Rozdział 10

4.7K 105 15
                                    

Miałam zamiar zamknąć się w pokoju i spędzić cały dzień w łóżku. Nie chciałam nikogo widzieć, ani z nikim rozmawiać. Przez ostatnie kilka dni wydarzyło się więcej niż przez minionych kilka miesięcy. Nie mogłam się doczekać powrotu do domu i normalności, którą miałam. Trochę to egoistyczne z mojej strony, ponieważ sama się uparłam, aby tu przyjechać i nie liczyłam się ze zdaniem innych, pomimo, iż uprzedzali, że mogą wyniknąć z tego problemy, ale chęć bycia z przyjaciółką była silniejsza niż zdrowy rozsądek.

Modliłam się, aby lekarze wybudzili jutro Olgę ze śpiączki żebym mogła upewnić się, że wyjdzie z tego bez żadnego uszczerbku na zdrowiu. Chciałam z czystym sumieniem wrócić do domu, aby nie mieć poczucia winy, że zostawiłam ją gdy mnie potrzebowała, bo ja zawsze miałam w niej oparcie i największego sprzymierzeńca.

Przydałaby mi się teraz moja powierniczka w pełni sił i świadomości umysłu, aby mnie wysłuchała i poradziła co zrobić. Podejrzewam, że nie wymyśliłaby niczego mądrego, ale chociaż rozluźniłaby atmosferę i poprawiła mi humor. Była w tym mistrzem. Jej rozbrajające teksty nie raz pomogły pozbierać mi się do kupy. Nie mogłam jej jednak niczego powiedzieć. Nawet jeśli jutro się wybudzi to będzie bardzo słaba i nie mogę obarczać ją swoimi problemami. Opowiem jej o tym jak wróci do zdrowia, a może wtedy nie będzie już o czym rozmawiać, bo gdy wyjadę wszystko wróci do poprzedniego stanu rzeczy, a ja i tak więcej się tu nie zjawię.

Było po osiemnastej. Nie mogłam wytrzymać już zamknięta w czterech ścianach. Stwierdziłam, że potrzebuję trochę świeżego powietrza i wybiorę się do parku na spacer, który był niedaleko. Chciałam być sama, ale wiedziałam, że jestem skazana na towarzystwo przynajmniej dwóch mężczyzn. Wyszłam z pokoju i poinformowałam chłopaków o moich planach. Poprosiłam ich, aby szli kilka metrów za mną, gdyż potrzebowałam pobyć sama ze sobą. O dziwo nie mieli żadnych przeciwskazań co do mojej prośby.

Spacerowałam alejami otoczonymi drzewami i krzewami, które kwitły w różnych kolorach. Było to piękne miejsce choć nie do końca dobre dla kogoś kto potrzebuje się wyciszyć, ponieważ ta część parku służyła do rekreacji. Jest tu plac zabaw przy którym jest mała kawiarenka oraz butka z lodami i watą cukrową.

Kilka metrów dalej znajdowało się boisko do siatkówki, kort tenisowy, siłownia i stoliki do szachów. Było tu mnóstwo ludzi bo miejsce przystosowane było do każdej grupy wiekowej. Najwięcej jednak było młodzieży i kobiet ze swoimi pociechami.

Usiadłam na ławce na przeciwko placu zabaw i patrzyłam na bawiące się dzieci. Moją uwagę przykuła dziewczynka, która była łudząco podobna do mojej córki. Były chyba nawet w podobnym wieku. Poczułam ogromną tęsknotę za Stellą. Tak bardzo chciałabym ją teraz przytulić i powiedzieć jak bardzo ją kocham. Żałuję, że nie może być teraz ze mną i korzystać z tych nowoczesnych obiektów dla najmłodszych.
Nagle obok mnie usiadł chłopiec.

- Część, ciociu. – To Luca przybiegł się przywitać, ale skąd on się wziął? Nie widziałam go bawiącego się między dziećmi.

- Część szkrabie – odpowiedziałam przytulając go do siebie. – Gdzie byłeś nie widziałam cię abyś się bawił.

- Byłem na tamtej zielonej zjeżdżalni – wskazał palcem największą zjeżdżalnie, która była na samym końcu placu zabaw co wyjaśniło dlaczego go nie zauważyłam.

- I nie bałeś się? Jestem pełna podziwu, że jesteś taki odważny – przeczesałam mu włosy palcami.

- Nie, bo często przychodzę tu z mamą.

- Ah rozumiem. W takim razie jesteś już dużym chłopcem. A powiedziałeś Marii, że idziesz do mnie? Nie widzę jej – rozejrzałam się w poszukiwaniu opiekunki, ale nigdzie jej nie było.

Pokonać 365 wątpliwości Where stories live. Discover now