Rozdział 37

3.7K 87 19
                                    

Olga ocuciła mnie tak szybko jak mogła i z jej pomocą położyłam się na kanapie. Znowu zaczęłam lamentować i płakać po tym co się dowiedziałam. Chciałam zadzwonić do młodego, ale przyjaciółka mi zabroniła i zapewniła, że jak tylko się uspokoję to ona to zrobi i dowie się dokładnie wszystkiego. Próbowałam  więc  jak najszybciej dojść do siebie co nie było łatwe, ponieważ na każdą myśl o Donie nie byłam wstanie powstrzymać łez.

Olo czuwała nade mną przez cały czas, bo martwiła się, że sytuacja sprzed kilku minut może się powtórzyć. Przyniosła mi zimnej wody, którą niemal we mnie wmusiła abym się trochę nawodniła i otrzeźwiła.

Ubłagałam ją by skontaktowała się już z mężem i wyciągnęła z niego co wie o czarnym i jego zniknięciu. Kobieta odeszła na bok i rozmawiała starając się wypytać go o wszystkie niezbędne szczegóły.

Siedziałam zdenerwowana i czekałam, aż skończą rozmowę, by przekazała mi to co się dowiedziała. Po minie Olgi wiedziałam, że nie uzyskuje dobrych wiadomości. Nie mogąc już dłużej czekać, aż skończą konwersację poprosiłam o przekazanie mi telefon, żebym mogła osobiście usłyszeć co młody zdołał ustalić.

- Daj mi ten telefon! – rozkazałam Oldze.

- Zaraz skończę – odpowiedziała i wyciągnęła rękę w moją stronę,  żeby

- Olga proszę – powiedziałam błagalnym tonem, co ją przekonało.

- Dobrze, tylko obiecaj, że będziesz  spokojna. – Potwierdziłam kiwnięciem głowy, ale w głębi duszy pomyślałam, że jak mogę być spokojna skoro czarnego porwali i nawet nie wiem czy nadal żyje.

- Domenico mów co wiesz – rozkazałam jak tylko przejęłam telefon.

- Póki co nie udało mi się jeszcze uzyskać informacji  kto za tym stoi i gdzie może przebywać.

- Jak to możliwe? Przecież wy zawsze wszystko wiecie – wyrzuciłam z pretensją w głosie.

- Lauro wiem, że masz mi za złe, że nie dopilnowałem Massima, ale przecież sama widziałaś, że obstawiliśmy w szpitalu swoją ochronę.

- I co to dało? Chcę wrócić i go odnaleźć. Załatw to – zażądałam, bo nie wyobrażam sobie, że miałabym tu siedzieć z założonymi rękami.

- Przykro mi, ale nie mogę się na to zgodzić,  nie teraz.

- Nie rozumiesz, że nie wytrzymam tu siedząc bezczynnie? Muszę coś zrobić.

- To nie wchodzi w grę – oponował. -  Obiecałem, że go znajdę i dotrzymam słowa, ale musisz być cierpliwa.

- A jeśli...a jeśli się spóźnisz? -Na te słowa poczułam ścisk w gardle.
Nie wierzyłam, że udało mi się je wypowiedzieć, bo wcześniej broniłam się nawet przed takimi myślami.

- Nie biorę nawet takiej możliwości pod uwagę.

- Jak możesz być taki opanowany?! – wykrzykuje, bo jestem kłębkiem nerwów. W przeciwieństwie do młodego, nie potrafię zachować zimnej krwi.

- Jeśli mam go odnaleźć to nie mogę dać ponieść się emocjom. Muszę mieć trzeźwy umysł, by wiedzieć co robić.

- To działaj, tylko skutecznie! – Rozłączyłam się, bo nie byłam wstanie dużej rozmawiać. Usiadłam na kanapie zrezygnowana oraz załamana i wybuchłam głośnym płaczem chowając twarz w dłoniach.

Olga usiadła obok mnie i mocno przytuliła, abym czuła jej bliskość. Byłam jej wdzięczna za opiekę i troskę, ale ja potrzebowałam teraz Dona, albo chociaż informacji, że wszystko jest z nim w porządku.
Wiedza, że póki co nie mogłam liczyć na takie wiadomości pogrążała mnie w rozpaczy.
Po jakimś czasie byłam już tak wykończona płaczem, że zasnęłam.

