Rozdział 18

4K 88 18
                                    

Nadszedł dzień, którego najbardziej się obawiałam. Dzień w którym będę musiała pożegnać mojego męża. Ból, który w sobie miałam przenikał dogłębnie każdą komórkę mojego ciała. Nie miałam siły nawet wstać z łóżka. Dobrze, że rodzice przyjechali najszybciej jak tylko mogli gdy dowiedzieli się co się stało i zajęli się Stellą, bo ja nie byłam w stanie. Moja córeczka widziała, że dzieje się ze mną coś złego, ponieważ leżałam tylko w łóżku i nie chciałam z niego wychodzić, ani nikogo widzieć. W puszczałam do pokoju tylko ją, gdy potrzebowała mojej obecność, ale ona bardziej chciała wiedzieć czemu jestem taka smutna niż zabawy ze mną. Wytłumaczyłam się tym, że jestem trochę chora i potrzebuję odpoczynku.

Było już południe i mama poganiała mnie, abym się podnosiła i szykowała. Ale na co ja mam się szykować powtarzałam jej. Nie mam po co, nie mam dla kogo. Te myśli powodowały, że znowu zalewałam się łzami. Nie chciałam wychodzić z naszej sypialni, z naszego łóżka, na którym w dalszym ciągu czuć było obecność Nacho. Przytulałam do siebie poduszkę, na której spał i zaciągałam się jego zapachem.

Poprosiłam mamę, aby została w domu ze Stellą i Pablem, gdyż nie chciałam aby byli świadkami naszej rozpaczy. Wiedziałam, że nie zdołam powstrzymać emocji oraz łez i nie chciałam fundować dzieciom takich przeżyć.

Klara jak zwykle musiała zrobić po swojemu i postanowiła, że to tata spędzi z nimi czas naszej nieobecności. Nie chciała zostawić mnie samej bo jak twierdziła mam tylko ją i na ten moment byłam gotowa nawet się z nią zgodzić. Nie chciałam obarczać Amelii swoją żałobą, ponieważ ona również potrzebowała wsparcia, które na szczęście ofiarował jej Diego.

Olgi nie było gdyż jej stan nie pozwalał jej na podróże. Początkowo nawet nie odbierałam od niej telefonów, ponieważ nie miałam do tego głowy. Chyba jednak wyczuwała, że dzieje się coś złego, bo dzwoniła dopóki nie odebrałam. Miałam zamiar o niczym ją nie informować, gdyż wiedziałam, że rzuci wszystko i zjawi się tu w mgnieniu oka co było bardzo niebezpieczne po wypadku, który miała. Znała mnie jednak na tyle dobrze, że wystarczyło jedno spojrzenie, aby domyśliła się, że w moim życiu wydarzyło się coś strasznego.

Gdy opowiedziałam jej wszystko
Chciała zaryzykować i być przy mnie, ale zagroziłam jej, że jeżeli to zrobi to zniszczy naszą przyjaźń.
To było okrutne z mojej strony, ale nie miałam innego wyjścia.
Nie mogłam pozwolić, aby narażała dziecko i siebie. Nie wytrzymałabym gdyby jeszcze im się coś stało z mojego powodu. Poza tym prosiłam, aby nikomu nie mówiła o śmierci Nacho, zwłaszcza Domenicowi lub jego bratu. Obiecała mi, że będzie trzymać język za zębami. Wiedziałam, że moja prośba zostanie spełniona, bo nigdy mnie nie zawiodła.

