Rozdział 36

3.8K 94 30
                                    

Lot wydawał się wyjątkowo długi i męczący, z powodu przygnębienia jakie mnie dopadło. Moje myśli cały czas krążyły wokół czarnego i zastanawiałam się czy pod moją nieobecność będzie mu ktoś towarzyszył w ciągu dnia. Domenico i Mario mieli mnóstwo spraw na głowie i pewnie nie będą mogli poświęcać mu tyle czasu co ja. Na samą myśl o tym w moich oczach pojawiały się łzy. Było mi przykro, że w chwili gdy mężczyzna najbardziej potrzebował najbliższych osób został sam. Miałam wyrzuty sumienia, że się na to zgodziłam i najchętniej odprawiłabym Olgę z dzieciakami do ojczyzny, a sama zawróciła do niego.

Dlaczego wcześniejszej o tym nie pomyślałam? Przecież mogłam tak zrobić i zostać z nim, ale czy wtedy byłabym spokojna z daleka od Stelli? Uświadomiłam sobie, że każde rozwiązanie było złe i sprawiłoby, że czułabym w sobie niepokój.

Po wylądowaniu udałyśmy się od razu do mojego mieszkania. Olga miała zamiar zatrzymać się w hotelu, ale stwierdziłam, że lepszym pomysłem jest mój dom pomimo, że nie jest zbyt duży. Razem będzie nam raźniej i z pewnością szybciej i milej zleci nam pobyt w kraju.

Gdy tylko weszłam do domu pierwsze co zrobiłam to wykonałam telefon do  Domenico, aby dowiedzieć się czy stan Dona zmienił się po moim wylocie, ale nadal było bez zmian. Czułam ulgę i jednocześnie zawód z tego powodu.

Ulgę dlatego, że jego stan się nie pogorszył czego najbardziej się obawiałam, ale wiedza, że nie ma żadnej poprawy nie napawała mnie optymizmem.

Dzieciaki od razu pobiegły do pokoju Stelli, aby pobawić się zabawkami, których nie było zbyt dużo w porównaniu z tym co posiadał Luca na Sycylii, ale według mnie ich ilość była wystarczająca, a nawet może  zbyt duża jak dla jednego dziecka.

Byłam zmuszona udać się na zakupy, ponieważ to co zostało w lodówce po mojej ucieczce nie nadawało się do jedzenia. Ustaliłyśmy, że Olga zostanie z maluchami, a ja wyskoczę do pobliskiego marketu. Uświadomiłam sobie, że muszę udać się do niego pieszo, ponieważ mój samochód w dalszym ciągu był pod galerią handlową. Postanowiłam zmienić plany i zamówić taksówkę, którą  pojadę pod Złote Tarasy i przy okazji odbiorę auto oraz kupię tam wszystkie potrzebne produkty.

Nie miałam ochoty na wychodzenie z domu, ani na nic innego, ale to było konieczne, mimo tego, że najchętniej położyłabym się do łóżka i zasnęła przesypiając kilka dni. Nie chciałam być w Polsce, ponieważ czułam, że w tej chwili nic mnie tu nie trzyma. Moje miejsce jest na Sycylii i swoje serce tam zostawiłam. Miałam wrażenie, że znowu dopada mnie depresja, którą przechodziłam po śmierci Nacho. Z tą różnicą, że wtedy musiałam pogodzić się z tym co mnie spotkało, a teraz tkwiłam w zawieszeniu spowodowanym tym, że nie wiedziałam co przyniesie jutro i czego mogłam się spodziewać. Nie miałam pojęcia czy będzie mi dane spędzić przyszłość u boku czarnego, czy los znów pozbawi mnie chęci do życie i sprawi, że pogrążę się w głębokiej rozpaczy.

Dostałam informację, że taxi czeka już na mnie na dole.
Jadąc ulicami Warszawy miałam wrażenie, że to miasto jest mi całkiem obce pomimo tego, że mieszkałam w nim przez kilka lat i znałam prawie jak własną kieszeń. Brakowało mi starej włoskiej architektury i pięknego widoku Etny.

Po kilku minutach byłam na miejscu i udałam się, aby sprawdzić czy mój samochód dalej na mnie czeka. Na szczęście był w nienaruszonym stanie i mogłam wrócić nim do domu.

Weszłam do galerii i chciałam udać się od razu do Carrefoura, ale w jednym ze sklepów odzieżowych na wystawie spostrzegłam czarną ołówkową sukienkę, która była prawie identyczna jak moja, którą miałam na sobie  pamiętnego wieczoru. Zastygłam wpatrzona w nią i powróciły wspomnienia wspólnej nocy z czarnym. Nie byłam wstanie ruszyć się z miejsca. Ludzie mijali mnie z każdej strony, a ja stałam jak zahipnotyzowana.

