Rozdział 41

3.8K 98 20
                                    

Massimo

Kurwa! Co to miało być? – mówiłem do siebie czekając na ochroniarzy, którzy lada moment mieli po mnie przyjechać.
Musiałem wyjść i zostawić ją samą, aby nie zrobić czegoś głupiego czego mógłbym potem żałować. Byłem tak cholernie wkurwiony przez to co powiedziała, że ledwo udało mi się zapanować nad emocjami. Zdawałem sobie sprawę, że ta rozmowa prędzej czy później będzie miała miejsce, ale nie sądziłem, że gdy do niej dojdzie będę miał w sobie tyle złości. Pomysł z wyjazdem na Teneryfę całkowicie odebrał mi rozum i zdolność do logicznego myślenia.

Po kilku minutach moi ludzie zjawili się i od razu udaliśmy się na lotnisko, aby jak najszybciej z powrotem móc wrócić na Sycylię. Miałem nadzieję, że będę mógł dłużej zabawić w Polsce i przekonać do siebie na nowo rodziców Laury, ale jak zwykle moje plany musiały się spieprzyć i sytuacja skomplikowała się na tyle, że muszę przemyśleć kilka spraw, a zwłaszcza Laura musi to zrobić, aby była pewna tego czego naprawdę chce i oczekuje.

Aby się trochę odstresować podczas lotu nalałem sobie najmocniejszej whisky jaka była na pokładzie i wypiłem jednym haustem, ale i to nie pomogło stłumić złych emocji, które się we mnie kłębiły.

Po kilku godzinach byłem już w domu i od razu udałem się do biblioteki, aby móc popracować i skupić swoją uwagę na czymś innym. Ciężko mi było to zrobić, ale po raz kolejny wyniknęły problemy, którymi musiałem się zająć.

Nie miałem jeszcze zamiaru ujawniać się przed wszystkimi, ponieważ nie wróciłem jeszcze do pełni sił i Domenico miał nadał sprawować funkcję głowy rodziny, ale teraz praca to dla mnie najlepsze rozwiązanie.
Wszedłem do gabinetu, w którym młody prowadził rozmowę telefoniczną. Gdy zobaczył mnie nabuzowanego rozłączył się.

- Massimo co ty tu robisz? Miałeś być w Polsce – powiedział bacznie mnie obserwując.

- I byłem, aż jedną pieprzoną dobę – burknąłem wkurwiony podchodząc do szafki z alkoholem, by nalać sobie kolejną dziś szklankę.

- Co jest? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że znowu się pokłóciliście?

- Młody chociaż ty mnie nie wkurwiaj i daj mi spokój – warknąłem, a potem wypiłem wszystko do dna. – Muszę zająć się czymś pożytecznym.

- Jak chcesz. Ty tu rządzisz.

- Co z tym załadunkiem?

- Będzie za kilka dni, ale podobno Carlos szykuje się na jego przechwyt.

- Już ja mu dam kurwa przechwyt. Nie będzie wiedział jak się nazywa jeśli tylko spróbuje położyć na tym swoją śmierdzącą łapę.

- Bądź spokojny, wszystko jest pod kontrolą.

- Jestem cholernie spokojny! Nie widać tego?!

- Nie bardzo – odpowiada, Domenico nie robiąc sobie nic z mojego wybuchu złości. – Mam pomysł, który pozwoli ci się wyładować i zarazem ochłonąć – dodaje, czym udaje mu się mnie zainteresować.

- Jaki?

- Nie pytaj tylko chodź ze mną.

- Domenico nie wkurwiaj mnie bardziej niż jestem, bo mam już dość niespodzianek dzisiejszego dnia.

- Uwierz mi, że to ci się spodoba.

Zgodziłem się pojechać z nim, bo bardzo zaciekawił mnie tym co wymyślił. W trakcie drogi zorientowałem się gdzie jedziemy i muszę przyznać, że przyjaciel dobrze odczytał mój nastrój, bo tego w tej chwili było mi trzeba. Strzelnica była najlepszym miejscem na wyładowanie się i uspokojenie złych emocji. Tutaj zawsze mogłem się odprężyć i wrócić z całkiem innym nastawieniem.

Spędziliśmy tam ponad godzinę i udało mi się dzięki temu poskromić trochę swój gniew. Jak zawsze byłem zajebisty i wszystkie tarcze były wycelowane prosto w punkt, który lubiłem najbardziej czyli w głowę między oczami.

Po powrocie do domu udałem się do swojej sypialnie, aby wziąć prysznic i odpocząć, ponieważ dzisiejszy dzień dał mi się trochę we znaki zarówno psychicznie jak i fizycznie.

Wszedłem do kabiny. Gdy woda spływała po moim ciele wróciłem myślami do mojej Pani. Było mi kurewsko trudno pojąć dlaczego po raz kolejny ten skurwiel staje na naszej drodze. Laura chce wrócić na Teneryfę żeby się z nim pożegnać. Jak ja mam to do cholery zaakceptować? Nie dam rady tego zrobić mimo najszczerszych chęci. Waliłem pięścią w ścianę na tę myśl, która powodowała, że znowu budziła się we mnie wściekłość.