Było już bardzo późno i musiałam wstać i ubrać się do wyjścia.
Założyłam czarną koszulę i spodnie oraz buty w tym samym kolorze. Włosy zostawiłam bez specjalnych poprawek, przeczesując je tylko kilka razy szczotką. W salonie wszyscy czekali już tylko na mnie, a ja nie mogłam się zebrać na odwagę i wyjść z łazienki. Bałam się udać na cmentarz. Chciałam jak najdłużej odwlekać ten moment, ale moja matka jak zwykle nad wszystkim czuwała i nie dopuściła do takiej sytuacji. Przyszła po mnie i zapewniała, że dam sobie radę, że muszę być silna bo mam dla kogo żyć. Słuchałam jej, ale w myślach uważałam, że łatwo jej mówić, ponieważ jest ze swoim mężem ponad trzydzieści lat, a ja... Ja miałam tylko pięć... Tylko pięć lat, które zleciały zdecydowanie za szybko. Moje oczy były opuchnięte i czerwone od ciągłego płaczu. W porównaniu z Klarą, która nawet takiego dnia musiała elegancko się prezentować wyglądałam strasznie, ale w ogóle się tym nie przejmowałam.

Wyszłyśmy z łazienki i przywitałam się z Amelią i Diegiem. Tata zabrał już dzieciaki do ogrodu z tyłu domu, aby nie widziały jak wychodzimy, bo bał się, że na widok Stelli znowu wpadnę w historię.

Dojechaliśmy na cmentarz i od razu udaliśmy się na miejsce pochówku kolorowego. Postanowiliśmy zrezygnować z ceremonii kościelnej, gdyż chciałam aby ten moment był możliwie jak najkrótszy i tylko w obecności najbliższej rodziny.

Po dotarciu na miejsce byłam ogromnie zdziwiona, ponieważ wokół miejsca, w którym ma zostać pochowany mój mąż stało mnóstwo ludzi.
Byli to głownie postawni mężczyźni w czarnych garniturach i w ciemnych okularach. Kilkudziesięciu facetów, a może i więcej, którzy wyglądali jak gangsterzy wpatrywali się w moją stronę jakby chcieli mi coś powiedzieć. Znałam tylko kilku z nich, a reszty nie widziałam nigdy na oczy. Nie miałam pojęcia czy to byli pracownicy, przyjaciele czy może wrogowie Nacho, którzy tylko po zakończeniu ceremonii pogrzebowej będę świętować pozbycie się groźnego rywala. Swoją drogą to nie wiem nawet jak dowiedzieli się, że to dziś będzie pogrzeb, ale nauczyłam się już, że w tym świecie jest tak, że zanim coś postanowisz to inni już wiedzą o twoim kroku.

Obecność tylu podejrzanych mężczyzn wzbudziła ciekawość mojej matki, która próbowała ze mnie wyciągnąć informacje kim oni są, ale powiedziałam jej tylko, że to pracownicy z firmy. Trochę trudno było jej w to uwierzyć, bo prawie wszyscy wyglądali niebezpiecznie, a poza tym nie było praktycznie żadnych kobiet, a jeśli już była to również taka, której nie znałam.

Kapłan zaczął modlitwę pożegnalną, a ja słuchając jego słów ponownie zalałam się strumieniem łez. Nie byłam wstanie znieść tego momentu. Nigdy wcześniej nie cierpiałam taj jak w tej chwili. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że to naprawdę koniec. Koniec najlepszego życia jakie mogłam sobie wymarzyć.

Gdy modlitwa dobiegła końca trumna z ciałem mojego męża została złożona do grobu i obsypana kwiatami.
Nie patrzyłam już na to. Wtuliłam się w ramiona matki, która obejmowała mnie z całej siły jaką w sobie miała. Nigdy wcześniej nie potrzebowałam jej tak jak teraz i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Tak jak ona była teraz największą podporą dla mnie, tak Diego był nią dla Amelii, która również nie mogła powstrzymać łez.

Pomału mężczyźni zaczęli się rozchodzić. Nie którzy podchodzili do mnie i składali kondolencje, za które dziękowałam choć nie miałam pewności czy są szczere.

W oddali moje oczy spostrzegły znajomą sylwetkę. W pierwszej chwili sądziłam, że mi się przewidziało i spojrzałam jeszcze raz. Nie myliłam się.

Stał wpatrzony we mnie w ciemnym garniturze i rękoma w kieszeni, a kilka metrów za nim Mario i dwóch ochroniarzy.
Byłam zła, że ośmielił się tu być. Niewiele myśląc wyrwałam się spod ręki matki, która cały czas mnie trzymała i udałam się w jego stronę.