Przypomniałam sobie jego opiekuńczość i delikatność, którą mnie wtedy obdarzył i po ciele przeszedł mnie dreszcz. Już nawet nie potrzebowałam dotyku bruneta, aby go poczuć, wystarczyło wspomnienie Dona, by moje ciało uświadamiało mi do  kogo należy. Wybuchłam płaczem po raz kolejny nie zwracając uwagi, że przechodni dziwnie na mnie patrzą i szeptają między sobą coś na mój temat, ale nie miało to w tej chwili  dla mnie  żadnego znaczenia.

Musiałam oddalić się od tego miejsca i spróbować uspokoić. Usiadłam na ławce, która była w pobliżu i próbowałam poszukać w torebce chusteczki i wtedy ktoś wyciągnął rękę i mi je podał...
To był Darek, który pomógł mi niedawno zmienić przebite koło.

- Wszystko w porządku? Nie wyglądasz najlepiej – powiedział ze słyszalnym zmartwieniem.

- Wiem, ale to nic. Zaraz mi przejdzie – odpowiedziałam pociągając nosem i starałam się wytrzeć łzy.

- Proszę weź je. Tobie się bardziej przydadzą niż mi – powiedział przysuwając bliżej małą paczuszkę.

- Dziękuję – odpowiedziałam i odebrałam od niego chusteczki. Nie spojrzałam na niego jeszcze ani razu. Nie chciałam aby był świadkiem mojego załamania. Dlatego szybko wydmuchałam nosa i w miarę się ogarnęłam, ponieważ miałam nadzieję, że dzięki temu Darek zostawi mnie samą. Ale nic bardziej mylnego.

- Mogę się przysiąść?

- Proszę – zgodziłam się bez przekonania.

- Widzę, że się nie pomyliłem i masz jakieś kłopoty – zagajał, nawiązując do naszego ostatniego spotkania.

- Nie takie jak myślisz.

- Może chcesz pogadać? – zapytał spokojnie.

- Nie, dzięki. Poradzę sobie. Potrzebuję tylko chwilę, aby dojść do siebie – wymamrotałam, bo naprawdę nie miałam siły, ani ochoty na towarzystwo.

- Jak wolisz. Pójdę już, nie będę ci przeszkadzał – powiedział, najwidoczniej rozumiejąc, że nie jest tu mile widziany. – Jakbyś jednak chciała kiedyś  porozmawiać to daj znać – rzekł i podał mi swoją wizytówkę.

- Jesteś psychologiem? – zapytałam zdziwiona, gdy przeczytałam małą karteczkę.

- Tak, a co? Potrzebujesz pomocy?

- Nie, tak tylko zapytałam. W sumie nie wiem dlaczego, przecież jest napisane – posłałam mu pierwszy blady i delikatny uśmiech.

- Powinnaś częściej go używać.

- Czego?

- Uśmiechu. Zdecydowanie bardziej ci z mim do twarzy.

- Gdyby to wszystko było takie proste – westchnęłam ciężko. Moje życie to prawdziwa huśtawka emocjonalna i nie zrozumie tego nikt, kto choć przez chwilę nie był w mej skórze.

- Wiem, że czasami dostajemy nieźle po dupie, ale pamiętaj, że po każdej burzy wychodzi słońce i jestem pewien, że dla ciebie też wzejdzie.

- No dobrze, będę się zbierał. Jakby co to dzwoń o każdej porze dnia i nocy – powiedział i odszedł.

Darek był wysokim dobrze zbudowanym mężczyzną o brązowych oczach, ciemnych włosach i delikatnym zarostem. Miał około czterdziestu lat. Był rozwodnikiem, ponieważ jego żona zdradziła go i ułożyła sobie życie z kochankiem zostawiając mu nawet córkę. Jaka matka porzuca dziecko dla faceta? Ja nawet będąc w tak beznadziejnej sytuacji nie byłam w stanie postąpić inaczej i zostawiłam czarnego ledwo żywego aby zadbać o  Stellę.

Siedziałam na ławce przez dobre kilka minut. Gdy w miarę możliwości doszłam do siebie poszłam na zakupy po które przyjechałam. Szybko je zrobiłam i po chwili byłam już w drodze powrotnej do domu. Jadąc samochodem zastanowiłam się jak wygląda budynek, w którym miałam otworzyć swoją filię. Podczas pobytu na Sycylii nie wykonałam żadnego telefonu do kierownika ekipy remontowej i nawet nie wiedziałam czy wykonują jakieś prace czy nie. Dlatego stwierdziłam, że sprawdzę jak się sprawy mają.

