Rozdział 4

5.1K 108 7
                                    

Podjechaliśmy na parking posiadłości Torricelli. Wysiadłam z samochodu i z wrażenia zaschło mi w gardle. Nie do końca byłam przekonana czy dobrze zrobiłam przyjeżdżając tutaj. W tym miejscu niczego nie można było być pewnym. Na szczęście poinformowałam ochronę dokąd się udałam i jechali cały czas za nami w bezpiecznej odległości. Kazałam im czekać niedaleko w razie gdyby byli potrzebni.

Gdy szliśmy w stronę mieszkania rozejrzałam się wokół, aby sprawdzić czy przypadkiem nie ma znajomych twarzy, ale było tak jak mówił Domenico – trzech nowych ochroniarzy.

Wnętrze budynku nie uległo zmianie, jedynie czego brakowało to moich obrazów, które zostały zastąpione portretami Luci. Byłam zdenerwowana i zakłopotana jednocześnie. To tu wszystko się zaczęło i zakończyło jednocześnie. Przestałam być zwykłą Laurą Biel, a stałam się kobietą największego mafiosa na Sycylii. Wszyscy mnie tu znali i wiedzieli kim jestem. Znali mnie zanim się tu pojawiłam. Don każdemu opowiadał o kobiecie, która uratowała mu życie, choć nie do końca było to prawdą.

Poczułam, że zaczęłam się pocić i chyba krew przestała krążyć w mym organizmie, gdyż zrobiło mi się słabo. Wiedziałam, że pojawienie się tutaj nie przyniesie niczego dobrego. Byłam pewna, że przez te wszystkie lata poradziłam sobie z tym przez co przeszłaś stając się żoną Massimo. Ale najwidoczniej byłam w błędzie, a to wszystko siedziało we mnie głęboko uśpione i czekało na odpowiedni moment, aby się zbudzić. I ten moment właśnie nadszedł.

Łapałam głębokie oddechy, ponieważ czułam jakbym się dusiła. Musiałam wyglądać naprawdę źle, gdyż nawet młody zauważył, że nie czuję się najlepiej.

- Co się dzieję? Źle się czujesz? – zapytał podchodząc do mnie. – Może to jednak nie był dobry pomysł, aby cię tu przywozić.

- Spokojnie, nic mi nie jest – zapewniam, choć sama nie jestem przekonana do swoich słów, ale nie chcę, by Domenico martwił się jeszcze o mnie. – To tylko nerwy. Zaraz mi przejdzie.

- Usiądź – powiedział i położył mi dłoń na plecach, pomagając przejść do czarnej, skórzanej kanapy, na której spoczęłam i starałam się uspokoić. – Przyniosę ci wody.

- Nie chcę – zaprotestowałam chwytając go za nadgarstek. – Już mi lepiej. Gdzie Luca? – zapytałam o chłopca, ponieważ wiedziałam, że gdy go zobaczę poczuję się o niebo lepiej.

Tęskniłam za tym urwisem i cholernie było mi szkoda, że tak rzadko się widujemy. Zanim po raz pierwszy moje nogi stanęły na Sycylii, byłam pewna przez całe życie, że moje i Olgi dzieci będą wychowywać się razem. Że tak jak my, będą najlepszymi przyjaciółmi, mogące w każdej chwili na siebie liczyć. Byłam świecie przekonana, że tak właśnie będzie, ale teraz nie jestem już tego taka pewna. Nie wiem, czy gdy Luca  zacznie dorastać i rozumieć pewne sprawy, Massimo nie zacznie wpajać mu do głowy niestworzonych rzeczy na mój i Stelli temat. Oczywiście będzie to robił bez zgody Olgi, bo ona nigdy by nie pozwoliła mu nas oczerniać.

- Pewnie bawi się z nianią. Pójdę po niego, bo obiecałem opiekunce, że będzie mogła dziś wyjść – wyjaśnił, na co  pokiwałam lekko głową.

- Dasz sobie radę sam? – zapytałam, bo wiem, że podczas nieobecności czarnego, to Domenico jest osobą decyzyjną i pewnie ma obowiązki, dlatego może nie mieć czasu dla syna. Zwłaszcza jeśli Massimo nic nie wie o wypadku Olo.

- Oczywiście, wielokrotnie to robiłem – zapewnia, co mnie trochę zdziwiło, choć nie wiem czemu, bo przecież sama zostawiłam dziecko z ojcem i wyjechałem pomimo tego, że Nacho też nie jest zwykłym facetem, a szefem niebezpiecznej „rodziny”- Opiekunka musi dziś zostać z wnukami. Pytała o pozwolenie już kilka dni temu. Jestem w domu, więc nie było sensu krzyżować jej planów. Zresztą zawsze wieczory spędzamy na zabawie albo grach, gdy jest taka możliwość, więc i tak byłaby zbędna. – Mężczyzna dokończył wyjaśnienia.

Pokonać 365 wątpliwości Nơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