Brunet był największym wrogiem Nacho. Nie miał prawa tu być i napawać się jego odejściem. Podeszłam i wymierzyłam mu najmocniejszego liścia w policzek jakiego tylko mogłam.

- Jeżeli ci to ulży, mała to możesz mnie bić ile tylko zechcesz – powiedział niewzruszony tym co zrobiłam.

- Co tu robisz? Jak się dowiedziałeś? – pytałam ze wściekłością przez łzy.

- Wszyscy wiedzą, mała. Takie wiadomości roznoszą się błyskawicznie.

- Nie powinno cię tu być. Mogą być wszyscy ,nie obchodzi mnie to. Wszyscy poza tobą – powiedziałam grożąc mu palcem.

- Nie mogłem zostawić cię samej. Musiałem sprawdzić jak się trzymasz.

- To nie twoja sprawa. – Miałam już odejść, gdy nagle coś zaświeciło mi w głowie. – To twoja wina – wyszeptałam, ale emocje ponownie zaczęły przejmować nade mną kontrolę i mój głos stał się bardziej donośny i oskarżycielski. – To twoja wina! Tylko tobie mogło zależeć na śmierci, Nacho!

- Nie miałem z tym nic wspólnego.

- Nie kłam! Nie wierzę ci! Dobrze wiedziałeś, że nigdy z niego nie zrezygnuję, więc go zabiłeś! Zabiłeś ojca mojego dziecka! – krzyczałam ze łzami w oczach.

- Możesz mi wierzyć lub nie, ale nigdy bym ci tego nie zrobił.


- Nie wierzę! Nienawidzę cię! Nienawidzę,  słyszysz!? – wykrzyczałam mu prosto w twarz. – Nie chcę cię więcej widzieć – dodałam i odeszłam po tych słowach.

Dołączyłam do mojej rodziny i stwierdziliśmy, że pora wrócić do domu. W tej chwili miałam w sobie zarówno uczucie bólu jak i wściekłości na pojawienie się czarnego. To była zniewaga mojego męża i brak szacunku wobec niego. Amelia widząc moje rozgoryczenie próbowała uświadomić mi, że w tej chwili nie ma to najmniejszego znaczenia i abym ochłonęła. Udało jej się przemówić mi do rozumu i przestałam zaprzątać sobie tym głowę.

Po dwóch tygodniach rodzice wyjechali. Moja matka stwierdziła, że muszą to zrobić, ponieważ tylko tak będę mogła dojść do siebie i zacząć opiekować się córką.
Oznajmiła mi to i po kilku dniach wrócili do Polski.

Było mi żal rozstawać się z nimi, bo w domu było trochę weselej, ale wiedziałam, że to dla mojego dobra. Z drugiej strony pretensje matki do ojca praktycznie o wszystko wykańczały i tak słabą już moją psychikę. Podziwiałam go, że wytrzymuje to wszystko. Inny na jego miejscu już dawno by ją zostawił.

Z Amelią spotykałyśmy się codziennie. Miałam wrażenie, że pogodziła się z tym co się stało. Było jej przykro, ale cały czas mi powtarzała, że wierzy, że to wydarzyło się po coś, że ma to jakiś głębszy sens. Jak czyjeś morderstwo może mieć głębszy sens? Nie mogłam słuchać tego co mówiła, bo wydawało mi się, że nałykała się jakichś prochów po których zaczynała bredzić. Oczywiście było to nieprawdą, ale fakt w jak krótkim czasie zdołała zaakceptować to co się stało wprawiało mnie w prawdziwy podziw jej osoby. Zastanawiałam się skąd ona bierze tyle siły.

Z każdym dniem coraz bardziej odczuwałam tęsknotę za mężem. Wszystko mi go przypominało i nie mogłam poradzić sobie z tym, że zasypiam w naszym łóżku bez niego, gdy wstaje jego deska leży cały czas na werandzie.
Widok oceanu sprawiał mi największy ból. Nie kochałam go już tak jak wcześniej, bo był jednym z dwóch powodów, który odebrał mi miłość mojego życia.