Zajechałam na miejsce i jak się okazało jest w takim samym stanie jak odjeżdżałam. Nie byłam nawet zła z tego powodu. Szczerze mówiąc to miałam nadzieje, że tak właśnie będzie, ponieważ nie chciałam, aby coś krzyżowało moje plany z powrotem na Sycylię. Wystawię budynek na sprzedaż i pozbędę się kłopotu związanego z nim, bo i tak nie mam zamiaru realizować tego przedsięwzięcia. Zamiast w Polsce otworzę filię we Włoszech i tam poświęcę się pracy.

Wróciłam do domu, w którym było tak głośno, że na samym dole było słychać wrzaski płaczącej Ariany oraz bawiących się Luci i Stelli.

- Co tu się dzieje? Słychać was w całej okolicy – powiedziałam od drzwi gdy odstawiałam papierowe torby z zakupami na podłogę.

- Dobrze, że już jesteś, bo chyba za chwilę oszaleję – odezwała się Olga, z Arianą na rękach.

- Co z małą? Czemu tak płacze?

- Nie wiem. Może zmiana miejsca tak na nią działa. Noszę ją cały czas i nic nie pomaga.

- Biedactwo.

- Ale kto? Ja czy ona?

- No pewnie, że ona. Daj ją na chwilkę, a ty wypakuj zakupy – zaproponowałam, by odciążyć przyjaciółkę.

Olga zrobiła to o co poprosiłam i już po chwili trzymałam Arianę i podeszłam z nią do okna ze strony kuchni, z którego było widać ulicę i jeżdżące samochody. Ten widok bardzo zaciekawił dziewczynkę, ponieważ dość szybko się uspokoiła i zasnęła na moich rękach ze zmęczenia.

- Widzisz kochana i po płaczu – powiedziałam zadowolona i przytuliłam się policzkiem do jej główki.

- Dlaczego sama ma to nie wpadłam? – rzuciła Olo zrezygnowana.

Resztę dnia spędziłyśmy na rozpakowaniu rzeczy Olgi i dzieci. Zrobiłam im trochę miejsca w swoich szafach, aby kobieta mogła je poukładać.

Gdy najmłodsi już spali, postanowiłam zadzwonić do młodego, aby dowiedzieć się co z Massimem, ale nie odebrał połączenia. Zastanawiałam czy jest na  spotkaniu, albo bierze udział w jakiejś niebezpiecznej akcji. Oni wszystkie swoje brudne roboty lubili załatwiać pod osłoną nocy. W prawdzie na Sycylii słońce zachodzi dużo później niż u nas i  w tej chwili pewnie jest jeszcze widno, ale skoro nie podjął ze mną rozmowy to co innego może robić? Wiedziałam, że na pewno nie jest w szpitalu, ponieważ pora wizyt dobiegła już końca.

Odczekałam kilka minut i spróbowałam ponownie nawiązać połączenie. Po kilku długich sygnałach odebrał.

- Witaj Domenico. Co z Massimem? Byłeś u niego? – spytałam niecierpliwością.

- Byłem.

- I co? Jest jakaś poprawa? – Czekałam pełna nadziei na dobre informacje, ale takowe nie nadchodziły, przez co od razu wiedziałam, że coś jest na rzeczy. Cisza, która panowała między nami, była zbyt długa, by wszystko było w porządku. – Co się stało? Mów szybko! Pogorszyło mu się?

- Nie, nie wiem – wychrypiał ledwo słyszalnie.

- Jak to nie wiesz? – dopytałam, bo nic z tego nie rozumiałam. – To w końcu byłeś u niego czy nie?

- Lauro... – wypowiedział zbolałym głosem moje imię i urwał jakby nie chciał wyjawić tego co ma mi do powiedzenia. – Massimo zniknął.

- Jak to zniknął? Co ty do mnie mówisz? Miałeś go pilnować do cholery!!! – krzyczałam, ponieważ zaczęłam wpadać w coraz większą panikę. To nie mogło się dziać naprawdę. Po prostu nie i już!

- Wiem. Znajdę go. Obiecuję.

Rozłączyłam się i rzuciłam telefon na podłogę, ponieważ nie chciałam tego słuchać. Byłam przerażona i zrozpaczona tym co usłyszałam. Znowu łzy płynęły mi po policzkach i czułam jak opadam z resztek sił, które w sobie miałam. Bałam się, że Massimo został porwany i ktoś dokończy to co nie udało się w willi. Na tę myśl zakręciło mi się w głowie i obraz przed oczami stał się najpierw niewyraźny, a potem czarny. Próbując dojść na kanapę poczułam jak osuwam się na podłogę.


Pokonać 365 wątpliwości Donde viven las historias. Descúbrelo ahora