Obudziłam się następnego dnia rano i zauważyłam, że przyjaciółka śpi w pozycji siedzącej na fotelu obok przykryta kocykiem. Miałam wyrzuty sumienia, że przeze mnie była zmuszona spać tak przez całą noc, ponieważ nie zdążyłyśmy rozłożyć kanapy, aby i ona mogła się na niej położyć.

Wstałam i poszłam zajrzeć do pokoju Stelli, w którym cała trójka dalej słodko śniła na łóżku mojej córki. Stwierdziłam, że musimy kupić Arianie osobne  łóżeczko, bo mają zdecydowanie za mało miejsca.

Dni mijały, a śladu czarnego jak nie było tak nie ma. W tym czasie kilka razy straciłam przytomność, a moje funkcjonowanie bardziej przypominało wegetację.

Do towarzyszących mi dolegliwości doszły jeszcze dzisiejszego dnia zawroty i silny ból głowy. Olga zaczęła zastanawiać się czy przypadkiem nie jestem w ciąży i to są jej pierwsze objawy, ale ja sądziłam, że wywołane jest to stresem, który obecnie przeżywam.

Współlokatorka jednak obstawiała na swoim i postanowiła kupić mi test, ponieważ jego wynik powinien być już wiarygodny.

Gdy wróciła z apteki od razu wygoniła mnie do łazienki, abym go przeprowadziła, bo ciekawość zżerała ją od środka o wiele bardziej niż mnie. Po chwili otrzymałam wynik, o którym sama nie wiedziałam co sądzić, ponieważ miałam mieszane uczucia czego w tej chwili bym sobie życzyła.

- I co? – zapytała gdy tylko opuściłam toaletę.

- Negatywny – odpowiedziałam bez żadnego entuzjazmu.

- Całe szczęście. – Wypuściła z ust powietrze na znak, że poczuła ulgę.

- Sama nie wiem.

- O czym ty mówisz? Przecież nie chciałaś z nim dziecka.

- To było zanim to wszystko się wydarzyło i sytuacja była inna.

- Lari nie pleć głupstw! Zobaczysz, że wszystko się jakoś ułoży.

- Chyba sama nie wierzysz w to co mówisz. Już tyle czasu minęło, a o Massimie w dalszym ciągu brak jakichkolwiek informacji.

- Domenico robi co w swojej mocy, aby go odnaleźć.

-Wiem, ale ja mam wrażenie, że nawet jak go odnajdzie to będzie już za późno – powiedziałam i po raz kolejny łzy pojawiły się w moich oczach.

- Nie możesz tak myśleć.

- Olga spójrz prawdzie w oczy – mówiłam szlochając. – Ja już nawet nie mam złudzeń co do tego, że on nadal żyje. Skoro ktoś go porwał to nie po to żeby go ratować, ale żeby się go pozbyć.

- Nie możesz tracić nadziei – pociesza, biorąc mnie w swoje ramiona.

- Już ją straciłam – powiedziałam, gdy odsunęłam się od niej. – Dlatego żałuję, że nie jestem z nim w ciąży, bo chociaż coś by mi po nim zostało.

- Co ty wygadujesz?! I co? Miałabyś zamiar samotnie wychowywać dwoje dzieci?

- Widzisz? Sama stwierdziłaś, że...

- Nie powiedziałam tego – wypiera się, ale przecież obie doskonale wiemy jak jest.

- Niedosłownie.

Znowu się położyłam i zamknęłam w sobie po tej rozmowie, a Olga wyszła na balkon zapalić. Była zdenerwowana. Widziałam, że szukała czegoś w telefonie, a potem wykonała jakieś połączenie. Po zakończeniu rozmowy nic nie mówiąc zabrała się za przygotowywanie obiadu.

Po godzinie do drzwi zadzwonił dzwonek i Olo otworzyła. To był lekarz wezwany przez przyjaciółkę bez mojej wiedzy. Przyprowadziła go do mnie i kazała zbadać, aby wiedzieć co mi dolega. Byłam na nią trochę zła, że robi takie rzeczy za moimi plecami, ale zdawałam sobie sprawę, iż jej postępowanie jest spowodowane tym, że się o mnie martwi. Czułam się okropnie, że tak się stara wszystko sama ogarnąć, a ja zamiast jej pomóc to jeszcze dokładam jej obowiązków.

Olga była wykończona, ale nie chciała się do tego przyznać i zamiast regenerować siły gdy miała taką możliwość starała się poświęcać ten czas mi.