Próbowałam oddać się w wir pracy, ale tak naprawdę zamiast pożytku, przynosiło to więcej szkód. Nie mogłam się na niczym skupić, ale nie chciałam też, aby wszystko na co tak bardzo pracowałam przepadło przez moją niedyspozycję.
Zaproponowałam Elenie, żeby przez jakiś czas zanim nie wrócę do formy pełniła funkcję dyrektorka. Zgodziła się choć nie bardzo była zachwycona tym pomysłem z obawy, że sobie nie poradzi. Ja natomiast wiedziałam, że jedyną osobą, która może to udźwignąć jest ona.

W domu tylko Stella trzymała mnie jakoś przy życiu. To dla niej starałam się pozbierać, bo potrzebowała mnie teraz bardziej niż kiedykolwiek. Zebrałam się nawet na odwagę, aby wytłumaczyć jej co stało się z Nacho.
Usiadłam na schodach przed naszym domem i posadziłam ją sobie na kolanach.

- Kochanie chciałam ci coś powiedzieć – mówiłam delikatnym głosem przytulając ją do siebie. – Chodzi o tatusia.

- Przyjeżdża już do domu? – zapytała radośnie, a mi serce podeszło do gardła. Czułam jak w oczach zabierają mi się zły, ale dyskretnie otarłam je ręką i po chwili przerwy kontynuowałam.

- Widzisz to piękne, niebieskie niebo, które jest nad nami? – pokazałam jej palcem w górę.

- Tak, widzę.

- Skarbie to jest teraz dom twojego tatusia. Przez jakiś czas nie będzie go z nami, ale przyjdzie taki dzień, w którym znów będziemy wszyscy razem, tylko musimy trochę na to poczekać.

- A kiedy możemy go odwiedzić?

- Nie wiem skarbie. Na razie to nie możliwe. Musimy uzbroić się w cierpliwość. Mamy tu jeszcze dużo rzeczy do zrobienia. Rozumiesz mnie?

- Tak mamusiu – wtuliłam się w nią i bujałam na kolanach, aż zasnęła.

Przeniosłam Stellę do jej pokoiku i poszłam do sypialni. Czułam pustkę będąc tu sama i nawet na pościeli zapach mojego męża był mało wyczuwalny.
Wszystkie jego rzeczy leżały tak jak zawsze. Rozglądałam się po pokoju, potem przeszłam po innych pomieszczeniach domu i uświadomiłam sobie, że nie mogę tu być. Zbyt wiele pięknych wspomnień tu mam, aby przejść do porządku dziennego. Jeśli mam się z tego podnieść muszę wyjechać na jakiś czas.
Postanowiłam, że wrócę do Polski.

Zadzwoniłam do Amelii i poprosiłam o spotkanie.
Po trzydziestu minutach była już u mnie. Poinformowałam ją o mojej decyzji. Była trochę smutna z tego powodu, ale stwierdziła, że to najlepsze wyjście w tej sytuacji. Wyznała mi również, że sama myślała o takim rozwiązaniu, ale została ze względu na mnie, ale teraz ona też uda się na jakiś wypoczynek z rodziną.

Diego załatwił mi lot prywatnym samolotem, który należał do Nacho i jest w posiadaniu firmy.
Spakowałam trochę najpotrzebniejszych rzeczy, pożegnałam się z blondynką i jej synem i wyruszyłam w drogę na lotnisko, na które zawiózł nas szwagier.
Gdyby kolorowy widział jak bardzo pomagał mi w ostatnim czasie pluł by sobie w brodę, że przez tak długi okres nie mógł go zaakceptować.

Dotarliśmy na lotnisko, na którym podziękowałam Diegowi za wszelką pomoc, pożegnałyśmy się z nim i wsiadłyśmy na pokład. Po kilku minutach od startu obie zasnęłyśmy.


Pokonać 365 wątpliwości Where stories live. Discover now