Laura powinna być tu teraz przy mnie i pieprzyć się ze mną pod tym jebanym prysznicem, a nie zastanawiać się nad przeszłością do której i tak już nie ma powrotu. Gdybym wiedział kilka lat temu, że ten drań mi ją odbierze zabiłbym go zanim jeszcze się spotkali i pewnie teraz dalej byłaby moją żoną.

Torricelli, kurwa opanuj się! Przecież nie możesz ponownie pozwolić, żeby agresja wzięła nad tobą górę, bo wszystko spieprzysz – pomyślałem.

Miałem przemyśleć pewne sprawy, a tymczasem nakręcam się jak głupi co tylko utrudnia mi zdolność zdrowego myślenia.

Po odświeżeniu się położyłem się na łóżko i dalej rozmyślałem jak powinienem postąpić.
Cholernie chciałbym być ojcem dla Stelli, bo pokochałem ją jak własną córkę, ale Laura chce, aby Matos był obecny w jej życiu.

Jak ona sobie to wyobraża?
Że będą oglądać ich wspólne zdjęcia, albo filmiki na których Stella robiła pierwsze kroki, wypowiadała pierwsze słowa, a oni obdarowywali się czułościami z postępów ich dziecka.

A gdzie ja wtedy byłam?
Nie istniałem w ich życiu i byłem największym wrogiem, którego oboje nie chcieli nigdy więcej spotkać.

Co jeśli Stella zapyta o ten moment? Co jej odpowiemy? Kurwa!!! Przecież to nie ma prawa się udać. Nie z takimi warunkami, które mi postawiła.

Od mojego powrotu minęły trzy dni. Nic jeszcze nie postanowiłem w sprawie Laury, bo nadal miałem mieszane uczucia. Byłem w bibliotece i czekałem na Mario, który miał przekazać mi najnowsze wieści w sprawie tego skurwiela Carlosa i dostałem wiadomość sms od Laury.
Serce zaczęło mi walić jak oszalałe gdy zobaczyłem jej imię na wyświetlaczu.

Massimo nie zostawiaj mnie! Tęsknie za Tobą! Twoja Laura.

Zrobiło mi się cholernie ciepło po przeczytaniu tej wiadomości. Myśli o mnie. To znaczy, że jej również jest ciężko, że jesteśmy teraz osobno. Chciałem jej odpisać, że ja również tęsknię, ale duma mi na to nie pozwalała. Muszę najpierw uporać się ze swoimi demonami.

- Massimo już jestem – powiedział Mario, którego nawet nie zauważyłem.

- Dobrze w takim razie mów czego się dowiedziałeś. – Odłożyłem telefon na bok.

- Tak jak podejrzewaliśmy Carlos próbuje przechwycić cały transport kokainy.

- Zabiję skurwiela.

- Co robimy? Czekamy czy...

- Na nic nie będziemy czekać. Ostatnio to zrobiłem i teraz mam dziurę w brzuchu.

- W porządku – odpowiada Mario, bo doskonale wie co ma robić. – Zaraz wyślę po niego ludzi.

- Chcę mieć go tu żywego – oznajmiłem, by przypadkiem nie zabawili się z nim za bardzo.

- Oczywiście Don.

- Gdzie jest Domenico?

- Poleciał po żonę wczoraj wieczorem, ale w sumie powinien już wrócić.

- Jak zwykle nie ma go gdy jest potrzebny – dodałem przez złość choć wcale tak nie myślałem. Już kilka razy uratował mi dupę za co będę mu dozgonnie wdzięczny.

Rozmawiałem dalej ze swoim consigierem, gdy usłyszeliśmy dobiegające wrzaski.

- Oho huragan zwany Olga powrócił – powiedziałem do Mario, który miał zdziwioną minę, ponieważ nie był wtajemniczony w wydarzenia z Polski.

- Co ty odpierdalasz?! – wydziera się od drzwi, które niemal wyrwała z zawiasów.

- Czy nikt nie nauczył cię w domu, że się puka? – Próbowałem być spokojny i opanowany, choć same jej wtargnięcie bez zapowiedzi podniosło mi ciśnienie.

- Jak mogłeś tak postąpić względem Laury?!

- Olga nie wtrącaj się w nie swoje sprawy! – Podniosłem głos, bo zaczęła wyprowadzać mnie z równowagi.

- Masz natychmiast to odkręcić i zatrzymać to morze łez, które przez ciebie wylewa teraz moja przyjaciółka.

- Nie wylewa ich przeze mnie, tylko przez siebie.

- A kto ją zostawił samą i uciekł od problemów jak tchórz?! – wydziera się wymachując rękami.

- Zaczynasz mnie wkurwiać!

- Nie bardziej niż ty mnie. Masz do niech jechać i ją przeprosić! – rozkazuje.

- Nie będziesz mówiła mi co mam robić!

