam się. Masz coś więcej w lodówce niż tuńczyka? - Nawet z lekkim uśmiechem wtrącił, gdy jego auto z kierowcą pojawiło się tuż przed nami. Cholerny cud?
- Zdziwiłbyś się.
- W twoim przypadku zaskoczenie dopada mnie na każdym kroku.
- To komplement?
- Raczej wyraz podziwu.
- Przecież my się nawet nie lubimy. Po co to marnowanie sobie czasu? - kontynuowałam, siedząc już wygodnie z tyłu. Faktycznie moja silna wola i nienawiść do Sergieja ulecialy cicho, zapewne zbyt wysoko.
- Żadne z nas nie oczekuje ran. Ustalimy zasady i po prostu nie pozabijamy się.
- Jakże subtelnie to brzmi pomiędzy dwojgiem ludzi, z których jedno już zdążyło porządnie zarobić.
- Przypominam twój cios w mojej sypialni.
- Przypominam za co.
- Musisz zrozumieć moją reakcję. Okłamałaś mnie i uznałem, że możesz być zagrożeniem dla mojego syna... Źle reaguję na przeciwników moich bliskich.
- Nigdy, ale to przenigdy nie dałabym skrzywdzić Borysa... Nie życzę sobie sugestii o byciu bezwzględną. Cokolwiek chciałam uzyskać, nie są to powody, dla których powinieneś mnie uznawać za wroga totalnego.
- Być może jestem o tym przekonany, ale nie wychoduje zaufania tylko dlatego, że ktoś mówi, że ma dobre intencje. Wiem jednak jak to zmienić. Uważam, że czas najwyższy opuścić kurtyne i rozwiać wątpliwości.
- Poruszające jak próbujesz być mądrzejszy od reszty świata i chcesz tchnąć w swój ciemny wizerunek odrobinę blasku. Gdybym nie wiedziała o tobie tyle, to może nawet bym dała się przekonać.
- Zapomnij na chwilę o swoim żalu i pretensjach. Pierwsze pytanie. Odpowiedz "tak", lub "nie".
- Ja się nie zgodziłam jeszcze na twój pomysł gry w pokera rozbieranego z życiowych tajemnic. Na razie tylko jedziesz do mnie, choć moje uprzedzenie nie minęło. Nie rozmyje się ono, by tobie było łatwiej.
- Zrezygnuj na moment z bycia przysłowiową "babą", co bardzo ci nie pasuje. Skoro jesteś tym, za kogo cię uważam, to wejdź w zrozumiały dla mnie tryb. Pytaj pierwsza. Może to trochę cię złagodzi i przekona.
- W porządku... - wyznałam aprobatę po kilku sekundach w zasadzie dla wszystkiego. - Zostaniesz z Borysem w Nowym Jorku?
- To naprawdę chcesz wiedzieć? - Jego wielkie oczy nie mówiły o poparciu dla takiej ciekawości. Poza tym pytanie było pewnie bardzo poza listą gotowych odpowiedzi na tematy sekretnych zawodowych poczynań.
- Tak.
- Nie wiem.
- Wiesz... - rzuciłam w kierunku okna, przez które wypatrywałam olśniewających skrawkow cudzych istnień - Jeśli obiecasz, że stąd wyjedziesz, mogę powiedzieć ci sporo, jeśli zdecydujesz zostać, nadal będę tylko jubilerem.
- Nieuczciwy warunek.
- To ostrożność.
- Dlaczego chcesz być ostrożna, skoro jak twierdzisz, nie masz niczego, przed czym powinienem uciekać?
-  Potrzebuję wiedzy, czy za tydzień nastąpi całkowity koniec naszej znajomości. Tyle miało wynosić moje zlecenie, więc dobrze będzie wrócić do nieznajomości. Idealna byłaby pewność, że nie miniemy się na ulicy.
- Nie muszę opuścić planety, żeby zapomnieć.
- Dobrze, tyle mi wystarczy. Teraz twoje pytanie... - wypowiedziałam tuż po opuszczeniu samochodu.

DZIEWCZYNA OD ZARĘCZYNWhere stories live. Discover now