Po przeprowadzonym wywiadzie i dokładnym zbadaniu lekarz oznajmił, że mój organizm jest odwodniony i wycieńczony. Zalecił odpoczynek, a najlepiej wyjazd na wieś gdzie można pooddychać świeżym powietrzem. Stwierdził również, że potrzebuję pomocy psychologa, ponieważ nie radzę sobie sama z problemami, które mnie spotkały i warto by było udać się na rozmowę z kimś kto jest w stanie mi pomóc. Ja byłam jednak innego zdania i nie miałam zamiaru wybierać się do żadnego specjalisty.

Zaproponował również abym udała się z nim do przychodni, w której poda mi kroplówki na wzmocnienie. Nie chciałam się na to zgodzić, ale Olga nalegała i dla świętego spokój przystałam na jego propozycję.

Siedziałam na leżance w pokoju zabiegowym podpięta do kroplówki, która już prawie całkowicie zeszła. Po jakimś czasie do Sali wszedł mężczyzna i podszedł do pielęgniarki, która zajmowała się dokumentacją medyczną  przy biurku. Podał jej kilka teczek i odwracając się spojrzał w moją stronę. Poznałam go w pierwszej chwili gdy tylko się tu zjawił, ale miałam nadzieję, że nie zwróci
Uwagi kim jest wzmacniająca się osoba, ale niestety byłam w błędzie.

- Witaj Lauro – przywitał się podchodząc bliżej.

- Cześć, Darek. A co ty tu robisz?

- Mam tu wizyty dwa razy w tygodniu, ale czemu ty się tu znalazłaś? Masz jakieś kłopoty ze zdrowiem?

- Nie, ostatnio trochę gorzej się czuję, ale to nic groźnego. Zwykłe przemęczenie.

- Rozumiem. Słuchaj, skończyłem już pracę na dziś, więc poczekam i odwiozę cię do domu.

- Nie trzeba. Dam siebie radę.

- Nalegam. Nie powinnaś wracać sama. Nie musisz się obawiać, to tylko taka koleżeńska przysługa.

- W porządku, dziękuję – zgadzam się, bo nie ma co się sprzeczać.

- Nie ma za co. Swoją drogą ostatnio coś często na siebie wpadamy.

- To prawda.

Po zakończeniu wizyty w przychodni czułam się zdecydowanie lepiej i bardziej na siłach. Dostałam jeszcze receptę z lekami, które miałam zażywać każdego dnia przez najbliższy miesiąc. Wykupiłam je w aptece, która była w medyce i pojechałam do domu z Darkiem. Podróż zajęła nam kilka minut, ponieważ przychodnia znajdowała się niedaleko mojego mieszkania.

- Jeszcze raz dziękuję – powiedziałam, gdy znaleźliśmy się już na miejscu.

- Nie ma za co – odpowiedział uśmiechając się ciepło. – Chciałbym cię o coś zapytać.

- W takim razie słucham.

- Pomyślałem, że może wybralibyśmy się kiedyś na kawę. Co ty na to?

Nie wiedziałam co odpowiedzieć, bo Darek był naprawdę fajnym facetem, ale nie w głowie mi teraz były wyjścia towarzyskie, a tym bardziej randki, bo chyba o to właśnie mu chodziło.

- Nie obraź się, ale nie mogę – odmówiłam przepraszająco.

- Rozumiem. Nie było tematu. – Uśmiechnął się z lekkim zmieszaniem, bo raczej nie takiej odpowiedzi się spodziewał.

- Do widzenia. -Pożegnałam się i wysiadłam  z czerwonego Nissana.

Gdy tylko weszłam do mieszkania Olga natychmiast do mnie przyszła trzymając  Arianę na rękach.

- Jak się teraz czujesz? Lepiej ci trochę?

- Tak, ale chciałabym się położyć i odpocząć.

-Dobrze, pójdę do dzieci, a ty  się prześpij.