- No tak, jak ktoś może rozkazywać wielkiemu Donowi.

- Domenico możesz zabrać tę wariatkę? – zwracam się do przyjaciela, zanim poleje się krew.

-Ani mi się waż! – Olga spojrzała złowroga na męża, a ten nie zdążył nawet drgnąć. – A jedynym wariatem tu, jesteś ty!!!

- Powiedziałem, że masz się nie wtrącać! Chyba wyraziłem się jasno?!

- Będę się wtrącać tak samo jak ty się wtrącasz w wychowanie moich dzieci!

- Kochanie daj już spokój. – Młody próbował ją uspokoić, ale Olga to chodzący żywioł, którego nie łatwo okiełznać.

- Nie ma mowy! Nie rozumiem jak możesz być takim idiotom?!

- Licz się ze słowami!!! – upominam ją ostro.

- Albo zresztą rób co chcesz! – rzuciła lekceważąco. – Na twoje miejsce jest mnóstwo kandydatów, którzy zawalczą o serce Lari.

- O czym mówisz?? – wkurwiło mnie to co teraz powiedziała, bo ewidentnie o czymś wiedziała.

- O niczym. Żebyś się tylko nie obudził jak będzie za późno! – burknęła i wyszła trzaskając drzwiami.

- Bracie przepraszam za nią – powiedział Domenico, któremu było głupio z zachowania Olgi.

- Chcę zostać sam!

Młody wyszedł, a ja miałem ochotę tu wszystko rozpierdolić. O jakich kandydatach ona mówiła do cholery? Czyżby Laura miała jakiś adoratorów? Zresztą dlaczego mnie to dziwi? Jest przecież piękną kobietą, która ma powodzenie u mężczyzn o czym już sam wcześniej się przekonałem.

Miałem na spokojnie nad wszystkim się zastanowić, a tymczasem Olga zaserwowała mi takie informacje, po których nie mogę zebrać myśli.

Kurwa jak zawsze wszystko musiało się zjebać jeszcze bardziej!

Spędziłem całe popołudnie w bibliotece i dopiero na wieść, że chłopaki złapali Carlosa wyszedłem z niej i udałem się do podziemi gdzie został przyprowadzony.

- Witaj Carlos. Jak miło cię gościć w moich skromnych progach. Chyba wiesz czemu zawdzięczasz tu tę wizytę prawda? – Czekałem na jego odpowiedź, ale nie miał mi nic do powiedzenia.

- Massimo mam się tym zająć? – zapytał Domenico.

- Nie. Mam dziś bardzo zjebany dzień i z wielką chęcią poprawię sobie humor, rozpierdalając komuś mordę.

- Czego ode mnie chcesz?

- No proszę, a jednak umiesz mówić do cholery! Już myślałem, że ze strachu ci mowę odjęło.

- Ja nic nie zrobiłem! Przysięgam!

- Co z ciebie za skurwiel! Jeszcze będziesz się w żywe oczy zapierał!!!

- Ale ja...

- Milcz kurwo!!! Doskonale wiem co chciałeś zrobić! Nie będzie mnie żadna gnida okradać! – wymierzyłem mu pięść prosto w prawy policzek z taką siłą, że aż mu głowa odskoczyła.

- Ja nie chciałem...

- Powiedziałem milcz do cholery!!!

Rzuciłem się na niego i okładałem go obiema pięściami z całej siły jaką w sobie miałem wyładowując na nim całą wściekłość jaka się we mnie ostatnio zebrała. Byłem tak gwałtowny, że aż odczuwałem ból niezagojonej rany, ale nie powstrzymało mnie to aby go dalej atakować.
Przestałem dopiero gdy Carlos stracił przytomność tylko po to, by wyrwać młodemu pistolet z ręki i strzelić prosto w jego parszywy łeb.

- Posprzątajcie – powiedziałem i wyszedłem.

Wróciłem do części mieszkalnej domu i od razu poszedłem do swojego pokoju, by zmyć z siebie krew tego gnoja, którą miałem na rękach i całym ubraniu.

Po zakończonym prysznicy zacząłem zastanawiać się jak rozstrzygnąć sprawę Laury. Myśl, że może być z innym mężczyzną sprawiła, że wpadłem w jakąś furię, której nie umiem powstrzymać.

Nie mogę pozwolić, aby ktoś ponownie mi ją odebrał i tylko tego byłem pewien.
Olga twierdzi, że rozpacze przez to, że ją zostawiłem. Jeśli tak jest w rzeczywistości to znaczy, że może uda nam się dojść do jakiegoś porozumienia i jeszcze nie wszystko stracone.

Kurwa! Jak bardzo bym chciał, aby to się udało.

Laura, musi jednak zrozumieć, że chcę być ojcem dla Stelli na pełen etat i chcę aby mogła mówić do mnie tato. Wiem, że ona nie miałaby z tym problemu, ale czy Laura będzie w stanie to zaakceptować? Tego nie byłem pewien i to najbardziej spowija mi sen z powiek.



Pokonać 365 wątpliwości Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz