Rozdział 8

4.5K 103 1
                                    

Miałam zamiar obudzić się wcześnie rano, żeby jak najszybciej udać się do Olgi. Jednak zmęczenie poprzedniego dnia dało mi się porządnie we znaki, bo gdy wstałam było już południe.

Uczesałam włosy, umyłam twarz zimną wodą, aby jak najszybciej rozbudzić się i ubrałam biały T-shirt, czarne jeansy oraz tenisówki. Gdy byłam już gotowa do wyjścia zadzwoniłam do moich ochroniarzy, że wychodzimy.

Myślałam, że są w swoich pokojach, a okazało się, że pełnili na zmianę warty pod moimi drzwiami przez całą noc. Widocznie dostali takie wytyczne od Nacho. Wydawało mi się to lekką przesadą, ale nie chciałam się sprzeciwiać, bo sama zaproponowałem, że będę pod ich stałym nadzorem.

Po dwudziestu minutach byłam w szpitalu. Dwóch z moich bodyguardów Cortez i Pedro udało się ze mną na intensywną terapie, ale zostali na korytarzu przed oddziałem, ponieważ nie pozwolono im wejść. Liczba osób odwiedzających w tym miejscu jest ograniczona z wiadomych powodów. Uzgodniłam z nimi, że co jakiś czas będę się odzywać lub nawet wyjdę do nich, aby wiedzieli, że wszystko w porządku. Kolorowy musiał im nieźle nagadać, że nawet na chwilę nie chcą zostawiać mnie samej.

Jak na początku nie zauważałam specjalnie ich obecności tak teraz po kilkudziesięciu minutach mam tego serdecznie dość. Wiedziałam jednak, że to mój warunek pozostania tutaj więc musiałam się dostosować.

Domenico był w sali Olgi. Zapukałam delikatnie w szybę, aby do mnie wyszedł. Pocałował czule żonę w czoło i udał się w moją stronę. Poprosiłam, abym mogła go zmienić i pobyć z moją powierniczką.
Jak zawsze zgodził się bez żadnego problemu i mogłam zostać z nią chociaż przez chwilę. Nadal wyglądała strasznie, ale jej twarz wydawała mi się spokojniejsza. Zadrapania były jeszcze bardzo widoczne, ale już trochę bledsze przez co jej buzia nie była czerwona i napuchnięta. A może tak mi się tylko wydaje, bo czy możliwe, aby przez jedną noc zmieniło się coś w jej wyglądzie? Nie wiem, ale ja najwyraźniej chcę wierzyć, że z każdą kolejną minutą jej stan jest coraz lepszy, nawet jeśli w rzeczywistości jest zupełnie inaczej.

Nie mogłam doczekać się jutrzejszego dnia. Miałam ogromną nadzieję, że próba wybudzenia Olo uda się i przyjaciółka będzie mogła zobaczyć, że jestem z nią w tych trudnych chwilach. Chciałabym móc zaopiekować się nią dłużej, ale niestety to niemożliwe, gdyż muszę wracać do rodziny. Nie tylko ze względu na Dona, ale przede wszystkim na swoją córkę.

Nigdy jej nie zostawiłam na tak długo. Zawsze wszędzie zabieram ją ze sobą. Wiem, że nic złego jej się nie dzieję, ale tęsknota za moją gwiazdeczką jest ogromna. Najchętniej chciałabym mieć je obie przy sobie, ale to jest niemożliwe przez co moje serce jest rozdarta na pół.

Siedziałam w Sali ponad godzinę, aż młody zaczął dopominać się zmiany warty. Oczywiście zamieniliśmy się miejscami i zostałam na korytarzu. Usiadłam na krześle i zadzwoniłam do Nacho, bo potrzebowałam go usłyszeć.

- Część dziewczynko. Jak się masz? – zapytał ze spokojem i czułością w głosie.

Uwielbiałam gdy mówił do mnie „dziewczynko”. Zawsze przypomina mi to początek naszej znajomości. Jego beztroskość urzekła mnie od pierwszego dnia. Przy nim mogłam być zwyczajną kobietą. Nawet  przy jego znajomych nie musiałam grać roli dumnej i wyniosłej żony bosa narkotykowego. Akceptował to jaka jestem i nie chciał zmieniać mnie na siłę. Może poza moimi wybuchami złości, które były czasami irracjonalne z czego sama zdawałam sobie sprawę.

