Rozdział 13

4.2K 97 9
                                    

- Pani Lauro jesteśmy na miejscu. – Głos Corteza obudził mnie z głębokiego snu.

Rozchyliłam ciągle zaspane powieki, przeciągnęłam się i dopiero doszedł mnie sens usłyszanych słów. Jesteśmy na miejscu... Wróciłam do domu.
Uśmiechnęłam się w duchu i nie mogłam doczekać się powrotu na plażę, gdzie czekać będzie na mnie córeczka, z którą mam zamiar spędzić dzisiejszy dzień na zabawie.
Przespałam całą podróż dzięki czemu czułam się wypoczęta i odprężona zwłaszcza, że któryś z chłopaków okrył mnie ciepłym kocykiem co zapewne umiliło mi sen.

Po opuszczeniu samolotu ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu w moją stronę biegła Stella, a za nią podążał mój mąż.
Ja również zaczęłam biec w kierunku dziewczynki, gdyż chciałam jak najszybciej mieć ją w swoich ramionach.

- Mamusiu, mamusiu! – wołała Stella, a potem rzuciła mi się na szyję i przytuliła całą siłą jaką w sobie miała.

- Kochanie moje, bardzo za tobą tęskniłam – mówiłam w dalszym ciągu mając ją w swych objęciach.

- Ja też. A kupiłaś mi coś?

- Oczywiście skarbie, ale dostaniesz dopiero w domu – skradłam jej całusa. W tym czasie dołączył do nas Nacho.

- Witaj moja piękna żono. – Pocałowaliśmy się na przywitanie i objął mnie w pasie po czym poszliśmy w stronę samochodu, którym przyjechali.

- Bardzo mi się podobała wasza niespodzianka – powiedziałam trzymając rękę blondyneczki, która wesoło podskakiwała.

- To pomysł Stelli. Jak tylko się dowiedziała, że dziś wracasz to musiałem ją ze sobą zabrać, a to jeszcze nie koniec.

- Ooo widzę, że czeka nas intensywne popołudnie.

- Zgadza się – przytaknął z uśmiechem, który szybko opuścił jego twarz i przybrał poważny wyraz. – Wiesz, że będziemy musieli porozmawiać?

- Wiem.

Jadąc do domu mówiliśmy praktycznie całą drogę o Oldze. Nie poruszaliśmy innego tematu, ponieważ córka siedziała na tylnym siedzeniu. Czekały nas ciężkie rozmowy od tej o Donie po szczegóły mojego przeszczepu. Postanowiłam, że omówię to z Nacho wieczorem, albo jutrzejszego dnia, aby nie psuć miłej atmosfery i niespodzianki, którą jeszcze dla mnie mają.

Dojechaliśmy na miejsce, a tam czekała już na nas Amelia z Diegiem i Pablem oraz palący się grill. Miło z ich strony, że chcieli mnie przywitać, ale prawdę mówiąc miałam nadzieję, że spędzę popołudnie z domownikami.

- Cześć kochana. Nareszcie jesteś. Brakowało nam tu ciebie – przemówiła Amelia przytulając mnie na przywitanie. To dziwne, że nie było mnie raptem kilka dni, a przygotowali imprezę powitalną jakbym wróciła co najmniej po miesiącu.

- Mi was też.

- Strasznie schudłaś przez te dni na Sycylii. Jadłaś cos w ogóle? – dopytywała szwagierka przyglądając mi się uważnie.

- Nie wiele – przyznałam szczerze, bo naprawdę, praktycznie nie odczuwałam tam głodu przez ciągły stres. – Byłam tak przejęta Olo, że ledwo mogłam przełknąć cokolwiek.

- Nie przejmuj się kochanie, zaraz to nadrobimy – rzucił kolorowy przekręcając karkówkę, która się piekła.

Dzieciaki nie mogły się doczekać prezentów jakie dla nich przywiozłam, więc rozpakowałam torbę i obdarowałam każde z nich upominkami. Oboje byli zachwyceni rzeczami, które dostali, ale najbardziej przypadła im do gustu kula z wulkanem. Jak się dowiedziałam od maluchów lawą wulkanu jest slime. Co to w ogóle jest, że dzieci mają takiego hopla na tym punkcie? Nie mogłam pojąć geniuszu tej zabawki, jeśli można było nazwać to zabawką.

Pokonać 365 wątpliwości Where stories live. Discover now