ROZDZIAŁ 43

2.7K 375 61
                                    

- Rahid to nie jest dobry pomysł, żebyśmy się spotykali ponownie. Dzisiejsze wystąpienie było i tak wielce obciążające. - Spojrzałam bezsilna na mężczyznę, który wsparty o swoje stanowczo za drogie auto, czekał przed salonem akurat wtedy, gdy zakończone już otwarcie miałam świętować z zespołem w jakimś dobrze zaopatrzonym barze. Podeszłam z tym apelem bliżej i stojąc najpewniej jak potrafię, liczyłam, że zrozumie i odpuści.
- Uważam zupełnie co innego. - Nie planował tym razem wykonywać osaczających mnie gestów. Pewny tego, że ostatecznie poddam się jego namowom, ulegnę wspomnieniom, którym nadawał magiczną moc, sama chętnie zagram według jego zasad. Jak w zwyczajowym myśleniu mężczyzn z tych stron bywa, wystarczy kobietę trochę ponachodzić, trochę przycisnąć, zaszeleścić plikiem dolarów i wmówić, że życie jednak może być bajką. Przynajmniej na początku...
- Rozumiem, że kobiety w twoim świecie nie używają słowa "nie", szczególnie w obliczu takich mężczyzn jak ty. Dlatego tym bardziej powinieneś odpuścić sobie bieganie za mną. Po pierwsze nie wybaczę ci, że mnie zostawiłeś - jestem cudowna w swojej hipokryzji - a po drugie nigdy nie zostanę Muzułmanką. Nie pokocham twojego boga. 
- Nie ty o tym przesądzasz. Ja zajmę się tym, żebyś oszalała na moim punkcie jak kiedyś, a resztą zajmie się mój bóg. - Wycelował we mnie ten swój szelmowski uśmieszek i liczył, że kupię tę świetnie skrojoną odpowiedź.
- Fajnie! To pozdrów go i poproś, żeby wskazał ci kogoś innego! - Już nieco zła surowo odpowiedziałam, malując jednocześnie przed mężczyzną mało przyjazny grymas.
- Uwielbiam cię Allyiah i  twoje imię cudownie pasuje do mojego nazwiska... - Nieoczekiwanie dla mnie i zapewne do towarzystwa za moimi plecami, które było jak najbardziej zaciekawione tą sceną z "tysiąca i jednej nocy", Rahid jednak chwycił mnie w imadło swoich ramion i wypił się w moje usta jak wędrowiec do wodopoju po spacerze na pustyni. To było takie doznanie... Kurwa! Potrzebowałam chłopa! Potrzebowałam  szybkiego numerku w tym pieprzonym aucie, w tej drogiej sukience i z tą pasją, którą Rahid zdecydowanie posiadał. Odwzajemniałam więc ten szaleńczy pocałunek, zaciskając powieki, jakby to miało chronić przed głosem rozsądku. Nie, nie, nie... Nie ma żadnego Aristowa, Rahida po wszystkim spławię elegancko do jego rafineryjnego zakątka świata, a ja powrócę do swojej niedawno odzyskanej równowagi. Przecież to tylko...
- Przestań Rahid... Przestań! - Wyrwałam się sprawnie mężczyźnie, kiedy jego balon przekonania o zwycięstwie nade mną wzlatywał zbyt wysoko. - Tyle mogę ci dać. To taki amerykański prezent na pożegnanie - wycierając nabrzmiałe usta dłonią, szybko kończyłam scenę. - Nic już między nami nie ma, a moje uczucia do ciebie odeszły wraz z tobą. Dwa lata temu. Udanego życia. Najlepiej z dala ode mnie. - Zacisnęłam jeszcze mocniej klapy płaszcza by wzmóc poczucie własnego bezpieczeństwa i odeszłam w kierunku przyjaciół, którzy nieruchomo oglądali w najlepsze tę scenę. Tak, ich miny wyrażały równie  sporo podniecenia, co dolne części mojego seksualnie pobudzonego ciała.
- Będę u ciebie jutro! Wybierz miejsce, gdzie zjemy lunch! - Krzyknął za moimi plecami i odjechał w najlepsze, co potwierdziłam jeszcze ostatnim spojrzeniem w kierunku chodnika.

- Cholera! Allyiah! Co to za egzotyczny muffin!? - podniecona Samantha w spazmach oczekiwała na szczegółową relacje z mojego prywatnego życia.
- Dawny znajomy, który nie może się pogodzić z faktem, że przestał mi się podobać. - Odparłam, analizując w jaki sposób jednak Rahid mnie odnalazł i jakie są jego prawdziwe motywacje wobec mnie. Nie jestem dobrze urodzona dla jego świata, a takich kochanek może mieć całą stajnię. Nie podoba mi się jego pojawienie. Wiem, że moja podejrzliwość wobec ludzi jest już chorobliwa i przejrzałam nawet ludzi ze swojej ekipy, ale już raz pozwoliłam porwać się emocjom. Czuję jakiś zły niepokój...

***

Moja głowa straciła umiejętność koncentracji. Rozbiegane myśli krążyły w podskokach od Rahida do książki, która leżała tuż obok białego laptopa, kusząc mnie jednocześnie jak wąż rozchwianą w raju Ewę, by coś uczynić. Być może to alkohol, a może zwykła chęć do utrzymania porządku w świecie, który od trzech miesięcy staram się budować. Nie potrzebuję niejasnych sytuacji i strachu, że w każdej chwili ktoś będzie próbował wytrącić mi ten spokój. Zatem w najmniej oczekiwany dla wszystkich sposób, postanowiłam uzyskać odpowiedź na podstawowe pytanie "po jaką cholerę?!".

DZIEWCZYNA OD ZARĘCZYNWhere stories live. Discover now