Będąc z Nacho zapomniałam o eleganckich sukniach za kilka tysięcy euro od najdroższych projektantów. Oczywiście miałam kilka  kreacji na wieczorowe wyjścia lub  przyjęcia, ale korzystałam z nich sporadycznie. Zazwyczaj był to luźny, wygodny strój, którym zaraził mnie mój serfer.

- Jestem u Olgi. Wygląda dziś znacznie lepiej. Mam nadzieję, że jutro pójdzie wszystko dobrze i lekarzom uda się ją wybudzić.

- Ja też mam taką nadzieję – uśmiechnęłam się sama do siebie, bo wyczułam, że mówi to szczerze. Tak jak przypuszczałam nowy dzień przyniósł nowe nastawienie i jak widać uspokoił nasze zszargane nerwy.

- Jakie masz plany na dzisiaj? Jesteś w domu czy w pracy?

- Jeszcze w biurze, ale niedługo wychodzę, bo obiecaliśmy z Amelią dzieciakom kino i lody.

- No tak, skoro obiecałaś to musisz dotrzymać słowa. Wiesz, że oni nie odpuszczą – przypominam.

- Wiem. Nawet dobrze się składa, bo czas szybciej zleci i będę jeden dzień bliżej do naszego spotkania – wyznał, na co poczułam w środku przyjemne ciepło. To miło wiedzieć, że ktoś za tobą tęskni i czeka.

- Kochany jesteś. Jak wrócę wybierzemy się wspólnie za miasto i spędzimy cały dzień razem – proponuję, co mi przyszło do głowy.

- To bardzo dobry pomysł. Musimy wybrać takie miejsce, żeby zapewnić Stelli dużo atrakcji.

- Zdaję się na was i zacznijcie już planować.

- Ok. My już coś wymyślimy. Skarbie będę kończył, bo mam jeszcze trochę pracy, a muszę to zrobić zanim wyjdę z biura.

- Dobrze, miłej zabawy.

- Dziękuję. Kocham Cię.

- Ja Ciebie też – odpowiedziałam żegnając się.

Chowając telefon do torebki zauważyłam kątem oka mężczyznę opartego o ścianę. Gdy podniosłam wzrok nie mogłam uwierzyć, że tu jest. Czarny patrzył na mnie swoimi orzechowymi oczami, a ja siedziałam jak wryta. Swoją drogą wyglądał doskonale, jak zwykle zresztą. Tego nigdy nie można było mu zarzucić. Dbał o swój wizerunek jak mało jaki facet. Był całkowitym przeciwieństwem Nacho. Włosy miał zaczesane do tyłu we włoskim stylu co dodawało mu powagi, ale ubiór miał dziś luźny, podobny do mojego. Zastanowiłam się nawet czy to przypadek, czy może mnie śledził i upodobnił swoją garderobę do mojej.

Nie mogłam zrozumieć jak to  możliwe, że udało mu się wejść skoro na holu czeka ochrona? Może poszli coś zjeść, a Massimo wykorzystał sytuację, aby się tu dostać. Nie chciałam myśleć, że jest inaczej i coś im zrobił. Z drugiej strony jesteśmy w szpitalu, w którym jest mnóstwo ludzi i kamer, więc chyba nie zrobiłby czegoś tak lekkomyślnego. Ale po nim można się spodziewać naprawdę wszystkiego. Nie wiedziałam czy próbować poinformować Corteza, że Don się pojawił, czy zachować spokój. Gdy ją biłam się z myślami czarny zbliżył się do mnie.

- Część, mała – przywitał się, a ja podniosłam się szybko na nogi, by nie górował nade mną, chociaż nie wiele to dało.

- Miałeś tak do mnie nie mówić. Co ty tu  w ogóle robisz? Jak udało ci się wejść? – zapytałam zdenerwowana, rozglądając się w poszukiwaniu pomocy, ale nikogo nie było. Nikogo oprócz nas.

- Przyjechałem zobaczyć jak czuję się moja bratowa. To chyba nic dziwnego, prawda? – zapytał przechylając głowę w bok, intensywnie się we mnie wpatrując.

Jego wzrok przeszywał mnie na  wylot i sprawiał, że zaczynałam się pocić, ale ostatnio odkryłam, że w starciu z nim dobrym posunięciem jest pewność siebie. Zresztą nigdy specjalnie mi jej nie brakowało, ale Massimo sprawił, że zaczęłam się go obawiać. Jednak nie tym razem. Dziś ponownie czuję, że mogę być silna i dam radę stawić mu czoła.

- Uważaj bo ci uwierzę – prycham. – Wracaj do domu i nie rób scen! – wyganiam go burcząc na niego zbyt głośno i zakładam ręce na piersi, przybierając bojową postawę.

- Póki co to ty je robisz – mówiąc to usiadł na krześle jak gdyby nigdy nic. – To jak może powiesz mi co z Olgą?

Spojrzałam na niego i nie dowierzałam jego spokoju i opanowania, gdy ja w środku niemal kipiałam że złości. Zachowuje się jak byśmy byli co najmniej dobrymi znajomymi, a wczorajsza rozmowa w ogóle nie miała miejsca.

- Odpowiesz mi czy nie? – zapytał znów się we mnie wpatrując. Przewróciłam oczami i westchnęłam zrezygnowana, ale postanowiłam mu odpowiedzieć.

- Jest stabilna. Wszystko powinno być dobrze. Zresztą dlaczego nie zapytasz o to młodego? Nie musiałeś przyjeżdżać, przecież mieszkacie pod jednym dachem, więc na pewno o wszystkim ci mówi.

- Bystra jesteś – przyznał unosząc kąciki ust do góry. – Liczyłem, że cię tu spotkam. – Miałam nadzieję, że odpuści i da sobie ze mną spokój, ale przeliczyłam się.

- Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego zrozum to wreszcie – usiadłam zrezygnowana dwa krzesełka dalej od niego, aby nie pomyślał, że szukam jego bliskości.

- Domyślam się. Nie chciałem żebyś się przestraszyła, albo pomyślała, że ci zagrażam. Widząc po tym jak jesteś pilnowana musisz się bać. Możesz być spokojna. Nie mam zamiar zrobić  ci krzywdy.

- Jak tu wszedłeś? Przecież mam ochronę, nie wierzę, że oboje zostawili mnie samą.

- Obstawiliście tylko jedno wejście, a przecież z prawej strony jest drugie -  rozejrzałam się i dostrzegłam, że miał rację. Byłam tu już wcześniej, ale nawet nie miałam głowy, żeby  patrzeć na takie szczegóły. Skupiałam się na Olo, a nie na wnętrzu budynku, w którym przebywa.

- Lepiej będzie jak pójdziesz. Nie chce problemów i ty raczej też nie.

- Jesteś szczęśliwa? – zapytał niespodziewanie, czym zupełnie zbił mnie z tropu. Dosłownie mnie zamurowało. Co go to w ogóle obchodzi? Nie ma prawa zadawać mi takich pytań, a ja nie mam obowiązku na nie odpowiadać. Gdy zorientował się, że nie zamierzam mu udzielić odpowiedzi, dodał przygaszonym głosem. – Słyszałem twoja rozmowę.

- Skoro słyszałeś to wiesz, że jestem – przyznałam choć wahałam się czy to zrobić, ale musiałam być szczera, żeby przypadkiem nie robił sobie nadzieję, że między nami może coś jeszcze być.

Moja odpowiedź sprawiła mu  przykrość, ale nie mogłam postąpić inaczej, a on powinien się z nią liczyć zadając takie pytanie. Nie sądził chyba, że jestem z kimś tyle lat jeśliby między nami nie było miłości, a związek nie dawał mi szczęścia, spełnienia i bezpieczeństwa. Nie mogłam się nim przejmować, bo mogła to być tylko gra z jego strony, by uśpić moją czujność.

- Skoro już rozmawiamy to powiedz czy był okres w którym ze mną też byłaś szczęśliwa?

- Do czego zmierzasz? Po co wracać do tak odległej przeszłości? Dla mnie liczy się to co jest tu i teraz. Zamknęłam tamten rozdział już dawno temu i nie chcę do tego wracać. – Byłam zła za jego dociekliwość, bo to wszystko nie ma już znaczenia.

- Po co te nerwy? Zapytałam tylko czy ja też potrafiłem cię uszczęśliwić.

- Tak, zadowolony? Nie chce już o tym mówić. Jeśli ty zostajesz to ja wychodzę – rzuciłam podnosząc się z krzesła.

- A jak twoje serce? Wszystko z nim dobrze?

- Tak, do widzenia – burknęłam nie odwracając się za siebie, mając nadzieję, że mi odpuści, ale Massimo nie byłby sobą, gdyby nie zrzucił na mnie bomby na pożegnanie.

- Pewnie ciężko żyć z takim brzemieniem, prawda?


Pokonać 365 wątpliwości Where stories live. Discover now