Znalazłam się w jakimś ciemnym opuszczonym budynku. To było idealne miejsce do ukrywania kogoś, bo z pewnością nikt nie ośmieliłby się dobrowolnie na pozostanie w tym zimnym i obskurnym miejscu. Szłam korytarzami i rozglądałam się dookoła. Wydawało mi się, że im dalej byłam od wyjścia tym głośniej słyszałam jakieś przerażające jęki. Poczułam strach i zatrzymałam się. Miałam jednak wrażenie, że osoba, która tam jest  potrzebuje mojej pomocy i zdecydowałam, że nie mogę jej zostawić na pastwę losu. Udałam się więc dalej, a głos stawał się coraz wyraźniejszy. Minęłam wszystkie pomieszczenia i zostało jeszcze tylko jedno, które było naprzeciw mnie za zamkniętymi drzwiami. Niepewnym krokiem podeszłam i uchyliłam drzwi.

Do ściany przykuty był mężczyzna w poszarpanych ubraniach. Podniósł ostrożnie głowę w moją stronę i zobaczyłam zakrwawioną twarz Massima, który  cicho wyszeptał.

- Lauro... pomóż mi...

- Massimo!!! – krzyknęłam na cały głos i obraz, który miałam przed oczami znikł.

Olo przybiegła jak najszybciej wystraszona moim wrzaskiem, a ja zalałam się łzami na wspomnienie tego co przed chwilą mi się przyśniło.

- Co ci się stało? – zapytała troskliwie przyjaciółka.

- Massimo... – próbowałam szlochając wytłumaczyć jej wszystko, ale sprawiało mi to ogromną trudność. – Był cały we krwi... Olga... A jeśli jego naprawdę torturowali, a potem zabili – powiedziałam  dalej rycząc.

- To był tylko głupi sen, który nic nie znaczył – pocieszała, gładząc mi plecy.

- Zadzwoń do Domenica może się czegoś dowiedział – poprosiłam.

- W porządku, tylko uspokój się już. Dzieci nie powinny widzieć cię w takim stanie.

Olo rozmawiała z mężem przez kilka minut, ale niestety nadal nie było niczego wiadomo. Ta niepewność była dla mnie najgorsza, odbierała mi chęci do jakichkolwiek czynności. Po śnie, który miałam zapewne będę bała się teraz zasnąć, aby znowu nie ukazał mi się ten okropny obraz.

- Mam coś dla ciebie. Pomyślałam, że może ci się to przydać – Olga wybiła mnie z moich  rozmyślań  podając  kartkę, która leżała na blacie kuchennym.

- Co to za numery? – Zapytałam pociągając dalej nosem.

- To są najlepsi psychologowie w  Warszawie. Powinnaś zadzwonić i umówić się na wizytę.

- Nie potrzebuję.

- Chociaż spróbuj. Myślę, że przydałaby ci się taka rozmowa.

- Olga nie nalegaj. Może innym razem. A zresztą ja znam jednego takiego lekarze i jeśli będę potrzebować takiej pomocy to się do niego zgłoszę.

- Ok, jak uważasz – westchnęła zrezygnowana.

Gdy opanowałam już swoje emocje poszłam do Stelli, aby spędzić z nią trochę czasu. W ostatnich dniach bardzo ją zaniedbałam i praktycznie nie poświęcałam żadnej uwagi. Całe szczęście, że był Luca, z którym cały czas się bawiła i dzięki temu nie odczuła tak mojej niedyspozycji.

Nadchodził wieczór i chcąc odciążyć przyjaciółkę postanowiłam przygotować kolację. Siedząc przy stole rozmawiałyśmy trochę o planach na najbliższe dni.

- Lari kiedy twoi rodzice wracają z tej wycieczki? – spytała przyjaciółka.

- Są już w Polsce.

- To może do nich pojedziesz?
Odpoczniesz, spędzisz trochę czasu z najbliższymi. Co myślisz?

- Sama nie wiem. A co jeśli matka zauważy, że mam jakiś problem?

- Zgonisz na pracę. Ja też bym chciała pojechać do swojego rodzinnego domu, ale samej cię tu nie zostawię.

- W takim razie niech będzie -powiedziałam spokojnie, ponieważ nie chciałam być dłużej ciężarem dla Olgi. Ona też powinna odsapnąć nie tylko fizycznie, ale również psychicznie.

- To może wybierzemy się jutro? – zaproponowała.

- Dobrze.

Wizja spędzenie kilku dni z rodzicielką napawała mnie obawami, że domyśli się iż jestem w totalnej rozsypce. Zgodziłam się tylko i wyłącznie ze względu na Olgę ,po której również było widać zmęczenie, a poza tym dawno nie widziała się z bliskimi i z pewnością bardzo za nimi tęskniła.


Pokonać 365 wątpliwości Where stories live. Discover now